wtorek, 1 lipca 2014

Pod szklanym kloszem

W ubiegłym roku wydawnictwo Faber&Faber opublikowało rocznicowe wydanie „Szklanego klosza” Sylvii Plath. Okładka utrzymana w klimacie retro wywołała w niektórych kręgach oburzenie, jako że ponoć trywializuje problematykę książki (depresja, śmierć) i niewiele ma wspólnego z fabułą. Czy rzeczywiście?

Przyglądając się dokładnie ilustracji, na twarzy kobiety można zauważyć grymas: jest niezadowolona albo smutna. Nie mogę powiedzieć, żeby kojarzyła mi się ze słodkim podlotkiem, nawet jeśli przegląda się w lusterku. Poza tym puderniczka z lusterkiem pojawia się w treści „Szklanego klosza”, kilkakrotnie nie bez powodu przecież.

Do dzisiaj mam zestaw szminek dla osoby o ciemnych oczach i włosach, owalne puzderko z tuszem do rzęs i miniaturową szczoteczkę, okrągły pojemniczek niebieskich cieni do powiek, tyci, w którym akurat mieści się czubek wskazującego palca, i trzy pomadki do ust – od pomarańczy do fuksji – wszystko to umieszczone w złoconym pudełku z lusterkiem na wieczku.

Owe puzderko jest nie tylko uroczym cackiem, ale niemym świadkiem przemiany głównej bohaterki.

Pogmerałam w torebce, znalazłam złocone pudełeczko z tuszem do rzęs, szczoteczką, trzema pomadkami do ust i lusterkiem. Twarz, jaką zobaczyłam w odbiciu lusterka, podobna była do gęby więźnia, poddanego dłuższemu przesłuchaniu. Była zapuchnięta, plamista i koloru żółtozielonego. Przydałoby się jej przede wszystkim mydło, woda, no i odrobina chrześcijańskiej wyrozumiałości.

Przy innej okazji:

Z lustra wyzierała na mnie twarz chorego Indianina.
Wsunęłam puderniczkę do torebki i zaczęłam patrzeć przez okno pociągu.

Co więcej, główna bohaterka powieści przyjeżdża na staż do redakcji pisma kobiecego, które zajmuje się m.in. kosmetykami i strojami, pewne części garderoby (np. zielona, marszczona spódnica) również odegrają w powieści istotną rolę. Ba! sama Plath w czasach studenckich interesowała się modą, a sądząc po jej fotografiach, dbała o wygląd – często widać wymodelowaną fryzurę, kobiece, dopasowane stroje i dodatki. I czy jest coś nagannego w dbaniu o wygląd?;)

Ważnym elementem kontrowersyjnej okładki jest czerwone tło, które może być odniesieniem do krwi, a pośrednio także śmierci czyli wątków mocno obecnych w powieści; może być również ukłonem w stronę autorki, która bardzo lubiła ten kolor. Tu ciekawostka: policzono, że w ostatnich miesiącach życia Plath użyła go dwadzieścia dwa razy w wierszach, często też pojawiał się w jej prozie oraz dziennikach (podobno ponad sto razy).

Ubiegłoroczna okładka „Szklanego klosza” ma jednak wiele wspólnego z powieścią i życiem autorki, może więc Plath nie byłaby przeciwna takiemu projektowi? Bywały lepsze i gorsze, TU mały zestaw dla porównania.

***

Co do samej lektury: pierwszy raz czytałam „Szklany klosz” ponad dwie dekady temu, kiedy byłam niemal w wieku głównej bohaterki. Historia studentki popadającej w coraz większe otępienie i obsesyjnie myślącej o śmierci nie poruszyła mnie zbytnio. Trudno powiedzieć, dlaczego; prawdopodobnie nie potrafiłam utożsamić się z Esther Greenwood.

Co innego teraz, kiedy ponownie czytałam powieść, zwracając uwagę na szczegóły. Było to m.in. tło historyczne (egzekucja Rosenbergów) i obyczajowe (oczekiwania wobec kobiet, tabuizacja seksu), symbolika (tytułowy szklany klosz, sen o drzewie figowym, wyrzucanie ubrań z okna hotelu) oraz uroda poszczególnych zdań (moje ulubione: A nad tym wszystkim senny spokój lata położył swoją rękę, kojącą jak śmierć). I chyba rzecz najważniejsza: silny autobiografizm.

