wtorek, 15 kwietnia 2014

Bzykający Flaubert

Gustaw Flaubert jest wdzięcznym, bo nietuzinkowym obiektem dla biografów: w pracy perfekcjonista, w chwilach wolnych od tworzenia przyjaciel kilku znanych osób (m.in. braci de Goncourt, Turgieniewa, Sand), bywalec salonów literackich i cesarskich, także podróżnik. Całkiem prywatnie był namiętnym konsumentem damskich wdzięków, dobrych trunków i obfitych posiłków, natomiast niechęcią darzył ponoć Paryż i wszelkie maszyny. Z pikantniejszych kąsków dodajmy do tego skandal wywołany nieobyczajnością „Pani Bovary”, kontakty z prostytutkami obojga płci, bankructwo pod koniec życia i mamy fascynującego bohatera, którego można opisać przynajmniej na kilka sposobów.


Renata Lis, która ma na swoim koncie przekłady kilku utworów Flauberta i ewidentnie darzy tego autora sympatią, zdecydowała się na stworzenie dość specyficznego portretu. Na okładce napisano, że portret ten kreśli literaturoznawczyni, która odrzuca akademickie rygory na rzecz lektury zdeprofesjonalizowanej i dzikiej, niezainteresowanej wpisywaniem literatury w kontekst modnych pojęć, pytającej za to bez najmniejszego skrępowania o życie pisarza i jego związki z dziełem. Wszystko się zgadza: „Ręka Flauberta” została napisana właśnie w tym duchu. Podejście bardzo wygodne, ponieważ pozwala na ogromną swobodę, w książce Lis przejawiającą się m.in. tym, że można:
  • fakty z życia bohatera traktować nadzwyczaj wybiórczo, według trudnego do określenia klucza;
  • puszczać wodze fantazji (Nie mam na to dowodów, ale wyczuwam w tym wszystkim typowo francuskie pomieszanie lingwistyki z erotyką i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Flaubert i miss Herbert musieli kiedyś zgłębiać największe subtelności języka francuskiego u niego w łóżku. [s. 260]) i gdybać do woli (Jak niezwykła książka mogłaby z tej podróży powstać! Na przykład taka: trochę podobna do Martwych dusz Gogola, a jednocześnie cała przeniknięta bezosobowym Flaubertowskim współczuciem, bardziej prawosławna niż wszystkie powieści Dostojewskiego razem wzięte i oczywiście znacznie od nich lepsza. [str. 232]);
  • dokonywać dość luźnych tłumaczeń dokumentów, ze szczególnym upodobaniem do słowa „bzykać” – bez względu na to, czy Flaubert pisząc w listach o swoich miłosnych podbojach, używał w oryginale dosadnego „pieprzyć” [str. 101] czy neutralnego „ulegać” [s. 125];
  • pisać o rzeczach w żaden sposób niezwiązanych z głównym bohaterem, czego najlepszym przykładem jest rozdział „Hreczka” traktujący o sposobach przyrządzania kaszy gryczanej przez znajomych autorki;
  • pisać o sobie, dzielić się opiniami na temat rozmaitych kwestii np. brzydoty współczesnych nam mostów;
  • szafować truizmami, uderzać w górnolotny ton i „poetyzować” (Myślę, że te wszystkie śmierci przygotował dla niego los, ponieważ wiedział, że tylko w ten sposób – tylko dzięki tym śmierciom – Flaubert naprawdę stanie się Flaubertem. [s. 22]);
  • popełniać błędy (według Lis w 1879 r. Flaubert pracował nad szaloną, postmodernistyczną (!) powieścią [s. 274], natomiast 28 marca i 8 maja dzieli zaledwie dziewięć dni [s. 275]).
Rozwodzę się nad stylem „Ręki Flauberta”, ponieważ owo zdeprofesjonalizowane i dzikie ujęcie tematu przez autorkę bardzo utrudniło mi lekturę i w konsekwencji znacząco przyćmiło głównego bohatera. Do dzisiaj zadaję sobie pytanie, co właściwie Lis chciała pokazać w swojej publikacji, ponieważ zamiast portretu Flauberta otrzymałam zaledwie wybrakowany rysunek. Książka nie jest ani biografią, ani esejem, gatunkowo najbliżej jej do gawędy, stylem przypomina zaś raczej prace dobrego licealisty niż dyplomowanej polonistki. Kompletne nieporozumienie, które ma jednak jeden plus: daje bodziec do przeczytania profesjonalnej biografii eremity z Croisset.

