środa, 8 sierpnia 2012

Śniadanie à la Klas Östergren

Lubię opisy posiłków w literaturze. Dopełniają obrazu bohaterów, czasem stanowią inspirację dla własnych eksperymentów w kuchni. Niektóre z tych opisów są na tyle oryginalne, że aż chce się nimi podzielić z innymi.;) Od czasu do czasu będą tu się zatem pojawiać co bardziej smakowite kąski. Na początek coś z podczytywanych właśnie "Gentlemanów" Klasa Östergrena:

Śniadania Henry'ego były, mówiąc oględnie, godne uwagi. Apostołowie zdrowego żywienia, obsesjonaci liczenia kalorii i wyznawcy diety Waerlanda mogliby godzinami rachować, oniemiali, by ze składników tych posiłków wyciągnąć zawartą w długich formułach istotę nowej recepty na samobójstwo. Zwykle wyobrażamy sobie, że stary kawaler w wieku Henry'ego połyka na stojąco kubek neski zalanej letnią wodą z kranu, do tego papieros w biegu. To jednak bynajmniej nie była melodia Henry'ego-gourmanda. Nabrał tego zwyczaju w młodości, podczas długiego pobytu na kontynencie. Nie wiem, czy jego śniadanie by anonsowano jako "kontynentalne" - jeśli tak, to czy jako duńskie, angielskie, niemieckie, czy francuskie? - ale na pewno pod każdym względem monumentalne.
Henry zarzucił na siebie wytłuszczony fartuch, a jego ręce profesjonalisty w oszałamiającym tempie śmigały po kuchni w rytm radiowej muzyki niczym pałeczki werbla, gdy wyjmował wszystko, co tylko mogła skrywać jego zawsze niezmiennie uboga spiżarnia: najpierw dwie szklanki zawiesistego, odżywczego soku z gujawy dla zaspokojenia najpilniejszych żądz, potem dwie kroki domowego francuskiego razowca przypieczone tak, że słone masło ściekało obficie, ementaler miękł i topniała marmolada agrestowa firmy Wilkin & Sons; potem szklanka soku marchewkowego, pół opakowania bekonu i jajko sadzone z niemieckim ketchupem cynamonowym, popite słuszną ilością soku pomarańczowego; do tego dorzucał talerz zsiadłego mleka ze śmietanką i müsli, by wszystko ukoronować filiżanką rozpuszczalnej kawy zbożowej wsypywanej do gorącego tłustego mleka.*)
Ufff.;)


[*] Klas Östergren "Gentlemani" przeł. Anna Topczewska, DodoEditor, Kraków 2010, s. 51-52

64 komentarze:

  1. Mógłbym jadać śniadania z tym panem:)) A samo dzieło zapowiada się równie smakowicie jak ten opis?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Myślałam, że zostanę zakrzyczana za propagowanie niezdrowych trendów.;)
      Tak, książka jest smakowita, niedługo coś więcej o niej napiszę.

      Usuń
    2. Jakbyś prowadziła bloga dla superekologicznych anorektyczek, to pewnie zginęłabyś marnie pod falą obelg:) A tak, to ja pochwalę, Bazyl pewnie wpadnie i pochwali:P

      Usuń
    3. Nie ukrywam, że lubię dobrze pojeść.;) Nie w monumentalnych ilościach, ale smacznie. Poza tym śniadanie wzmiankowanego Henry'ego można zawsze podciągnąć pod zalecenie: jedz śniadanie jak król, obiad jak książę, a kolację jak żebrak.;)

      Usuń
    4. Czyli jednak element porady dietetycznej się pojawił:)) Swoją drogą, czy współczesna polska literatura w ogóle zawiera opisy jedzenia? Opisywani frustraci chyba głównie piją kawę:) Wyjątek stanowi Szwaja, tam o jedzeniu sporo.

