piątek, 12 lipca 2013

Odrzucona i wzgardzona

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska zawsze jawiła mi się jako istota niezwykle poetycka, natchniona, żeby nie powiedzieć – eteryczna. Do tego niezbyt szczęśliwa, bo i schorowana, i raczej niefortunnie lokująca swe uczucia. W czasie wojny z mężem, oficerem lotnictwa, skazana na poniewierkę, czyli ucieczkę z Polski do Francji, później do Anglii. Wiecznie niespełniona, tęskniąca za czymś. Szkoda kobiety, myślałam sobie. Potrzeba było lektury zapisków wojennych Jasnorzewskiej („Wojnę szatan spłodził”), żeby spojrzeć na jej osobę z zupełnie innej, zaskakującej dla mnie, perspektywy. Powody niespodzianki być może wyjaśnią słowa głównej zainteresowanej.


Jasnorzewska o sobie:

Po prostu za trudno być mną. Tyle kantów. Nie dziw, że czasem trudno mi po prostu mówić, i dopiero samotność wraca mi przytomność. Złudzeniem jest, abym mogła utrzymać stosunki z ludźmi, to się tak nie da. Ludzie przyprawiają mnie po pewnej chwili o duszności i mowę utrudnioną. Mój niepokój i znużenie udziela się im i mają mnie też dosyć i nie cierpią mnie. (s. 37)

oraz:

Jestem nieopisanie zmęczona… Młodość moja trudna, skrzywiona, erotyczna, w wojnie dojrzewająca. Ja szaleję w miłościach, aż mnie Lotek przygwoździł ciężkim małżeństwem normalnego trybu. (s. 43)


O mężu, Stefanie Jasnorzewskim:

Urok dziecka i zwierzęcia, ale dużo zarozumialstwa, pychy, no i te wybryki niesamowite, gdy staje się dla mnie niebezpieczny od wojny samej. (s. 56)

ale także:

Dzieciuch, dzieciak, biały łabędź, moja własność

O wojennym odzieniu:

Co mnie uratuje od tej melancholii i tego okropnego ubrania, ubabrania, nie ubrania. Ile by to trzeba tysięcy (czego?), aby tę stajnię Augiasza, którą jest moja garderoba, przewalczyć. Zniszczyć płaszczysko ponure, suknię głupią niebieską i kapturek, szapturek ordynarny. Wszystkie te rzeczy są w złym guście, i już… (s. 30)

O wojennym wikcie:

Obiad mój dziś składał się tylko z odrobiny kapusty. […] Nikt w domu, nawet nasza służba, nie zjadł dziś tak źle i tak mało jak ja, za to ręczę. Papierowy chleb, i letnia (odnowiona herbata), to stanowiło resztę po kapuście. Zupa była proszek i to nieodpowiednim zapachem obdarzony, że aż Bruss kichnął, gdy mu to zaproponowałam; kolor złego żołądeczka. Potem oprócz kapusty kawałek dziwnego stworzenia, nie znam i dziękuję. Nieszczęścia dopełnił ryż z puszki, bardzo zmęczony i ocukrzony, pfuj, teufel noch a mal! (s. 58-59)

O emigracji w Anglii:

Co to jest, czy mam opinię potwora, V kolumny, głupiej gęsi, brzyduli, z którą nie należy się wdawać, starki, może jestem przedmiotem nienawiści, nie zdając sobie sprawy z tego? Może mi zazdroszczą, że piszę? Może obawiają się Pamiętnika? (s. 65)

O losie literata na obczyźnie:

Jaka biedota przyplątała się, aby na angielski przekaleczyć za darmo moje wiersze. Ani rymu, ani sensu. Jestem oszołomiona. Żadnego już ZAIKS-u, ani opieki nad „polskim literatem”. Będzie żerować na mnie jakieś cielątko, stawiając samo pierwsze kroki. (s. 66)

O rodakach:

Wstydzę się swojego plemienia. Schłopiałe, ogłupiałe, rozpustne prostaki. Możemy śmiało nie żałować, że to się nie rozpanoszyło na cały świat, ale że po łbie chamskim dostało.

