piątek, 1 lutego 2013

Śledztwo prowadzi radca Heumann

Gdybyśmy szli tylko tym tropem… - Heumann spojrzał na Wanię i Seibta – musielibyśmy przesłuchać tysiące ludzi na całym świecie, łącznie z cesarzem abisyńskim i królową angielską. Jakiś bałwan wykroiłby z tego oczywiście całą powieść, jeden morderca wśród dwunastu tajemniczych Murzynków… (s. 74)


Ladislav Fuks bałwanem nie był i znalazł inny sposób na napisanie kryminału: stworzył powieść psychologiczną, w której zbrodnia i śledztwo stanowią tło. Od poszukiwań sprawcy ważniejsze są rozgrywki pomiędzy tytułowym Heumannem, szefem stołecznej policji, a jego dorastającym synem. W sumie nic nowego – dwóch skonfliktowanych mężczyzn w jednym domu, młodszy powodowany hormonami i słabo skrywanym żalem, starszy – poczuciem obowiązku i honorem. Teoretycznie powinno buzować i iskrzyć, tymczasem historia przypomina danie spreparowane w laboratorium i serwowane na zimno. Bez przystawek i deseru, za to z kleksem ostrej musztardy podawanej na koniec posiłku.

Początkowo lektura wydała mi się nawet smakowita. Wszak akcja książki nie zawsze musi toczyć się wartko, a z bohaterami nie trzeba się utożsamiać, żeby całość uznać za dobrą. O problemach rodzinnych można opowiadać także bez emocji. Lekka niestrawność pojawiła się dopiero po kilku dniach, a sprawcą okazało się zakończenie „Śledztwa…”. W pierwszej chwili było zaskakujące, z czasem jednak straciło na wiarygodności. Na nic zdała się psychologia postaci i chłodny styl Fuksa - efekt dobrze napisanej powieści został zepsuty. W ostatecznym rozrachunku finał niestety nie przekonuje i pozostawia absmak. A mogło być to wytrawne danie pobudzające apetyt.

_____________________________________________________________________________________

Ladislav Fuks „Śledztwo prowadzi radca Heumann” przeł. Emilia Witwicka, Czytelnik, Warszawa, 1976
_____________________________________________________________________________________


27 komentarzy:

  1. Motyw konfliktu pomiędzy ojcem i synem jest też pokazany w "Lekcji niemieckiego", mam wrażenie, z tego co piszesz o "Śledztwie", że znacznie ciekawiej :-). To co prawda książka bez fajerwerków :-) ale za to momentami bardzo klimatyczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekcja niemieckiego robi wrażenie, trzeba przyznać.

      Usuń
    2. Tutaj klimat jest - przedwojenny, mimo że akcja powieści toczy się w czasach telewizji itp.;) "Śledztwo..." nie jest rzeczą złą, prawdopodobnie zbyt mocno zasugerowałam się wysoką oceną na LC, stąd moje rozczarowanie.

      O "Lekcji niemieckiego" słyszałam wiele dobrego, jest na odległej liście książek do przeczytania.

      Usuń
  2. W zeszłym roku czytałam "Palacza zwłok" Fuksa i dosyć mi się podobał, tak że chętnie sięgnęłabym po coś jeszcze, nawet "Śledztwo", mimo tego końcowego rozczarowania, o którym piszesz. W ogóle coraz bardziej ciągnie mnie w czeskie rejony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuksa nie przekreślam, na pewno do niego wrócę. "Palacza zwłok" zostawiam sobie na deser, choć przyznam, że myślałam o nim jako naszej wspólnej lekturze klubowej.
      Mnie też ciągnie w rejony czeskie, teraz pora na młodszych autorów.;)
      A do lektury "Śledztwa..." mimo wszystko zachęcam.

      Usuń
    2. "Palacz zwłok" jako lektura klubowa - jestem za! Od dawna chcę przeczytać tę książkę, jednak cały czas wypada mi poza pierwszą dziesiątkę. To byłaby zaś znakomita motywacja!

      Usuń
    3. Cieszę się, że podoba Ci się pomysł.;) Szanse "Palacza..." jako lektury klubowej rosną.

