poniedziałek, 5 lipca 2010

Szaleństwa Brooklynu - Paul Auster


Nie wiem, na czym to polega, ale książki, których akcja osadzona jest w Nowym Jorku, mają w moim odczuciu niesamowity klimat. Niespieszna akcja, bohaterowie samotnicy lub dziwacy, knajpki i księgarnie, wszystko owiane mgiełką melancholii. Tak przynajmniej jest u Nicole Krauss, Siri Hustvedt i Paula Austera. "Szaleństwa Brooklynu" nie są wyjątkiem - znalazłam w nich to, czego szukałam.


Narratorem jest 60-letni Nathan, który niedawno przeszedł na emeryturę, rozwiódł się z żoną i przeprowadził na Brooklyn. Nie spodziewa się niczego nowego w życiu, chce tylko w spokoju dotrwać do kresu swych dni, jednak nie jest mu to pisane. Zaprzyjaźnia się z dawno niewidzianym, a mieszkającym w okolicy, siostrzeńcem Tomem, który mimo młodego wieku wydaje się bardziej zrezygnowany niż jego stryj. Akcja nabiera tempa, wydarzenia następują niemal lawinowo. Znajdziemy tu i dramat rodzinny, i historię miłosną, i elementy powieści łotrzykowskiej. Całość przedstawiona z dużą dozą humoru, a przede wszystkim z ogromną wyrozumiałością dla ludzkich słabości.

"Szaleństwa Brooklynu" są dla mnie książką o poszukiwaniu szczęścia i peanem na cześć życia, co nie oznacza, że Auster napisał wesolutką powieść z happy endem. Znajdziemy tu również echa wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2000 r. i krytykę polityki Busha (chyba pierwszy raz spotykam się z tak jawnym wyrażeniem poglądów politycznych autora w swojej powieści). Jest to także książka o książkach i ich miłośnikach; fakty z historii literatury przytaczane przez jednego z bohaterów świadczą o dużej erudycji Austera. Last but not least jest to również hołd złożony samemu Brooklynowi, autor z miłością pisze o jego mieszkańcach, być może dlatego, że sam od lat tu mieszka;)

Lektura bardzo przyjemna i satysfakcjonująca, rozbudzająca apetyt na kolejne książki utrzymane w podobnym klimacie.

Paul Auster, 'The Brooklyn Follies', Faber & Faber, 2005

11 komentarzy:

  1. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tego pana, ale tę na pewno poszukam. Nowy York także w moim odczuciu jest niesamowity i nigdy nie wiadomo co lub kogo się w nim znajdzie. Moje jedyne zetknięcie z tym miastem odbyło się wiele lat temu, ale nie bezpośrednio. Poleciałam do ciotki do LA a tam spotkałam przesympatycznych Nowojorczyków z Bronksu. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że łatwiej było mi zrozumieć ich slang niż np rodowitego Anglika. Hm... Teraz z kolei koresponduje z trzema osobami mieszkającymi w NY, z tym tylko jeden z nich jest bylcem tego miasta od urodzenia. Ale podobnie jak Woody Allen jestem zakochana w tym mieście. Zmusiłam się nawet ostatnio do obejrzenia SATC serialu, który rozgrywa się w NY i mam ubaw po pachy :P
    Austera poszukam, po twojej notce widzę, że jest tego koleś wart :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no brzmi dobrze - moze jednak przeprosze sie z panem A? bo kiedys nie polubilismy sie za bardzo...
    natomiast NY to pare miast w miescie. poznalam glównie manhattan: upper east side oraz rozmaite muzea. powiem szczerze, ze moej pierwsze wrazenia to brud, wiatr niesie olbrzymie ilosci smieci, no i ta straszna wilgotnosc. ale sniadanko w plazie bylo niezmiernie obfite

    OdpowiedzUsuń
  3. Barbara Silver -->

    Auster wart jest głębszego poznania, choć nie wszystkie jego książki są dobre. "Trylogia nowojorska" zrobiła na mnie b. duże i pozytywne wrażenie, ale "Noc wyroczni" była już nudna.
    A Allena uwielbiam, z paroma wyjątkami;)

    sygryda -->

    Ciekawe, co czytałaś?
    Legendarna nowojorska wilgoć;) Dużo o niej (i innych rzeczach) słyszałam od koleżanki tamże mieszkającej. Może kiedyś osobiście tego doświadczę;) Na razie wolę zwiedzać inne kraje.

    OdpowiedzUsuń
  4. zaczelam pierwsza aczesc trylogii nowojorskiej, ale bij zabij, nijak nie moge sobie przypomniec tytulu

    OdpowiedzUsuń
  5. Tytuł to "Szklane miasto". Sama może zajrzę ponownie do tej książki, po ok. 12 latach pamiętam zaledwie atmosferę - smutnawą, wyciszoną.
    Auster na szczęście sporo napisał, więc jest w czym wybierać;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tez czytalam tylko "Trylogie nowojorska" (cala) i zaczelam cos jeszcze, ale mi nie podeszlo. Zreszta i "Trylogia..." nie wywolala we mnie zadnych emocji. Za to "Szalenstwa Brooklynu" mam ochote przeczytac od dawna, bo od dawna wydaje mi sie, ze to inna ksiazka od tych, po ktore siegnelam. Nie skreslam wiec Austera.
    A Nowy Jork znam jako tako, bylam tam dwa razy i z pewnoscia bede jeszcze nie raz. Uwielbiam to miasto, moglabym tam pewnie nawet na troszke zamieszkac (do czego pewnie nigdy nie dojdzie), choc i tak wole Londyn.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Szaleństwa" warte są grzechu;) Sposób pisania o bohaterach przypomina mi Hrabala: z sympatią i wyrozumiałością. Aż się ciepło na sercu robi;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, porownanie do Hrabala dziala na mnie raczej odstraszajaco niz zachecajaco :) Ufam, ze chodzi tylko o owe cieplo i sympatie, a nie poczuce humoru. Przeczytam tak czy inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdecydowanie o ciepło i sympatię;) A czemu nie lubisz Hrabala?

    OdpowiedzUsuń
  10. oo ta książka stoi już na mojej półeczce chyba od urodzin (prezent od taty) ale jako, że jest moja to czeka i czeka. Popełniam taki grzeszek wobec moich własnych książek, że ich zwyczajnie nie czytam. Nie czytam ich bo moją uwagę absorbują książki biblioteczne (które czekać nie mogą) biedne te moje własne książeczki! Mam nadzieję, że się kiedyś nie zbuntują i mnie nie pożrą ze złości albo co! :)) z duża szybkością by mnie skonsumowały bowiem jest ich nie przeczytanych, zignorowanych przez ich właścicielkę sporo, spoooro! Książeczki me wybaczcie! A Auster może rozpocznie już nowy roczek:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że to powszechna przypadłość moli książkowych;) Ja się obawiam, że moja szafa się kiedyś w nocy na mnie przewróci - ostatnio z braku innego miejsca upycham w niej i książki. To wszystko przez czytanie m.in. cudzych blogów - tyle jest świetnych książek do przeczytania;) Czytanie naprawdę może stanowić zagrożenie dla zdrowia;)))

    OdpowiedzUsuń