środa, 27 sierpnia 2014

Grzyby à la Olga Tokarczuk

Sezon na grzyby trwa, niedługo rozpocznie się (mam nadzieję) wysyp maślaków i prawdziwków. Przeglądając „Dom dzienny, dom nocny” Olgi Tokarczuk (Wyd. Ruta, 1999) trafiłam na kilka ciekawych przepisów, niestety mowa w nich o dość nietypowych gatunkach.;). Przepis z zakładki:
 
 
Tort z muchomora czerwonego

3 trzy dojrzałe, barwne kapelusze muchomora
2 i pół szklanki cukru pudru
5 żółtek
kostka masła
cytryna
dwie łyżki rumu

Kapelusze skropić rumem. Utrzeć żółtka z dwiema szklankami cukru pudru i masłem. Dodać drobno posiekaną skórkę z cytryny. Przekładać kapelusze masą. Czerwony kropkowany wierzch tortu oblać lukrem zrobionym z reszty cukru pudru i soku cytrynowego.
Jeść powoli. Czekać.
***



O ile muchomor czerwony (Amanita muscaria) jest trujący, to muchomor czerwieniejący (Amanita rubescens) jest grzybem jadalnym. Ważne, żeby nie pomylić go z podobnie wyglądającym muchomorem plamistym (Amanita pantherina). Mając pewność, że dysponujemy jadalnym muchomorem, można przyrządzić takie oto danie, inspirowane przepisem Izy z bloga Smaczna Pyza:


Muchomory w białym winie

Składniki:
80 dkg muchomorów czerwieniejących (lub np. podgrzybków)
2 małe cebule
ok. 100 ml białego wytrawnego wina
sok z cytryny
1/2 niedużego pęczka natki pietruszki (lub szczypioru)
sól, pieprz

Sposób przygotowania
Dokładnie umyte i osuszone grzyby pokroić w ćwiartki, cebulę w piórka. Na rozgrzanej patelni zeszklić cebulę, dodać grzyby, podsmażyć. Doprawić solą i pieprzem według uznania, wlać wino i świeżo wyciśnięty sok z cytryny. Danie dusić dodatkowe kilka minut. Przed zdjęciem z ognia dosypać posiekaną pietruszkę (lub szczypior) i delikatnie wymieszać. Podawać z makaronem, ulubioną kaszą lub chlebem. Smacznego!

To samo danie można wykonać o dowolnej porze roku z pieczarkami.



Podziękowania dla Izy Kulińskiej za zgodę na wykorzystanie jej zdjęcia.



35 komentarzy:

  1. oj tak, grzyby. Ostatnio mnie też natchnęło. Zasuszone jeszcze z zeszłego roku. Chciałam sosik zrobić. Oj, jaką ja miałam ochotę na ten sosik! Ale nie wyszedł. Jogurt się zważył :(. Ale czuć już jesień grzybową w powietrzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w okolicy podobno wysyp prawdziwków. W zamrażarce mam żelazny zapas kurek, ale chętnie zjadłabym jakieś inne.;)

      Usuń
  2. nie tylko zdjęcia ale także przepisu :) pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, przyznam, że chyba jednak bałbym się zaryzykować wykonanie oryginalnego przepisu - grzybiarz ze mnie żaden :) Ale samo danie b. inspirujące - dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również nie odważyłabym się sama zebrać muchomora, ale od zaufanego grzybiarza pewnie bym spróbowała.;)
      Danie mam zamiar wypróbować, ale z innymi grzybami. Mnie też wydaje się inspirujące.;)

      Usuń
  4. Może jednak lepiej nie próbuj :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po muchomorach czerwonych jest ponoć niezły odlot.;) A potem to już ten ostateczny.;)

      Usuń
    2. No właśnie, a jeszcze jest tyle książek do przeczytania i tyle innych przepisów do wypróbowania :-)

      Usuń
    3. O innych szaleństwach nie wspominając.;)