Polska profesorów krakowskich, Kossaków, Zamoyskich, Tarnowskich, tych typów kochanych Staffa i Boya, pięknych pań, cudownych aktorek to Polska – za to Polska rządowa to jakaś prowincja, to coś tak okropnego, że w gardle mi zasycha
[…] (s. 85)

Jeszcze raz o sobie:

Boże mój, byłam zawsze wzorem pokory chrześcijańskiej, czy w tym przesadziłam i zasłużyłam sobie na boską ironię? (s. 52)

***

Wypowiedzi są naturalnie wyrwane z kontekstu, możliwe, że zapiski opublikowane w książce Rafała Podrazy stanowią tylko okrojoną wersję dziennika. Tak czy owak, lektura „Wojny…” całkowicie odmieniła moje wyobrażenie o Jasnorzewskiej. Przez dwa dni miałam do czynienia z osobą przekonaną o swojej wyższości i bezgranicznie skupionej na sobie. Z pretensjami do wszystkich dookoła, o innych (z wyjątkiem rodziców, siostry, czasem męża) wypowiadającej się głównie źle. Jasnorzewska jest przy tym jakby oderwana od rzeczywistości, nie potrafi lub nie chce zaakceptować faktu, że wojna dyktuje warunki odmienne od tych, do jakich przywykła.

Jej notatki czytałam z niedowierzaniem i niestety, rosnącą antypatią do autorki. Te odczucia nieco osłabły, gdy dotarłam do zapisków z ostatnich dwóch lat życia Jasnorzewskiej. Chorowała wówczas na raka i jej relacja z kuracji to świetny, choć naturalnie smutny, opis choroby. Znamienne, że podobnie jak w przypadku uwielbianego ojca, tak i własnym, nie dopuszczała do siebie myśli o nowotworze, to słowo nie pada w dzienniku ani razu. Mimo utraty sił do końca pozostała sobą: wielką panią.

***



Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-1945

oprac. Rafał Podraza
seria/cykl wydawniczy: Biblioteka Gazety Wyborczej
wydawnictwo: Agora S.A.
data wydania: 2012 
ISBN: 9788326807787
liczba stron: 184

48 komentarzy:

  1. Zapiski są raczej w całości, przynajmniej tyle odnaleziono.
    Strasznie jesteś surowa dla Jasnorzewskiej, owszem, skupiona na sobie, zgorzkniała, zaborcza wobec męża, oskarżająca wszystkich dokoła, ale przynajmniej częściowo są to uczucia usprawiedliwione. A że rozpieszczana była, to trudno jej się było dostosować. Poza tym w wielu miejscach to strach jej dyktował te pewnie nieusprawiedliwione opinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Surowa, bo mnie rozsierdziła.;(
      Dostrzegłam w jej nastawieniu do ludzi i świata te same cechy co u Samozwaniec, więc biorę poprawkę na wychowanie. Domyślam się, że pozbawienie luksusów i tułaczka wywołać mogą żal, zmęczenie, strach itp. Zakładam, że mogła również spotkać się z nieciekawymi osobami. Ale wojna trwała kilka lat, więc naturalną koleją rzeczy należało spuścić nieco z tonu.

      Nie wiem, co usprawiedliwia np. takie pisanie o ludziach pracy: służąca - niemożliwa, krnąbrna, stróż - głupi, zezowaty, rumuńska gospodyni - brudna półidiotka, pielęgniarka - stare pannisko, sadystyczne trochę, inna pielęgniarka - mała motłochówna.

      A cóż ona by bez nich zrobiła?

      Dla ówczesnych arystokratów itp. to zapewne normalne podejście, mnie trudno je zaakceptować, bo żyję w społeczeństwie bez podobnych podziałów.


      Usuń
    2. Zeżarło mi piękny komentarza:(
      Faktycznie Cię wkurzyła, a chyba nie ma po co podchodzić do tego osobiście. Opinię o Polakach i emigracji w sporej części popieram. Co do traktowania służby, to mam wrażenie, że bycie damą polegało na tym, że się służącej idiotce nie wyrywało kłaków na miejscu, tylko się potem odreagowywało złość na nią w pamiętniku, terapeutycznie. Poza tym o miłych ludziach się nie pisze, bo nie ma po co, a kretynów jakoś trzeba odreagowywać.

      Usuń
    3. Lilka chyba nie była do końca damą, skoro pozwalała sobie na podobne komentarze. Damie nawet to nie uchodzi.;)
      Śmieszy mnie stosowanie podwójnych standardów typu: pielęgniarka - tłusta, ale własna babka - obfita.
      Autorka denerwowałaby mniej lub wcale, gdyby była równie surowa względem siebie.