      Usuń
    5. Tak, bohaterowie często piją kawę na pl. Trzech Krzyży, albo raczą się sushi. Wyjątkiem jest Mock Krajewskiego, ale to opis innej rzeczywistości.

      Usuń
    6. Raczenia się sushi nie zaliczam do jedzenia:P Czyli kuchenne szaleństwa, ciasta, pieczone mięsa i szynki oraz majonezy to już wyłącznie domena obyczajówek dla kobiet? O ile bohaterka nie jest fanatyczką odchudzania:P

      Usuń
    7. W tym rzecz, że w obyczajówkach wielkomiejskich kobiety najczęściej liczą kalorie.;( Jak to strata dla literatury! Ale będę zwracać uwagę i donosić o odkryciach.;)

      Usuń
    8. Czyli trzeba czytać obyczajówki wiejskie:)) Taka Stateczna i postrzelona Szwai - wyprowadzają się kobity w góry i od razu pierożki, gulasze, zasmażka, konfiturki:)

      Usuń
    9. A żebyś wiedział.;) Albo czytać o zwykłych zjadaczach chleba, a nie pracownikach korporacji.
      Pierożki - mniam.;) Ostatnio co prawda mam ciąg na placki ziemniaczane.;)

      Usuń
    10. Nie ma to jak smażone potrawy skąpane w tłuszczyku.:)

      Usuń
    11. Z nowych to u Wiktora Hagena sporo o jedzeniu. Ale fakt, przy niczym nowym polskim chyba nie dostałam takiego ślinotoku jak swego czasu przy "Chłopach"... Pamiętam jak dziś, bo byłam wtedy w trakcie pierwszego w swoim życiu prawdziwego nastoletniego odchudzania i burczenie z brzucha przeszkadzało mi w lekturze! A tam dużo o smażonych potrawach skąpanych w tłuszczyku, oj dużo! (co pisząc, czym prędzej sięgnęła po zabraną z domu marchewkę; placki strasznie świnią torebkę)

      Usuń
    12. Hagen? Muszę zapamiętać. U Reymonta swojskiego jadła faktycznie sporo. Kasze, skwarki - no, no.;)
      Wrócę do Mocka - mocnego alkoholu właściwie nie lubię, ale jak Krajewski pisał o śledziu podlewanym wódką, to ślinka mi ciekła. Po hektolitrach trunków różnych u Bukowskiego też mi się chciało sięgnąć po jakiś napitek.;)

      Usuń
    13. Mi przy Krajewskim ślinka nie cieknie - otoczenie nie za bardzo. Na co można spojrzeć też z drugiej strony: jest tam tak obrzydliwie, że nic tylko się upić. U Bukowskiego takoż.

      Usuń
    14. Ale Mock czasem jadał w dobrym towarzystwie, nie tylko w spelunkach.;) Chyba był fragment o piwnicy pod ratuszem wrocławskim.

      A Bukowski - wiadomo.;)

      Usuń
    15. Śledzik podlewany wódką to jednak piękny element w "Złym" Tyrmanda. Plus te klimatyczne warszawskie knajpki z lat 50-tych :-)

      Usuń
    16. Ze Złego to pamiętam przede wszystkim rzodkiewki, bardzo apetyczne:)

      Usuń
    17. Cholerka, wygląda na to, że nastolatka nie zwracałam zbytnio uwagi na potrawy w literaturze.;) Pamiętam za to lekko mętne galarety i sałatkę warzywną w majonezie nie pierwszej świeżości w knajpianych chłodniach PRL-u.

      Usuń
    18. To polecam klasyk, bardzo a propos: http://www.waligorski.art.pl/proza.php?myk=b&nazwa=314 Tylko raczej nie należy jeść przy lekturze:P

      Usuń
    19. Omszałych jajek na szczęście nie pamiętam, w końcu w takie miejsca trafiałam na chwilę od wielkiego dzwonu, ale wierzę, że bywało podobnie jak u Waligórskiego.