      Usuń
  5. W ubiegłym tygodniu tłumaczka "Domu dziennego..." na angielski opowiadała w Magazynie do słuchania, jak to brytyjski wydawca kazał jej dać notkę przy tych przepisach, żeby czytelnicy nie próbowali tego w domu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli było to w TOK FM, to słyszałam fragment tej rozmowy.;) Na szczęście Brytyjczycy chyba nie mają żyłki do zbierania grzybów, więc ryzyko niewielkie. Ale adnotacja nie zawadzi.;)

      Usuń
    2. Owszem w TOK FM.
      I ja słyszałam jedynie fragment, ale akurat ten, o którym wyżej. Można wprawdzie posłuchać starych wydań w internecie, ale jakoś wciąż brakuje mi czasu.

      Może dlatego właśnie wydawca uparł się przy przypisie, że był świadomy tego braku żyłki - musi dbać, żeby mu się klientela nie wykruszyła :D

      Usuń
    3. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak mocno z kolei u nas zakorzeniona jest świadomość (takie mam przynajmniej wrażenie), że pięknie wyglądające muchomory są trujące. Może dlatego, że jesteśmy grzybiarzami.
      Muszę posłuchać tego wywiadu w całości, zapowiadał się interesująco.

      Usuń
    4. To w ogóle jest dość dobry program. Nie wiem, czy słyszałaś inne odcinki, ja kilka tak i zdecydowana większość była interesująca.

      Usuń
    5. Staram się słuchać regularnie, ostatnio np. z zainteresowaniem wysłuchałam odcinka o kryminałach polskich, choć rzadko je czytam. Goście mówili tak ciekawie, że chyba sięgnę po ich książki.;) Ten z Vargą w roli głównej też był b. dobry.

      Usuń
    6. Vargi nie słyszałam, muszę nadrobić, ale ten o kryminałach - z Głuchowskim, Bondą i Czubajem owszem. Kryminały czytuję dość często, również wszystkich w/wymienionych autorów (przynajmniej po jednej książce) i choć nie za każdym z nich przepadam, to w programie cała trójka podobała mi się. Swoją drogą, to Bondy i Czubaja wszędzie pełno ostatnio :), np. w zaczytanych wakacjach.

      Usuń
    7. Brakło tylko Grzegorzewskiej.;) Ale to, co mówiła o warsztacie pisarskim Bonda, bardzo mi się podobało. Na tyle, że sprawdzę, jak zrealizowała swoje zamierzenia w powieści.

      Usuń
    8. I Krajewskiego jeszcze :)
      Czytałam "Pochłaniacz" i jedynie na tej podstawie powiedziałabym, że wolę Bondy słuchać, niż ją czytać, ale zobaczę, jak będzie z wcześniejszymi jej powieściami. A co do mojej opinii o "Pochłaniaczu", to raczej jest odosobniona :) Innym bardzo się ta książka podoba, więc może i Tobie się spodoba (czego oczywiście życzę).

      Usuń
    9. Wydaje mi się, że Krajewskiego brakło, bo to chyba już inna półka - pisarz z dorobkiem, uznany i fetowany. Do tej grupy zaliczyłabym też Miłoszewskiego.
      W mojej miejskiej bibliotece Bonda jest, "Pochłaniacz" zarezerwowany już przez kilka osób. Nieźle pochłania.;)

      Usuń
    10. Może i tak. Wprawdzie Krajewski wypuszcza właśnie na rynek "Władcę liczb", ale on przecież nie potrzebuje się promować, ma ugruntowaną pozycję, sprzeda wszystko.

      Normalna praktyka we wszystkich bibliotekach. |W dodatku głośne nowości ludzie trzymają na maksa, jak już uda im się wypożyczyć, to czyta cała rodzina i znajomi. Przynajmniej u mnie tak to wygląda. Mam nadzieję, że u innych podobnie, bo to lepsze, niżby książka miała leżeć gdzieś i się kurzyć.

