piątek, 11 listopada 2011

My się chyba już znamy

Panna Hearne uśmiechnęła się do odbicia swej kanciastej twarzy. Pod jej spojrzeniem ta twarz w lustrze przeobraziła się w i zaokrągliła, ziemista cera pojaśniała, długi spiczasty nos, na którym osiadła łezka zimna, stał się pięknym noskiem. Ciemne oczy, rozlatane, pełne urojonych obaw, patrzyły teraz wielkie, sarnie, świetliste. Jej piersi i ramiona brzydkie jak najtańszy wieszak, nabrały łagodnej krągłości ponad wiotką znów dziewczęcą kibicią.

Widziała w lustrze ta nieładna panna Hearne siebie zmienioną zupełnie, widziała swoją urodę. Jeszcze mogła się łudzić. Jej brzydota, która kiedyś kiełkowała ukryta w niezgrabnym gapiowatym podlotku, potem rosła w niepozornej młodej pannie, a teraz już zaczynała kwitnąć w kobiecie powyżej lat czterdziestu, jeszcze nie była brzydotą uderzającą, pełny rozkwit miała osiągnąć dopiero w kobiecie starej, uniemożliwiając raz na zawsze wszelkie zabawy w piękność przed lustrem.
[str. 18]


Czytając powieść Briana Moore'a niejednokrotnie przychodziło mi na myśl, że tak mogłyby wyglądać dalsze losy Jean Brodie z powieści Muriel Spark. Judyta pełnię życia ma już za sobą, ale bardzo przypomina mi pannę B. - ma równie nieznośny sposób bycia. Nie wiem, co bardziej zaważyło na tych skojarzeniach - podobny styl pisarski i postacie czy też fakt, że obie bohaterki w adaptacjach filmowych zagrała ta sama aktorka - Maggie Smith. Jedno jest pewne - "Judyta" podobała mi się bardzo.

U Moore'a okoliczności są naturalnie inne niż u Spark: ponury Belfast lat 50-tych, a w nim stara panna w wynajętym pokoju. Utrzymuje się ze skromnej renty po ciotce i lekcji muzyki, niestety uczniów zaczyna brakować. Jedyną radością jest cotygodniowa herbatka u znajomych - Judyta przeżywa te spotkania tak bardzo, że zawczasu przygotowuje sobie tematy do omówienia. Równie gorliwie podchodzi do każdego nowo poznanego mężczyzny - a nuż okaże odrobinę zainteresowania i coś z tego wyjdzie? Owo "coś" to naturalnie małżeństwo, bycie żoną jest dla głównej bohaterki szczytem marzeń i ostatnią deską ratunku, zwłaszcza że nawet Jezus ją opuścił.

Szkoda mi tej Judyty. Bywa natrętna i nietaktowna, jej rozpaczliwe działania budzą głównie irytację, ale żal mi kobiety. To oczywiście zasługa autora, który pomysłowo przedstawił swoją bohaterkę: pozwolił czytelnikowi "podsłuchiwać" jej myśli, a czasem także osób postronnych. Nic tylko współczuć. Zaznaczam, że nie jest to powieść ckliwa czy jednowymiarowa. Wręcz przeciwnie, to powieść poruszająca co najmniej kilka istotnych tematów, z dobrze wymyśloną bohaterką i narastającym napięciem. Raczej bym na nią nie trafiła, gdyby nie kwiecista okładka wydania amerykańskiego:


__________________________________________________________________

Brian Moore "Judyta", tłum. Zofia Kierszys, Wydawnictwo PAX, Warszawa, 1971
__________________________________________________________________


8 komentarzy:

  1. no proszę, w ogóle nie słyszałam! zaciekawiłaś mnie, a i okładka nyrb bardzo mi się podoba. oni jednak na ogół mają fajne okładki, nie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Już, już miałam kupować to amerykańskie wydanie,a teraz okazuje się, że ta książka jest przetłumaczona i w dodatku czeka na mnie w mojej ulubionej bibliotece. Dzięki wielkie. A jednak szkoda, że nie ma tak zabójczej okładki, nawet tytuł polskiego wydania jakiś biedniejszy;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładki wyglądają jak Kopciuszek w domu i na balu. :)
    Jej piersi i ramiona brzydkie jak najtańszy wieszak, - Miss Brodie byłaby chyba oburzona takim porównaniem, w ogóle słowo "brzydkie" prawdopodobnie nie było używane w kontekście jej walorów zewnętrznych. :)
    Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z twórczością tego pisarza. Bardzo ciekawe odkrycie, more Moore! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. --> bezszmer

    Ja też nie słyszałam, od czasów Ptaszyny przeglądam listę NYRB i coraz więcej tytułów mnie interesuje. Zaczynam od tych wydanych wieki temu po polsku, ale też nęcą mnie inne. Kolejne dwie książki o kobietach już w drodze;)

    --> porzadek-literacki

    Niech żyją biblioteki!;) Zwłaszcza te, które nie pozbywają się zbyt szybko starych tomów.
    Anglojęzyczny tytuł podobno dopiero po latach doczekał się rozwinięcia, na początku to była tylko Judith;)))) Z jednej strony samo imię nic nie mówi, a z drugiej - lonely passion sugeruje zbyt wiele;)
    Najlepsze podziękowanie to chęć sięgnięcia po książkę;) Bardzo jestem ciekawa twojej opinii.

    --> Lirael

    Jak Kopciuszek, ale w obu wersjach ukwiecony;)
    Po Twojej uwadze o ew. oburzeniu panny Brodie pomyślałam, że niewiele wiem o jej wyglądzie tj. jak wyglądała wg Spark. Muszę przewertować książkę.
    Moore często poruszał temat religii w swoich książkach i trochę mnie to zniechęcało, ale niepotrzebnie. W "Judycie" ten wątek jest b. ciekawie przedstawiony, najlepiej osobiście się przekonać;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że nieistotne jak Miss B. naprawdę wyglądała - z pewnością we własnych oczach była boginką! :)
    Widzę, że twórczość pana Moore jest u nas dostępna w sporej obfitości. Szkoda tylko, że prawie zupełnie brak informacji o jego książkach. :(

    OdpowiedzUsuń
  6. :)))))))))))))) Na pewno była boginką we własnym mniemaniu. No i miała dowód ze strony (przynajmniej) dwóch wielbicieli;)

    Tak, Brian Moore jest mało znany, w wyszukiwarce najpierw pojawia się jakiś sportowiec. Zamierzam wrócić do tego pana jeszcze, "Katolicy" mnie zaintrygowali.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylko przypadkiem nie czytaj streszczenia "Katolików" w angielskiej Wikipedii, właśnie się dowiedziałam, jakie mają zakończenie. :(
    "Żona magika" zapowiada się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki za ostrzeżenie, czytać nie będę;)
    "Żona magika" - tak, tak! Sam tytuł działa na wyobraźnię;)

    OdpowiedzUsuń