      Usuń
    4. Zeżarło mi komentarz... Kiedyś gdzieś o J czytałam, ale nie, nie spieszno mi, ani do książki, ani do J w jakiejkolwiek odsłonie. :) Omijać, zamierzam nadal.Szerokim łukiem.

      Usuń
    5. Skąd ta niechęć? Życiorys to jedno, a twórczość coś zupełnie innego.;)

      Usuń
    6. Dama nawet przeklina z wdziękiem. A co do surowości wobec siebie: czy nie pisała wielokrotnie, że zbrzydła, schudła, obwisła, pomarszczyła się? Nie nazywała siebie jędzą? Nie miała wyrzutów sumienia z powodu tego, jak traktuje męża?

      Usuń
    7. Czyli ubolewała nad utratą urody?:)
      Kilka razy pojawił się wyrzut sumienia wobec męża (święty człowiek musiał z niego być), przeważały jednak pretensje. Ubawiła mnie szczególnie jedna, kiedy Lotek odezwał się wreszcie po długim milczeniu (był na służbie w Londynie): Można mieć ranę, szok, atak serca, albo brak serca, żeby mi nie napisać, że nie jest tak źle.
      Jasnorzewska chyba do końca nie rozumiała, że bycie oficerem, także na wygnaniu, to obowiązki. Gdyby mogła, prowadzałaby Lotka na złotym łańcuszku.;(

      Usuń
    8. Ubolewała nad utratą urody, zdrowia, domu, bliskich... Co do obowiązków Lotka, to chyba dobrze rozumiała, bo pojawiają się wzmianki o tym, jak chcą go skrzywdzić złym przydziałem itp. A że tęskniła, miała pretensje itp. to chyba większość kobiet by tak miała. Strasznie Cię rozjuszyła najwyraźniej, ja się jakoś tak nie wczuwałem, ale to pewnie męska nieczułość :D

      Usuń
    9. Moim zdaniem nie do końca rozumiała obowiązki męża. Miałam nawet wrażenie, że jej lęki dotyczyły przede wszystkim ew. osamotnienia, a nie dobra Lotka. Wydaje mi się, że ciężko byłoby jej bez mężowskiej opieki.

      Bez wątpienia każdy w takiej sytuacji tęskniłby za najbliższymi, wygodami, brakiem pieniędzy itp. Nie dostrzegam u niej jednak działania (oprócz zaniesienia wierszy do redakcji), które miałoby polepszyć jej sytuację. Z tego, co pamiętam, jej siostra była bardziej zaradna.

      Czy zwróciłeś uwagę na życzenia wyrażone 1.II.1942?;)

      Bądź grzeczny, Luty. Daj mi futro, niespodziewane listy pieniężne, aby wybrnąć ze wszystkim i ubrać się trochę. Strzeż mnie i Lotka od chorób i zmartwień...

      Usuń
    10. No i cóż? Że takie przyziemne te życzenia? Że nie pokoju i powrotu do ojczyzny? W środku zimy futro przydatniejsze niż ideały. Przynajmniej realne w miarę. Niespodziewanego maila pieniężnego sam bym sobie życzył.
      Opieka mężowska ważna, ale w gruncie rzeczy przez większość czasu jej i tak nie miała, siedziała sama w tych zimnych hotelikach bez pieniędzy i jedząc cokolwiek.
      Ale rozumiem Twój punkt widzenia, chociaż sam podszedłem do tego dziennika inaczej.

      Usuń
    11. Przyziemne, ale ile razy można jęczeć za futrem i kieckami? Śmieszy mnie po prostu, że płachta sierści jest numerem 1 na tej liście. Nie ma futra, trzeba zatem polubić w angielskie tweedy (zima w Anglii chyba łagodniejsza). Samozwaniec potrafiła jednak robić dobrą minę do złej gry. Swoją drogą, Lilka mało uwagi jej poświęca we wspomnieniach.
      Mam inne podejście do życia, stąd takie, a nie reakcje. I pewnie trudno mi zrozumieć, jak dotkliwa musiała być taka sytuacja dla kobiety z wyższej sfery. Bliżej mi do nizin.;( Ale dzięki za zrozumienie mojego punktu widzenia.