      Usuń
    4. "Palacza zwłok" zostawiam sobie na deser :D :D :D

      Usuń
    5. Pięknie wyszło, fakt.;))) Wychodzę z założenia, że to najlepsza książka Fuksa, więc lepiej nie zawyżać poprzeczki zbyt wcześnie.;)

      Usuń
  3. A ja "Śledztwo" oceniłam bardzo wysoko, uważam, że jest to jedna z lepszych książek Fuksa :)
    Wydaje mi się, że starszy pan Heumann kieruje się nie tylko poczuciem obowiązku i honorem, ale jest po prostu okrutny (już sam fakt, że jest zwolennikiem kary śmierci, wiele mówi o jego charakterze). Okrutny zarówno dla osób podejrzanych o przestępstwo, jak i wobec własnego syna. Synowi nie daje kieszonkowego, wszystkiego mu zabrania, niszczy go psychicznie. Nic dziwnego, że syn czuje się rozgoryczony i że chce upokorzyć ojca. Nie odniosłam wrażenia, że ta historia przypomina danie spreparowane w laboratorium i serwowane na zimno. Emocji było tam bardzo wiele, tylko że skrywane. Fuks pokazał, do czego może doprowadzić nienawiść. A zakończenie wydało mi się wstrząsające i wiarygodne.
    PS. Przepraszam, że niechcący usunęłam poprzedni komentarz. Chciałam tylko poprawić literówkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile osób, tyle wrażeń.;)
      Wg mnie Heumann nie był szczególnie okrutny (z wyjątkiem ostatniego czynu) - jako szef policji napatrzył się na pewno na wiele zbrodni, więc jego poparcie dla kary śmierci nie zdziwiło mnie. Wobec syna był surowy, bo chciał go wychować na przyzwoitego człowieka. Pamiętasz jego wywód o młodzieży, która z nadmiaru luksusu niczym się nie interesuje i nie ma ambicji? W moim odbiorze Viki taki był - jego jedynym planem było wyzwolenie się spod wpływów ojca. W niedojrzały sposób robił mu na złość, a zachowanie w Ottingen to kropka nad "i". Smarkacz i tyle. Jeśli wierzyć w zakończenie, ojciec musiałby być robotem, nie człowiekiem.;( Ale rozumiem, że książka może się podobać.

      Literówkami nie należy się przejmować, czytamy słowa, nie litery.;)

      Usuń
    2. Nie, fragmentu o wywodzie radcy akurat nie pamiętam, bo czytałam tę książkę już kilka lat temu; to właśnie od niej zaczęła się moja sympatia do pana Fuksa :-)
      Jednak to, co radca mówił, chyba nie ma większego znaczenia: to typ człowieka, który co innego mówi, a co innego robi. Jego słów nie brałabym na poważnie.
      Istotnie, jedynym pragnieniem Vikiego było wyzwolenie się spod wpływów ojca. Takie samo pragnienie miał wcześniej starszy brat Vikiego, tylko że on postąpił mądrzej: po prostu po uzyskaniu pełnoletności wyprowadził się z domu. Viki swój plan realizował w sposób bardzo niedojrzały, wstrętny właściwie; byłam bardzo zaskoczona i zszokowana, kiedy zrozumiałam, co on tak naprawdę zrobił.

      Usuń
    3. A według mnie radca na zimno wciela swoje zasady w życie. Jego konsekwentność jest po prostu zatrważająca.
      Starszy brat Vikiego wyprowadził się z domu i zerwał kontakt z ojcem, ale wcześniej zdobył wykształcenie i zawód. Viki o tym nie pomyślał, wydaje mu się, że praca fizyczna w tureckim porcie załatwi sprawę. Ciekawi mnie, jak długo taki chłopak jako on, czyli przyzwyczajony do luksusu, wytrzymałby podobne życie. Moim zdaniem to b. naiwny młody człowiek.;(

      Usuń
  4. Ja miałam problem z tą książką, dlatego była to jedna z niewielu które w ubiegłym roku przeczytałam, ale powstrzymałam się od recenzji. Po prostu nie wiedziałam co o niej myśleć, więc przyswoiłam sobie pozytywne opinie których czytałam sporo i przekonałam sama siebie, że mi się podobało. Fajna była ta gęsta, mroczna atmosfera, opowieść o makowym polu, różne sposoby ucieczki od rzeczywistości poszczególnych uczestników dramatu, i chyba wpisało się to wszystko w mój ówczesny stan psychiczny... Ale gdybym miała bardziej "na chłodno" ocenić walory tej książki, to tak naprawdę nie wiem za co ją pochwalić. Zakończenie rzeczywiście było trochę nieprawdopodobne, jakby za wszelką cenę stawiając na element zaskoczenia (które, rzecz jasna, było spore) autor przesolił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nasze wrażenia z lektury są bardzo podobne.;) Atmosfera podobała mi się, opowieść o polu makowym też. Niezły był również rozdział o chłopcach z Ottingen.
      Czy nie miałaś wrażenia, że to historia przedwojenna? Ja w pewnym momencie byłam zdziwiona, że akcja toczy się jednak grubo po wojnie.;)

      Usuń
    2. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale coś w tym jest :) Właściwie to ciężko w tej historii dostrzec jakiekolwiek znamiona epoki...

