czwartek, 24 listopada 2011

Kojące solo

Powodzenia u mężczyzn nie miałam nigdy. Szczęścia w miłości także niewiele. Uczucie, które najczęściej przeżywam, to tęsknota. Jestem szczęśliwym człowiekiem. [str. 7]

No właśnie - czy aby na pewno autorka jest szczęśliwa? Wątek samotności stale przewija się przez zapiski w "Solo", a te obejmują przecież ponad 10 lat. Dojrzała kobieta próbuje "rozgościć się" w swoim życiu bez dzieci, które dorosły i wyprowadziły się z domu, oraz bez mężczyzny, którego brakuje z różnych powodów. Sądząc po przytaczanych wyimkach z lektur autorka wciąż oswaja nową sytuację, jeszcze się uczy być sama. Nie jest to żałosne użalanie się, o nie! Odnoszę wrażenie, że Raduńska samą siebie chce przekonać, że jest już dobrze, że samotność jej nie doskwiera, a w rzeczywistości jest inaczej: nadal tęskni. To nie zarzut, to uwaga osoby postronnej. I wierzę, że można być szczęśliwym odczuwając tęsknotę.


Raduńską lubię za spokój. Jej książki (wszystkie bazują na notatkach w dzienniku) są szansą na wyciszenie i głębszą refleksję. Od ich czytania robi się ciepło na duszy, a na sercu jakby lżej. To nie jest wielka literatura, ale ma silne właściwości kojące. Nawet dla kogoś takiego jak ja, kto żyje całkowicie odmiennymi problemami. W porównaniu z "Białymi zeszytami" i "Kartami z białego zeszytu" w obecnym tomie najwięcej jest cytatów i przemyśleń, pracy "nad sobą". Odnotowywanie wydarzeń jest mniej istotne, wyjątek stanowi odchodzenie bliskich osób i relacje z dziećmi, z rzadka - wojna w Iraku. W moim przypadku "Solo" z pewnością zaowocuje lekturą kilku książek, które wspomina Raduńska - najwyraźniej nadeszła pora na przeczytanie "Biegnącej z wilkami" Estes. I tylko żal, że wydawnictwo zdecydowało się na tak infantylną okładkę;(.

___________________________________________________________

Sonia Raduńska "Solo", Wydawnictwo Dobra Literatura, Słupsk, 2011
___________________________________________________________




9 komentarzy:

  1. Czytałam jej Białe zeszyty tylko i nie rozumiałam zachwytów. Dla mnie to było strasznie infantylne pisanie, pisanie do szuflady, który takim powinno pozostać. No, ale jeśli komuś to pomaga, to może dobrze, że to wydała. Mnie jednak odrzuca od takich wynurzeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. A, chwila, to były "Kartki z białego zeszytu" :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się wydaje, że to jest właśnie pisanie dla siebie, nie dla innych. Ciekawi mnie, skąd pomysł na książkowe wydanie.

    Nie zgodzę się, że to pisanie infantylne. Prostym językiem, owszem. Ja w tych zapiskach znajduję prawdziwego człowieka, który ma problemy jak inni, tylko nie z mojego przedziału wiekowego;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wojna w Iraku? Ciekawe dlaczego własnie ta, nadwrażliwiec pacyfista zawsze znajdzie jakiś konflikt zbrojny, którym można się martwić.
    U mnie nie zaskoczyło z 1 częścią cyklu, ale nie wykluczam powtórki za kilka lat.
    A tu recenzja innej fanki Raduńskiej:
    http://dom-z-papieru.blogspot.com/2011/10/to-nie-jest-ksiazka-dla-was.html
    choc pewnie znasz?

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam opinię Książkowca, znam;)

    Autorka wspomina jeszcze wojnę na Bałkanach. Podkreślam: wspomina. A co jest złego w tym, że kogoś wojny poruszają? Że pomyśli przez chwilę o cywilach, których wplątano w działania wojenne?

    Reakcja na pisanie Raduńskiej o wojnach dobrze ilustruje jej spostrzeżenia, że obywatele krajów zaatakowanych muszą się czuć jak Polacy w 1939 r. - rozczarowani brakiem interwencji ze strony innych państw.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu- nic złego. Żeby się wypowiadać o pisaniu Raduńskiej (o wojnie czy też nie) musiałabym cokolwiek przeczytać:). Bo tak to się zaraz zapętlę:).

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mi się wydaje, że nic złego;) To naprawdę są odpryski. Zresztą w ogóle mam wrażenie, że ten tom jest wyciągiem z dużo szerszych zapisków. Dziwi mnie trochę brak dat, jest ich b. mało.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyny, dzięki za wspomnienie.:)
    Jednak są opinie, że to nie jest książka dla każdego. Decydują tu - czasem wiek, czasem niechęć do braku akcji. Mam identyczne wrażenie, że to część zapisów szerszego dziennika. Pacyfistyczne wstawki (drażniły mnie powrotami) może miały zastąpić brak dat i umiejscowiły w czasie teksty pamiętnikarskie? Nie wiem. Trudno też mi się oprzeć wrażeniu, że książka jest oparta na własnych przeżyciach. Może to moda na pisanie i publikowanie wspomnień? Gdy szukam w Internecie albo słyszę wypowiedzi autorek w telewizji, to dokładnie tak to wygląda. Zresztą ilu pisarzy opiera na autobiografii przynajmniej jedną, dodajmy najlepszą, swoją książkę? Bez tego pędu nie miałybyśmy też Anny Janko i jej cudnej "Dziewczyny z zapałkami". Widzicie podobieństwa? Nic to, książka jest wspaniała i jeśli autorka nadal skrobie coś tam w kajeciku, to niech nie chowa do szuflady. Zamawiam w ciemno! Pozdrawiam wszystkie "śliwki węgierki"!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ooooo, Janko to dla mnie zdecydowanie wyższa półka. U niej uderza przede wszystkim język - przynajmniej dla mnie. To jest sztuka napisać o codzienności w poetycki sposób. Inaczej, ale także o codzienności pisze np. Bargielska w "Obsoletkach".
    Ja też wierzę, że Raduńska opisuje własne życie;)
    A śliwki i kolor śliwkowy b. lubię;)

    OdpowiedzUsuń