Po latach dostrzegłam w „Szklanym kloszu” przejmującą opowieść o niemożności dostosowania się do wyznaczonej roli społecznej oraz literacko wysmakowany zapis choroby, a gdzieś w tle obraz społeczeństwa amerykańskiego oraz ciekawą relację matki z córką. I założę się, że podczas kolejnej lektury znajdę u Plath znacznie więcej, bo to zdecydowanie książka wielokrotnego użytku, do odkrywania na nowo.

_________________________________
Sylvia Plath „Szklany klosz”
przeł. Mira Michałowska
Wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1989


22 komentarze:

  1. Świetna książka, która nie pozostawia obojętnym. Szczególnie, że to jedyna tak długa prozatorska forma, którą pozostawiła po sobie Plath. Intrygująca. Dla mnie to przede wszystkim to przejmujący opis choroby afektywnej dwubiegunowej, która może zrujnować człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ta książka nie pozostawia obojętnym. I choroba, i nieprzystawanie głównej bohaterki do rzeczywistości. Zaskakujące było dla mnie, co pomogło Esther, bo przecież bliska była ostatecznego załamania.

      Usuń
  2. A u mnie było odwrotnie, bardziej do mnie trafiała ta książka kiedy czytałam ją jako rówieśnica Esther. Potem owszem, zagłębiałam sie w nią z fascynacją, ale opartą na uwielbieniu dla poetyckiego talentu Plath raczej, a nie głównej postaci książki. Masz 100% racje ze to książka wielowarstwowa i pod prawie sensacyjną powierzchnią fabuły kryje się bardzo dużo. Tak dużo, że wystarcza na napisanie sporej rozprawki naukowej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym samym pomyślałam - materiału w "Szklanym kloszu" jest sporo, może nawet na kilka rozprawek.;)
      Ja z kolei do poezji Plath dopiero dojrzewam, choć przy okazji parę już oczytałam. Mam wrażenie, że SP była jak otwarta rana, jej wiersze tętnią.

      Usuń
  3. Ha, to jest właśnie najpiękniejsze w książkach - podczas ponownej lektury wartościowej prozy, niemal zawsze dostrzeżemy w utworze coś, co wcześniej nam umknęło, co wydawało się mniej istotne, coś, co nabierze zupełnie innego znaczenia przez pryzmat naszych własnych życiowych doświadczeń. Wydaje mi się wręcz, że każdy mol książkowy ma ulubioną powieść, do której regularnie wraca, która jednocześnie pełni funkcję barometru dojrzałości :)

    P.S. Świetne wyjaśnienie stosowności okładki dla nowego wydania, ale nawet pomimo tych wszystkich punktów, muszę przyznać, że mnie osobiście bardziej podoba się wygląd starszego wydania. Może to sentyment do serii "Koliber", albo ten piękny błękit :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ja niestety jestem oporna na powtórki lektur, zwłaszcza gdy patrzę na książki zalegające w mieszkaniu i czekające na swoją kolej.;( I sama się sobie dziwię, że nie mam ulubionej, do której wracałabym wielokrotnie. Całkowicie się z Tobą zgadzam co do barometru dojrzałości - na "Szklany klosz" najwyraźniej nie byłam kiedyś gotowa.

      Okładka z serii "Kolibra" jest dla mnie kanoniczna, bo to wydanie właśnie czytałam i mam.;) Moim zdaniem dobrze sygnalizuje treść powieści i na pewno jej nie trywializuje. Zresztą cała seria miała przeważnie trafione ilustracje.

      Usuń
  4. Czytałam Szklany klosz jako nastolatka, kilka lat temu. Książka odebrałam jako intrygującą i przejmującą, jednak wiem, że jeszcze do niej wrócę, bo wydaje mi się, że nie dotarłam do ,,sedna" Szklanego klosza tak, jak powinnam. Z czasem i doświadczeniem pewnie uchwycę więcej, szczególnie po lekturze Dzienników pisarki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również się wydaje, że warto będzie wrócić do "Szklanego klosza" za jakiś czas, po lekturze listów pisarki i wspomnianych przez Ciebie dzienników. Na pewno mogą wzbogacić interpretację powieści.