      Usuń
    12. Nie wiem, czy Lilka to były jakieś wyższe sfery, raczej wychowana na pieszczoszkę i geniusza mogła nieco pogardzać zwykłymi ludźmi, szczególnie jeśli nie okazali odpowiedniego szacunku poetessie.
      Ale zmierzam do tego, że dziennik raczej ukazał mi bardziej ludzką twarz Jasnorzewskiej, natomiast mi jej nie zohydził. Nawet ze wspomnień Samozwaniec można się było tego i owego o usposobieniu Lilki domyśleć, że kapryśna i histeryczka, i egocentryczka. A tu mamy wersję saute, na dodatek wyostrzoną przez ekstremalne okoliczności. Szkoda, że Jasnorzewska nie prowadziła dziennika w czasach pokoju.
      Każde wspomnienie o domu i Madzi to rozdrapanie rany, więc nic dziwnego, że nie są przywoływani co chwila, a i tak przecież wcale nie jest tego mało, powiedziałbym, że pod koniec wojny Madzia niemal nie znika z zapisków.

      Usuń
    13. Czytanki_Anki_ Wiem, że Twórczość, A Życie niekoniecznie i nie zawsze idą w parze. Niemniej nie lubię Twórczości Jasnorzewskiej do szpiku czcionki i spowrotem :)Patosu, nie lubię tego jak postrzegała kobiety, dla mnie za dużo płakała i hiperbolizowała w swojej poezji. Nie dyskredytuje jej jako Człowieka, to co piszesz nie jest zachęcające, lecz jest tyle książek, które chciałabym przeczytać...

      Usuń
    14. @ ZWL

      O tak, ze względu na poznanie Lilki w wersji saute to b. cenna lektura (dla mnie także przez wzgląd na opis choroby). Ja miałam jednak inne o niej wyobrażenie, najwyraźniej wyidealizowane, dlatego spotkanie wypadło jak wypadło.
      Madzia nie znika z zapisków? Hm, na serio pojawiła się dopiero po śmierci rodziców - Jasnorzewska zaczęła wtedy się martwić, jak siostra to znosi. Poza tym Magdalena najczęściej pojawia się w opisach Lilkowych snów.;)

      Usuń
    15. @ life4you

      Tu Cię rozumiem. Mnie przeszkadza w jej wierszach egzaltacja, ale też nie znam ich zbyt wiele.
      Kobiet chyba nie ceniła (podobnie zresztą jak siostra), wolała męskie towarzystwo. Zdumiała jej myśl (dwukrotnie powtórzona), że "może to my, kobiety, jesteśmy winne polskiej klapy".
      Musze przyznać, że książki MP-J nie miałam w planach, ale dobrze, że ją przeczytałam. Mimo moich wrażeń to wartościowa rzecz.

      Usuń
    16. Wyidealizowany obraz mamy (mieliśmy) wszyscy, już się o to Madzia postarała. A skoro Madzia się Lilce śniła, no to chyba siedziała jej w głowie, choćby nawet Jasnorzewska nie dawała temu wyrazu na piśmie.
      Ostatnie dwa lata faktycznie wstrząsające i chyba warto zwrócić uwagę, że w chorobie Jasnorzewska się zachowuje zupełnie inaczej, niż można wnosić z wcześniejszych notatek.

      Usuń
    17. Nie wiem, czy Madzia siedziała w głowie Lilki, rodzice, zwłaszcza ojciec, przywoływani są w dzienniku częściej, nie tylko w kontekście troski o ich zdrowie. Wnioskuję, że Magdalena kochała siostrę o wiele bardziej niż Maria ją, ale to się zdarza wśród rodzeństw.
      Masz rację, zapiski z 1944 r. i 1945 r. mają zupełnie inny ton. Ciekawe, czy Jasnorzewskiej przemknęło przez myśl, że krwotoki mogą oznaczać poważną chorobę. Bo na sugestie, że ojciec ma raka, reagowała gwałtownie, ewidentnie wypierała taką diagnozę.

      Usuń
  2. Och bo to była przecież rozpieszczona poetessa której cale życie pyłki spod nóżek zamiatano,a tu nagle kapusta ją zaczęli karmić. Nic dziwnego ze była w szoku. Z drugiej strony, żeby ja trochę usprawiedliwić, napomknę, ze Bobkowski tez niezbyt pochlebnie o polskiej emigracji wojennej się wyrażał.
    Książkę przeglądałam w empiku, ale wydała mi się tak porażająco smutna, ze szybko odłożyłam na regał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że emigracja londyńska (i nie tylko) to mogło być polskie piekiełko. Nie wątpię, że kapusta i brak futer mogły jej doskwierać, choć jedną wojnę miała już za sobą. Ale gdzie ta pokora, o której wspomina?;)
      Wg mnie w książce więcej jest żółci niż smutku, ale to naturalnie kwestia indywidualnego odbioru.

