piątek, 16 maja 2014

Kawa à la Max Blecher

     Często zatrzymywali się w wiejskich zajazdach z rumianymi szynkarkami ubranymi dostojnie w czarne suknie z koronką, jak na niedzielę. Jedli tam mięso o świeżym smaku krwi, a do picia podawano im produkowane przez chłopów ciemne gorzkie piwo, w którym znajdowali jeszcze łuski ziaren. Był to najsmaczniejszy trunek, jaki Emanuel w życiu pił.
     Jednego razu, w gospodzie zagubionej wśród gęstwin i zarośli, zamówili kawę z mlekiem i zaserwowano im na tacy, razem z dwiema łyżkami, gorący, parujący płyn w dwóch wielkich talerzach do zupy. Emanuel był nieco zdziwiony.
     – Tak się u nas je kawę – powiedział właściciel, chłop równie surowy i zdziczały, jak odludna okolica, gdzie prowadził zajazd. – A do środka wrzucamy kawałki chleba.
    I przyniósł dwie kromki grudowatego chleba, a Emanuel i Solange łamali je na kawałki i maczali w talerzach z kawą. 
Max Blecher Zabliźnione serca, przeł. Tomasz Klimkowski, WAB 2014, s. 105


Spożywanie kawy z chlebem w formie zupy to dość specyficzny zwyczaj, ale jak się okazuje, nie narodził się przypadkiem. Ludwik Stomma w „Żywotach zdań swawolnych” (Wyd. Twój Styl, 1998, s. 14) tak wyjaśnia jego pochodzenie:
     W 1721 jest już w Paryżu trzysta kawiarni, w 1840 ich liczba przekroczy 1500! A jednak zużycie kawy nie nadąża za wciąż rosnącą produkcją. Trzeba koniecznie rozszerzyć grono konsumentów. Szeroko zakrojona kampania uświadamiająca, szermująca przede wszystkim argumentem ceny (kawa jest już niewiele droższa od mleka), wprowadza wreszcie kawę pod francuskie strzechy. Jeszcze parę lat i stanie się ona „zupą ludową”.
    Codziennie rano wlewali francuscy chłopi czarną kawę do głębokich talerzy, podkasywali rękawy, kruszyli chleb do zupy, a czasem nawet okraszali ją łyżką smalcu lub sadła i siorbali w skupieniu.
    W początkach XX wieku, na skutek umów ograniczających produkcję, załamania koniunktury w Ameryce Południowej, a także przemian cywilizacyjnych na wsi francuskiej − wraca kawa powoli do filiżanek. Tradycja jednak przetrwała. Maczając croissanta w kawie powtarza Francuz gest swoich przodków z Owernii, pochylonych nad poranną miską przed wyjściem w pole.
Człowiek uczy się jednak całe życie.;)




33 komentarze:

  1. Ludzki obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! I to jak!
      Chociaż Ty pewnie z racji dużej styczności z historią znasz podobnych ciekawostek sporo.;)

      Usuń
    2. A wiesz, że niekoniecznie? Długie lata naszych historyków interesowały pryncypia, a nie jakieś ciekawostki o kawie. Od paru lat to się zmienia, Europę Davisa oglądałem z oczami jak spodki, że niby tak ma wyglądać poważne dzieło naukowe.
      Ale niedawno czytałem, jak rumuńskie więźniarki w latach 50. lepiły sobie na święta pseudopiernik z razowca moczonego w kawie.

      Usuń
    3. Osobiście żałuję, że na historii w niewielkim stopniu uczyło się o tle wydarzeń, bo byłoby i ciekawiej, i łatwiej. Nie twierdzę, że trzeba znać historię kawy, ale o innych ciekawych wynalazkach zawsze można wspomnieć.
      A jak pisze Davis? Bo nawet nic nie przeglądałam z jego dorobku.
      Razowiec maczany w kawie jako pseudo-piernik - przy odrobinie wyobraźni może ujść, zwłaszcza w więzieniu.;(

      Usuń
    4. Ja sobie w dzieciństwie czytywałem rozmaite opowieści o wynalazkach i wynalazcach i to właściwie moja jedyna wiedza na ten temat. Na szczęście sporo tego wydawano, uwielbiałem serię o panu Hopkinsie, wnuku Sherlocka.
      Za Davisem nie przepadam, aczkolwiek może się podobać, bo umie tekst uatrakcyjnić.

      Usuń
    5. O panu Hopkinsie też coś czytałam, pamiętam.
      Czyli Davis pisze dla szerokiej rzeszy czytelników.;)

      Usuń
    6. Dla szerokiej i z Zachodu na dodatek.

      Usuń
    7. Jeśli ma być o Powstaniu Warszawskim dla czytelnika zachodniego, to na początek musi być atrakcyjnie. Inaczej chyba trudno o zainteresowanie.