      Usuń
    20. @ZWL Cykl zacny, ale ja bym wolał:
      - zestaw kolacyjny, bo jak mawia moja Mama, jadam jak gąsior, czyli napycham kałdun po nocach,
      - coś bardziej klasycznego w smaku, bo na samą myśl o ementalerze z agrestową marmoladą mam ciary (podobnie zresztą jak na myśl o zawiesistym soku).
      A tak w ogóle, to ja mało wybredny jestem i działam w myśl reguły śp. Chrzestnego, że "wełna nie wełna, byle kicha pełna". I owszem, chciałbym celebrować jedzenie i umieć je doskonale przyrządzać, ale niestety nie potrafię ani tego, ani tego.
      PS. A fajnie o jedzeniu pisze Scott Lynch, ale że rzecz dzieje się w wymyślonym świecie, to i składniki są dość egzotyczne :)
      PS. Ketchup cynamonowy?! Próbowałem już kiedyś ogórkowego i dziękuję, postoję :(

      Usuń
    21. Co za maksyma! Muszę zanotować.;)

      Ketchup ogórkowy? Trudno mi sobie nawet wyobrazić to połączenie smakowe. Chyba wolałabym ketchup cynamonowy.;)

      Usuń
    22. @Bazyl: można się napychać po nocach, ale to wcale nie wyklucza porządnego śniadania:)) Śniadanie podstawowym posiłkiem dnia!

      Usuń
    23. Podstawowy posiłek, absolutnie.;)

      Usuń
    24. Nie wiem w zasadzie jak to jest, bo będąc na urlopie śniadania spożywam solidne i bez wstrętu. Natomiast po powrocie do kieratu codzienności jakoś tak dziwnie się dzieje, że nie mam na nie czasu :(

      Usuń
    25. I to potem negatywnie odbija się na Twojej wydajności pracy:P Pracodawca powinien za to udzielić Ci upomnienia z wpisem do akt:)

      Usuń
    26. Albo zorganizować pomieszczenie socjalne, bo na stoliczku metr na metr, to raczej kontynentalnie trudno poszaleć. I bez kuchenki :(

      Usuń
    27. Uruchom związki zawodowe, niech naciskają na władzę:)

      Usuń
    28. @ Bazyl

      Nie ma się co dziwić, że wieczorem nadrabiasz niedobór substancji odżywczych w organizmie.;)

      Usuń
  2. "Niezmiennie uboga spiżarnia", wyborne! A "niemiecki ketchup cynamonowy" brzmi trochę jak oksymoron; we wszystko uwierzę, tylko nie w to, że Niemcy wymyśliliby takie kulinarne zestawienie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że to składnik, który mnie b. zafrapował, ale okazuje się, że nie jest wymysłem pisarza. Tu przepis na ketchup cynamonowy własnej roboty. Ale skoro Niemcy mają ketchup o smaku curry, to może 30 lat temu (tego okresu dotyczy książka) mieli cynamonowy.;) Podobno dobrze pasuje do dań z kuchni indyjskiej.;)

      Usuń
    2. To, że Niemcy mają taki ketchup, nie czyni go od razu niemieckim:) Ale być może ich krzywdzę, Entschuldigung! (Często mam okazję zaglądać do ich koszyków w polskich supermarketach i finezją nie trąci, oj nie!)

      Usuń
    3. Mnie się wydaje, że Niemcy lubią cynamon (wnioskuję z ich przepisów kulinarnych), więc szansa na to, że produkowali taki ketchup jest.;) Zgadzam się co do braku finezji w koszykach i na stołach, kuchnię (i humor) mają raczej ciężką. Ale i tak ich lubię.;)

      Usuń
    4. Może niemiecki ketchup to jak ryba po grecku i barszcz ukraiński, lokalny wynalazek promowany jako cudzoziemski przysmak:)

      Usuń
  3. A tak już odchodząc od zastawionego stołu, to ten Ostergren się zapowiada nieźle - czy tylko ja nic nie słyszałem o tej książce? I drugi tom widzę nawet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało tego - niedługo ukaże się jego trzecia książka "Ostatni papieros".;) Dla mnie czytanie "Gentlemanów" to jak przeniesienie się w czasy nastoletnie i czytanie Dumasa.;)

      Usuń
    2. Znaczy jednym tchem i z latarką pod kołdrą?:)

      Usuń
    3. Prawie - obeszło się bez latarki.;)

      Usuń
    4. Uroki dorosłości, można bezkarnie czytać do rana.