      Usuń
  3. przeglądałam książkę u nas w bibliotece, i mnie jakoś nie zaintrygowała, spodziewałam się przede wszystkim więcej materiałów. a teraz widzę, żeby mnie pewnie tak samo rozsierdziła jak ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei spodziewałam się opisu życia podczas wojny. I dostałam, tylko w specyficznym ujęciu.;) Mimo wszystko zachęcam do lektury, właśnie ze względu na szczerość Jasnorzewskiej. Może jawi się jako mało sympatyczna osoba, ale prawdziwa.

      Usuń
  4. No właśnie, a propos Waszej dyskusji w komentarzach, wspomnienia Madzi. Dla mnie już one są świadectwem dość przykrego charakterku Lilki. Niby ją Madzia wychwalała, niby jej stawiała pomniki (aż do znudzenia), ale są w "Marii i Magdalenie" szczegóły, w których to się mimo wszystko ujawnia. Że zadufana w sobie od dziecka, że kapryśna, despotka... krzywiłam się czytając i myślałam sobie, że przydałoby się kilka solidnych klapsów na ten piękny tyłeczek. I to się z cytowanymi przez Ciebie Aniu fragmentami układa w piękną całość. Miała talent, trzeba jej to przyznać, wielka była z niej poetka, ale wygląda na to że we współżyciu była raczej trudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się nad tym, czy przypadkiem Samozwaniec - w najlepszych intencjach i wbrew swojej woli - nie wyrządziła krzywdy siostrze pisząc o niej z perspektywy pełnego czci podnóżka. W obrazach z dzieciństwa opowieści o Lilce to czysta hagiografia, Madzia jest natomiast normalną dziewczynką, która natychmiast zdobywa sympatię czytelnika.

      Usuń
    2. @ naia

      Widzę, że muszę wrócić do "Marii i Magdaleny", bo czytałam dawno temu i niewiele pamiętam. Ale ogromne przywiązanie do siostry - tak.;) Myślę, że Maria niejednokrotnie dała popalić Magdalenie, ale zawsze miałam wrażenie, że była zakochana w starszej siostrze i wszystko jej wybaczała.
      Mnie też się wydaje, że Jasnorzewska była trudna we współżyciu. Lotek musiał być aniołem, najwyraźniej b. ją kochał i był jej b. oddany.

      Usuń
    3. @ Lirael

      Myślę, że masz rację. Chyba także po śmierci Lilki Samozwaniec nadal stała na straży pamięci siostry.
      Przy tym wszystkim zastanawiające jest, jak małą rolę odgrywał w życiu obu pań brat Jerzy.

      Usuń
    4. Masz rację. Wydaje mi się, że w ogóle wśród wybitnych pisarzy nie znalazłoby się zbyt wiele osób o cieplusiej i milusiej osobowości. :)

      Usuń
    5. Obawiam się, że to prawda. Wańkowicz chyba jednak był chlubnym wyjątkiem? Szymborska bodajże też.

      Usuń
    6. Myślę, że też miewali ciągoty narcystyczno-egotyczne, ale rzeczywiście mniej jaskrawe. :)

      Usuń
    7. Dawała popalić bez wątpienia, z moich notatek z tej lektury (bo też już dużo mi się zatarło w pamięci, choć czytałam niedawno) wynika, że Lilka notorycznie oznajmiała światu, że Madzia jest tępa;) Ta za to z pokorą i typową dla siebie pogodą ducha godziła się z tym i przyjmowała rolę tej gorszej, trochę upośledzonej siostrzyczki... Sama nie wiem ile w tym kreacji a ile rzeczywistości, co było w tej książce celowe a co Madzi tylko przypadkiem wyszło. Takie bałwochwalcze uwielbienie dla siostry wydaje mi się wręcz nieludzkie. Ciekawa sprawa:)

      Usuń
    8. Tym bardziej podziwiam Magdalenę. Może uważała, że z racji choroby (z książki najbardziej utkwiły mi doniesienia o kolejnych zabiegach leczniczych) siostrze należą się szczególne względy? Może też zazdrościła Lilce talentu? To musiał być niełatwy związek.;(

      Usuń
  5. Podobnie jak Peek-a-boo mam opory przed przeczytaniem tej książki, choć z entuzjazmem kupiłam ją natychmiast po premierze. Też obawiam się utonięcia w porażająceym smutku i goryczy.
    Na temat charakteru Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej na pewno bardzo dużo mówi jej korespondencja. Szkoda, że wydanie jej listów jest praktycznie nie do zdobycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorycz - tak, smutku mniej.
      Sprawdziłam w katalogach okolicznych bibliotek - po listach MP-J ani śladu. Dziwne w dobie mody na korespondencje. Może kiedyś się doczekamy?:)

      Usuń
    2. Też mnie to dziwi. Może są jakieś problemy z prawami autorskimi.