      Usuń
    8. Dla polskiego też powinno być atrakcyjnie:) Problem w tym, że zachodniemu trzeba różne rzeczy łopatologicznie wyjaśniać, a polscy wydawcy, i nie mówię tylko o Davisie, niekoniecznie takie kawałki wyrzucają.

      Usuń
    9. Może się boją, że zbyt mocno zburzyliby koncept autora.;)

      Usuń
    10. Głównie chodzi o usuwanie taki upierdliwych dodatków wsadzanych przy każdej okazji: rzeka Wisła, polski poeta Baczyński, dzielnica Praga itp.

      Usuń
    11. Dla nas masło maślane, aż się prosi o poprawki.

      Usuń
    12. Takie rzeczy tłumacz powinien usuwać na bieżąco, ale nie wszyscy mają taki odruch.

      Usuń
    13. Absolutnie! Polski czytelnik może odnieść wrażenie, że ktoś obraża jego inteligencję.;(

      Usuń
    14. I dlatego jest zwykle polecenie, żeby odchwaszczać. Gorzej, kiedy zachodni autor ma własną wizję polskich dziejów, tego się tak prosto nie da wyprostować :P

      Usuń
    15. Merytorycznie to już nawet nie uchodzi poprawiać autora.;(

      Usuń
    16. Wszystko można z autorem uzgodnić, jeśli się chce. Albo prawie wszystko. Ostatecznie przypis dać.

      Usuń
    17. Przypisy jak najbardziej. To też jest jakaś informacja o autorze.;)

      Usuń
    18. Jest to też idealny sposób, żeby podważyć wiarygodność autora, więc różnie z tymi przypisami bywa.

      Usuń
    19. Nikt nie jest doskonały.:)

      Usuń
  2. fuuuuu, kawa z chlebem okraszoa smalcem?! Fuuuuuu! Toż to profanacja! Kawusia z mleczkiem i likierem-nooo, to rozumiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z maczanym ciasteczkiem, czy bez?:)

      Usuń
    2. ciasteczko, owszem, a raczej ciasto, ale bez maczania :)

      Usuń
    3. Ja też nie maczam, ale znam sporo osób, które lubią ciastko na mokro.;)

      Usuń
    4. Ale takie biszkopty to trzeba moczyć, bo się można zatkać dokumentnie. A nasączone kawą z mlekiem całkiem dobrze smakują. I wchodzą paczkami ;-)))
      Ciekawe, co jest większym świństwem - kawa ze smalcem czy herbata z masłem.

      Usuń
    5. Biszkopty dobrze się nadają do moczenia, zgadzam się. Jedyne, co mi przeszkadza, to farfocle pływające później w płynie.;(
      Herbatę z odrobiną masła jestem w stanie sobie wyobrazić, zwłaszcza tę wędzoną, do niej chyba odrobina tłuszczu nawet pasuje. Ale odrobina.;)

      Usuń
  3. Faktycznie jak lata temu byłam na południu Francji podawano nam rano kawę nie w kubkach czy filiżankach tylko niewielkich miskach z uszkami. Teraz wiem skąd ten obyczaj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że zwyczaj nie został całkowicie wyrugowany, zawsze to jakaś odmiana.;)

      Usuń
  4. Haha, kawa ze smalcem - poezja! Brzmi bardzo ciekawie, ale chyba nigdy nie odważę się na taki eksperyment - poprzestanę na kawie z chlebem :)

    P.S. Byłem wczoraj w Dedalusie i na półkach całe zastępy Nowego Kanonu. Mam nadzieję, że przy kolejnej wizycie trafię na "Zabliźnione serca" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy moich skłonnościach do kulinarnych eksperymentów smalcu chyba też raczej nie zaryzykowałabym w tym wypadku.;)

      Twój Dedalus jest w Krakowie? Jeśli tak, to po drugiej stronie tej samej ulicy, w stronę Rynku był jeszcze jeden sklep z przecenionymi książkami. Żałowałam, że jestem przejazdem i bez walizki.;)

      Usuń
    2. Tak, tego właśnie Dedalusa w Krakowie odwiedzam najczęściej. Tanie książki (oprócz tego drugiego punktu na tej samej ulicy, tj. Grodzkiej) są jeszcze na ulicy Szewskiej, naprzeciwko "restauracji" McDonald's. Ha, ja z obcych Dedalusów byłem kiedyś w W-wie, chyba na Krakowskim Przedmieściu - upolowałem tam "Szlakiem wieloryba" F. Coloane, której to pozycji w Krakowie na próżno szukałem :)

      Usuń
    3. O Szewskiej będę pamiętać, dzięki za namiar, bo kojarzę tylko punkty na Grodzkiej.
      Asortyment w księgarniach D. kapkę się różni, takie mam wrażenie. Np. we Wrocławiu widziałam kilka dobrych książek po angielsku, u nas głównie kryminały. Ale i tak wspaniale, że takie sklepy w ogóle są.;)

      Usuń
    4. Oto książka, która zmieniła moje życie! http://wizjezaglady.blogspot.com/

      Usuń