      Usuń
    5. Albo przy lampce do późna w nocy. A dzieci niech patrzą i się uczą.;)

      Usuń
    6. Dzieci to niech o tej porze śpią i nie przeszkadzają w lekturze, o.

      Usuń
  4. A ja pójdę pod prąd :-) - wolę jeść niż czytać o jedzeniu :-) polecam "jabłkową Chimichangę" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy jestem głodna, to na pewno wolę jeść niż czytać o smakołykach.;)
      Chimichanga już ze względu na nazwę zasługuje na uwagę (i spróbowanie), ale nie jestem pewna czy wytrzyma konkurencję z szarlotką.;)

      Usuń
    2. Zapewniam, że przebija zarówno szarlotkę jak i apfelstrudel :-)

      Usuń
    3. Czy wersja dostępna w polskich knajpach jest godna uwagi?

      Usuń
    4. Ja znam właśnie tylko taką :-), ściślej rzecz biorąc z jednej polskiej knajpy :-)

      Usuń
    5. Pierwsze, co mi się wyświetla, to Blue Cactus. Jeśli nie to miejsce, podaj proszę właściwe. Niech będzie, że to kryptoreklama.;)

      Usuń
    6. I bardzo dobrze Ci się wyświetla :-)

      Usuń
    7. Dzięki, zajrzę w miarę możliwości. Obadam, czy owa chimichanga nie jest dostępna w innych meksykańskich restauracjach w Śródmieściu.

      Usuń
  5. ooo też to zaczynam czytać! nie dość, że niezłe to jeszcze jak wydane!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda?;) Książkę można rozkładać i nie pęka.;)

      Usuń
  6. Ach, śniadanka Henriego to poezja nawet dla kogoś kto nie lubi porannych posiłków. Niestety, po pewnym zwrocie akcji nie zostaje po nich ani okruszynka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak pewnie pamiętasz, trafia się jeszcze coroczna uczta z gęsiną w roli głównej.;)

      Usuń
  7. pyszne! ja lubię celebrować sniadanka :) swoją drogą, nie przestaje mnie zadziwiać, że nieważne ile zjem wieczorem, rano wstaję głodna! a czasami by się wydawało, że na tydzień się najadłam!
    ementaler z dżemem agrestowym - jak najbardziej, dobre połączenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śniadania są przyjemne, u mnie zwłaszcza sobotnie (jajka muszą być i basta).
      Dżemu agrestowego nigdy nie jadłam. Mało tego, czytając ten fragment zdałam sobie sprawę, że agrest ostatnio jadłam ok. 20 lat temu.;( Bo galaretka się nie liczy;)

      Usuń
    2. prawda, galaretka się nie liczy, proponuję wyprawę na njabliższy bazarek, agrest powinien jeszcze być w sezonie :)

      Usuń
    3. Tak myślisz? U nas przeważnie w czerwcu dojrzewał. Ale dżemem nie pogardzę.;)

      Usuń
    4. no właśnie próbowałam sobie przypomnieć, kiedy jest sezon na agrest, ale skoro można jeszcze dostać maliny, to i agrest na pewno gdzieś się znajdzie! ;)

      Usuń
    5. Maliny i jagody, zaczynają się już śliwki - moje ulubione. I gruszki też.;)

      Usuń
  8. Nie uff, tylko mniam?

    OdpowiedzUsuń