      Usuń
    11. Mnie też się wydaje, że Krajewski sprzeda wszystko, nawet "Książkę kucharską Mocka".;)
      U mnie nie da się trzymać bezkarnie, jeśli ktoś zamówi książkę.;) I dobrze, porządek musi być.

      Usuń
    12. Nie wiem, czy już nie sprzedał, jako „Dietę Kwaśniewskiego” :D
      Książki o Mocku kojarzą mi się przede wszystkim z sadystycznymi zbrodniami i posiłkami ociekającymi tłuszczem.

      Chodziło mi jedynie o to, że nowości nie oddaje się przed czasem :).
      Również nie pochwalam przetrzymywania książek. Strasznie złości mnie, gdy widzę w katalogu, że książka, której szukam, jest wypożyczona, a termin zwrotu dawno minął.

      Usuń
    13. Mnie głównie z wymyślnymi zbrodniami, golonka i setka to niestety margines tego cyklu.;(
      Aaa, teraz rozumiem. U nas też nowości (i nie tylko) są przetrzymywane, ale wtedy już się płaci. Chociaż jest to jakieś rozwiązanie, jeśli ktoś czyta dzieło liczące 800 stron i braknie mu jednego dnia do skończenia lektury.;( Mnie też złości przetrzymywanie książek, te kilkumiesięczne wołają o pomstę do nieba. Albo coś na kształt ekskomuniki: http://booklips.pl/newsy/nie-oddasz-ksiazki-do-biblioteki-jagiellonskiej-grozi-ci-ekskomunika/

      Usuń
    14. Fascynująca ciekawostka. Nie słyszałam o tym.
      Na katolików niezły bat, ale co z innowiercami i ateistami? :D

      Usuń
    15. Może jakaś forma pręgierza?;)

      Usuń
    16. A może tablica „tych klientów nie obsługujemy” jak w "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" Barei :)

      Usuń
    17. W dobie ochrony dóbr osobistych byłoby ciężko.;(

      Usuń
    18. Fakt, o tym nie pomyślałam. Zostaje więc tylko pręgierz |D

      Usuń
  6. Drogi Anonimie
    w pierwszym akapicie napisałam, że przepis pochodzi z książki Olgi Tokarczuk (Wyd. Ruta, 1999), a dokładnie z załączonej doń zakładki, co widać fragmentarycznie na górnym zdjęciu.
    I pytanie podstawowe: jak można 27 sierpnia rzekomo skopiować tekst, który pojawia się 29 sierpnia?

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie taki samiusieńki post na dwóch blogach??? To przypadek??? Bardzo rozczarowałem się do Pani bloga. Żegnam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze czuję niesmak, gdy widzę takie wpisy anonimowo, i nieważne nawet, czy zarzut słuszny, czy - jak w tym przypadku - niezasadny, biorąc pod uwagę kolejność publikacji postów.
    Czyżby autorowi wystarczało odwagi tylko na tekst, ale na podpis już nie? Nie mówię nawet o rzeczywistym imieniu i nazwisku, ale nie wierzę, aby anonim nie miał jakiegoś stałego nicka, który wskazywałby, kim jest w necie, takiej wirtualnej tożsamości.
    Żenująca postawa po prostu i uważam, że należy dawać wyraz temu, co myślimy o takim zachowaniu, może na przyszłość ktoś taki zastanowi się nad sobą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja również czuję się zażenowana, w tym przypadku nawet bardziej "treścią" niż anonimowością.
    Mam nadzieję, że anonim naprawdę się żegna, kolejne wpisy będę usuwać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Och, sądzę, że Ty akurat nie masz powodu, by być zażenowana treścią. To bezczelne pomówienie jest przecież, a więc jego autor powinien być zażenowany, ale na to chyba nie ma co liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Moje zażenowanie wynika z niedowierzania, że można czytać bez zrozumienia treści.;( Ale masz rację, to nie ja powinnam być zażenowana. Nic to.;)

    OdpowiedzUsuń