      Usuń
  5. Muszę przyznać, że nigdy bym nie zatrzymała wzroku na tej książce, gdybym ją zobaczyła w sklepie albo bibliotece. Okładka zupełnie mi się nie podoba i nawet nie dałabym sobie tych 2-3 sekund, żeby spojrzeć na nią uważniej. Za to sama książka mnie bardzo zainteresowała. Nawet nie pamiętam, czy próbowałam kiedyś czytać jakieś wiersze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie pewnie zainteresowałaby ta czerwień na okładce, to nie jest częsty kolor tła.;) Z kolei styl retro budzi we mnie pozytywne skojarzenia, więc pewnie zatrzymałabym na książce dłużej wzrok. Ale rozumiem, że nie każdemu taki typ okładek odpowiada.;)

      Usuń
  6. to ciekawe, co piszesz, bo kiedy czytalam te ksiazke dziesiec lat temu az tak bardzo do mnie nie przemowila, moze faktycznie za ponowna lektura byloby inaczej?
    a okladka akurat mi sie podoba, mysle, ze zwrocilaby moja uwage!
    ps. przepraszam za brak polskich znakow ale klawiatura w pracy odmowila dzis wspolpracy miedzynarodowej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się zastanawiam, co znajdę w tej powieści np. za jakieś 10 lat. Myślę, że warto dać jej jeszcze jedną szansę, powiedziałabym nawet, że Tobie powinna się podobać.;)
      Moją uwagę też raczej zwróciłaby czerwona okładka, nie jest zła.
      Znaki to drobiazg, czytamy ze zrozumieniem.;)

      Usuń
  7. Do wierszy Plath jak najbardziej warto zaglądać, najlepiej w oryginale, bo tłumaczenia na przykład Julii Hartwig są moim zdaniem bardzo takie sobie. A poza tym w wierszach jest sporo podpowiedzi do często trudnych do zauważenia wątków Klosza. A Upiornego Jasia i Biblie snów znasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, do wierszy warto zaglądać, wiele mówią o Plath. Jak dotąd mój faworyt to 'Lady Lazarus' i 'Electra on Azalea Path'. Z Jasia znam tylko tytułowe opowiadanie, ale to się da nadrobić.;)

      Usuń
  8. Osobiście okładka do mnie przemawia. Książki jeszcze nie czytałam, ale po twojej recenzji muszę sięgnąć. Zwłaszcza, ze już wcześniej jeden z numerów WO zaostrzył mi apetyt, był autorce poświęcony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był taki numer WO? Przeoczyłam, albo nie zapadł mi w pamięć.;(
      Do lektury mogę tylko zachęcać, mimo trudnego tematu.

      Usuń
  9. Mnie bardzo się podoba the Applicant, chyba nieprzetłumaczony na polski, świetnie brzmi czytany na głos. Warto tez zwrócić uwagę na Insomniac, Daddy i chyba równie dobrze portretujący Plath jak Lady lazarus - Elm (nawisem mówiąc sporo jest wiązów w Szklanym Kloszu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że wiązy to najpopularniejsze drzewo w Stanach - nawet w tytułach pojawia się kilkakrotnie.;)
      The Applicant faktycznie frapujący, Elm zresztą też. Uderzająco "biograficzne" są jej wiersze.

      Usuń
  10. Mam za sobą pierwsze czytanie i też bez zachwytów. Hm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mi raźniej, że nie byłam odosobniona w moich pierwszych wrażeniach.;)

      Usuń
  11. Od lat choruję na depresję i borderline dlatego do mnie ta książka trafia. Jeśli ktoś nigdy nie miał problemów natury psychicznej, taka lektura może nawet zmęczyć. na rynku jest wiele książek o takiej tematyce, ale niewiele się wyróżnia. Jednak "Szklany klosz" zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo współczuję.
      Masz rację, ta książka może zmęczyć, zwłaszcza jeśli nie ma się zielonego pojęcia na temat depresji. Za pierwszym razem nie miałam (lata 90.) i pewnie dlatego nie potrafiłam wczuć się w sytuację Esther.
      Tak, "Szklany klosz" wyróżnia się zdecydowanie. O rozpadzie ciekawie pisała też Didion w "Graj jak się da".

      Usuń