      Usuń
    3. Może trzeba uderzyć do p. Podrazy, na pewno wie coś na ten temat.

      Usuń
    4. Bardzo możliwe. Wydano je pod tytułem "Listy do przyjaciół i korespondencja z mężem", Wydawnictwo Kossakiana", 895 stron!

      Usuń
    5. Imponująca objętość.;)

      Usuń
    6. @Lirael, Mam tak samo,a nabycia książki byłam blisko...

      Usuń
  6. [Tu Cię rozumiem. Mnie przeszkadza w jej wierszach egzaltacja, ale też nie znam ich zbyt wiele.]
    Mnie bardzo polecano wiersze J.Nie wiem dlaczego, ale wiele osób, jakby tylko ona poetką/poetą była.

    [Musze przyznać, że książki MP-J nie miałam w planach, ale dobrze, że ją przeczytałam. Mimo moich wrażeń to wartościowa rzecz.]
    Muszę przyznać, że książkę MP-J miałam w planach, ale zmieniłam zdanie. Nie mówię, że kiedyś/ za jakiś bardzo długi, czas po nią nie sięgnę. I nie czytam tylko książek ludzi, autorów do których mi "blisko". Wyobraź sobie, że (albo i nie wyobrażaj), że przeczytałam jedną (ale zawsze) autorstwa T.Terlikowskiego... Jeśli chodzi o biografię to tu już jest kolejka... Czytam o Goebbelsie. A są jeszcze cztery "Boguckie" w kolejce, Gorsza płeć, Stuart, Bona i Jagiellonka, do tego Córka Galileusza i Listy Iwaszkiewicza do Córek (ładnie wydane tak na pierwszy niedokładny rzut oka) i odkładana Szymborska, także kolejka zagospodarowana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, bo już się obawiałam, że Jasnorzewskiej po prostu nie lubisz.;)
      Gdybym nie trafiła na książkę w bibliotece, pewnie też bym za nią nie biegała. Okazała się interesującym przerywnikiem między reportażami GW.

      Usuń
    2. Poezji, "TFu"rczośći Jasnorzewskiej nie lubię. A jej samej? Nie jest zachęcające to co piszesz, i co pisze ZwL, książka może być ciekawa, dla mnie z innego powodu, zaobserwowanie zmian socjalizacyjnych dot. wychowania dziewczynek...

      Usuń
    3. A ja stwierdziłam, że muszę przyjrzeć się bliżej jej wierszom. Te zamieszczone w książce, czyli pisane podczas wojny, nie przemówiły do mnie. Może wcześniejsze będą lepsze.

      Usuń
  7. Z liceum pamiętam, że wiersze Jasnorzewskiej były przedstawiane jako bardzo kobiece, podczas gdy ja zgrzytałam zębami na samą myśl o takiej kobiecości :-/. Zastanawiałam się nad tymi zapiskami, ale chyba jednak nie mam sensu poświęcać czasu na coś, do czego się nie ma przekonania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w szkole chyba w ogóle nie były omawiane.;( Gdyby były, pewnie też bym zgrzytała, bo lit. pisana przez kobiety trafiała u mnie na silny opór.
      Czytając deklaracje miłosne Jasnorzewskiej przytoczone w przedmowie pomyślałam, że obecnie większość panów zmykałaby w podskokach po ich wysłuchaniu lub przeczytaniu.;(
      Nic na siłę, zgadzam się.;)

      Usuń
    2. Zgrzytałam zębami, gdy na jednym wydechu proponowano mi J... Namiętnie, Twój wpis skłonił mnie do jednego wniosku, chyba w przeważającej części czytam to, co napisali mężczyźni, nie żeby dyskredytować kobiece pióro...

      Usuń
    3. Sama chyba też czytam więcej książek autorstwa mężczyzn, ale to wybory dyktowane tematyką i stylem, nie uprzedzeniami. Tak mamy i już.;)

      Usuń
    4. nie, nie uprzedzeniom mówimy stanowcze, nie. :)

      Usuń