      Usuń
    3. Dla mnie jedynymi takimi znamionami była mały czerwony samochód (Renault?) i telewizor w domu radcy. Poza tym rzecz śmiało mogła dziać się przed wojną.;)

      Usuń
  5. Bardzo mi się podoba wyszukany przez Ciebie cytat z książki. Tak bardzo, że dalsza część recenzji mnie zaskoczyła. Z cytatu bije ironia i takie poczucie humoru, jakie bardzo lubię - ale być może faktycznie pary nie wystarczyło na całość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Humoru w powieści właściwie nie ma, to b. poważne dzieło.;) Ironia pojawia się w ilościach śladowych za sprawą kamerdynera - swoją drogą to dziwaczna postać w "Śledztwie...". Nie zawadzi przeczytać.;)

      Usuń
  6. Ja w kwestii formalnej: u Christie Murzynków było dziesięciu, nie dwunastu. :)
    Poza tym zgadzam się z Tobą, że akcja książki nie zawsze musi toczyć się wartko, ale akurat w przypadku kryminału powinna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że radca chciał być złośliwy, stąd liczba Murzynków większa niż u Christie.;)
      Wartka akcja w kryminale to chyba podstawa. Zaczynam się zastanawiać, czy Fuks w ogóle chciał stworzyć taką powieść.;)

      Usuń
  7. Bo murzynki miały być małe i szybko znikające. Tajemnicze, jak widać, to już nie to samo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heumann raczej nie czytał kryminałów, miał ich dość w pracy.;) A i sztuka niezbyt do niego przemawiała.;(

      Usuń
  8. Fuksa najpier był "Palacz zwłok", potem "Wariacje na na najniższej strunie" i dałem sobie spokój, i już pewnie nie przeczytam. Mimo to "Palacz zwłok" to jedna z książek, które najbardziej dały mi po głowie. Niesamowita jest w niej perspektywa (głównego bohatera - w nawiasie, bo to nie takie proste), następuje przewartościowanie pojęć.

    Na podstawie "Radcy" Chmielewski zrobił film, całkiem dobry (rozgrywajacy się bodaj przed wojną) - "Wśród nocnej ciszy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeniesienie akcji filmu do przedwojnia to niezły pomysł, nawet bardzo dobry.;) Dla mnie ta powieść ma właśnie klimat tamtych czasów.
      "Palacz zwłok" chyba nie na próżno jest chwalony, może zawita kiedyś w naszym klubie dyskusyjnym. Czuj się zaproszony.;)

      Usuń
    2. Jeśli nie przegapię;). Bo niestety jestem pasożytem, co to raz na kwartał przegląda blogi i inne takie w poszukiwaniu nowości, a potem notuje w kajeciku (wróć, dokumencie tekstowym) i kombinuje co ma szansę wylądować w bibliotece, co w trochę większej bibliotece (tylko czemu do korzystania na miejscu?!), a co trzeba będzie obejrzeć w ksiegarni i może nawet kupić. Albo jeszcze lepiej - zażyczyc sobie z okazji najbliższego jubileuszu.

      U mnie Fuks wylądował na półce pisarzy. których cenić trzeba (i szkoda, że stają się zapomniani), ale niełatwego. Konsekwentnego i nieprzyjemnego. To kompletnie nie mój styl literacki, ale niestety bardzo dobrze oddający klimat połowy XX wieku. (Nie)zamierzenie?

      I naprawdę jakoś nie ciągnie mnie do kolejnych jego pozycji, choć może i trzeba by było?

      Usuń
    3. Takich pasożytów jest całkiem sporo, ze mną włącznie.;) A czytanie blogów może okazać się zgubne, zwłaszcza dla portfela.;(

      "Palacz zwłok" pojawi się nie wcześniej niż za pół roku, a może później. Ja jeszcze zaryzykuję coś z Fuksa, liczę, że trafi się coś przyzwoicie napisanego.

      Usuń