_____________________________________________________
Renata Lis, Ręka Flauberta, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2011


16 komentarzy:

  1. Może właśnie z takich powodów nie jestem fanem biografii - to dość wymagająca działka literatury i łatwo natknąć się na pozycje zwyczajnie słabe. Z jednej strony nie można przytaczać wyłącznie suchych faktów, by nie zanudzić czytelnika, z drugiej zaś należy trzymać na wodzy własną fantazję oraz chęć przedstawienia danego osobnika tylko z jednej, cenionej przez nas perspektywy.

    W każdym razie, ja dzięki Twojemu wpisowi mam motywację, by w końcu zapoznać się z dziełami Flauberta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Flauberta poznałam b. późno, bo dopiero kilka lat temu (i może dobrze, bo w czasach szkolnych pewnie bym go nie doceniła) i byłam pod wrażeniem jego stylu. A że "zaimpregnował" wielu późniejszych twórców, tym bardziej zasługuje na uwagę.
      Gawędę niby-biograficzną zniosłabym, gdyby była napisana w lepszym stylu.;( A co można napisać o GF (i jak), udowodnił np. Barnes w "Papudze Flauberta" - chyba do niej wrócę, żeby pozbyć się niesmaku po "Ręce...".;(
      Niemniej masz rację - biografia to ciężki kawałek chleba, nie sposób wszystkich zadowolić.;( Chyba wzorcem jest dla mnie "Kapuściński non-fiction", ten sprzed cenzury.

      Usuń
  2. U mnie na półce stoi "Papuga Flauberta" Barnesa, o którą własnie miałam Cię spytać, ale widzę w komentarzu powyżej, że masz ochotę do niej wrócić, więc rozumiem, że książka jest warta lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warta, jak chyba wszystko Barnesa - jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.;)

      Usuń
  3. Nie miałam pojęcia, że Flaubert to tak interesująca postać, ale może powinnam się przyznać, że zapałam sympatią do każdego, kto ceni rozkosze podniebienia ;-). Podobnie jak Bezszmer przymierzam się do lektury "Papugi Flauberta", ale przy moich zaległościach nie wiem, kiedy to nastąpi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fascynująca postać, o tak. Kiedyś wydawał mi się tylko nudnym i marudnym panem, ale z czasem okazało się, że to b. złożona osobowość.;) Mogę tylko zachęcać do poznania i utworów, i osoby.;)

      Usuń
  4. Po tym tekście mam wizje Pani Bovary mruczącej pod nosem: O kurna, bzyknęłam nie tego faceta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie było podobnie: przez b. długi czas miałam przed oczyma postać wielkiego Flauberta mruczącego pod nosem: Bzyk, bzyk!.;(

      Usuń
  5. Wow, co za miazga! :-) w białych, miękkich, jedwabnych rękawiczkach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej na zimno i bez znieczulenia.;( Ale wolałabym, żeby to była notka entuzjastyczna.

      Usuń
    2. Taaak, kobiety to potrafią :-)

      Usuń
    3. A czy ktoś tu ostatnio nie pastwił się aby nad znaną blond-amantką filmową?:)

      Usuń
    4. Ale to się nie liczy bo wiadomo, że "Trędowata" pod tym względem to samograj :-)

      Usuń
    5. Miałam na myśli książkę wybitnej polskiej aktorki Grażyny Sz.;)

      Usuń
    6. To też był samograj :-)

      Usuń
    7. Coś mi się o belce i źdźble w oku przypomniało.;(

      Usuń