sobota, 20 grudnia 2014

Ręka, noga, kark i pieprzyki

Pojedynczy piksel jest punktem bez znaczenia, dopiero w zestawieniu z tysiącami innych tworzy konkretny obraz. Podobnie jest w książce Krisztiny Tóth, która każde ze swoich trzydziestu opowiadań osnuła wokół jakiegoś szczegółu ludzkiego ciała: ręki, uda, serca, pieprzyków. Elementy anatomii nie dominują, posłużyły głównie za pretekst do opowiadania historii; najważniejsze wydarza się poniekąd obok albo mimo tych detali.


Sceneria i bohaterowie „Pixela” zmieniają się jak w kalejdoskopie, niektóre postaci będą jednak co pewien czas powracać. Będą już w innym wieku i miejscu, czasem bardzo odległym od Budapesztu. Niektórzy zmienią się wręcz nie do poznania: Agę szukającą desperacko kandydata na męża spotkamy po kilkuletniej przerwie na pogrzebie teścia w Niemczech, dawny lowelas ciężko zachoruje i będzie zdany na łaskę rodziny, a osierocony podczas wojny Dawid zostanie cenionym lekarzem i wyjedzie pracować do Rumunii. Czasem o losach bohaterów usłyszymy w zupełnie innym opowiadaniu np. w rozmowie zatroskanej matki, poirytowanego ojca albo monologu zgorzkniałej żony, nie zawsze mając świadomość, o kim mowa.

Jest w tych opowiadaniach świeżość i lekkość, mimo że Tóth porusza wyłącznie poważne tematy. Skupia się przede wszystkim na przemijaniu, zawiedzionych nadziejach i straconych szansach, na szczęście ciężar tych historii nie przytłacza. Autorka zresztą dokłada starań, aby nie było zbyt koturnowo i od czasu do czasu wkracza na scenę, puszczając do czytelnika oko. Z jej pikseli powstała bardzo interesująca mozaika, która pokazuje, że młoda literatura węgierska ma się dobrze.

P.S. Duże brawa dla wydawnictwa za ascetyczną okładkę i staranną oprawę książki

_____________________________________________
Krisztina Tóth, Pixel, przeł. Klara Anna Marciniak
Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2014


12 komentarzy:

  1. Zgadzam się w 100% :). Książka opowiada o ważnych problemach, ale tak naprawdę o naszej codzienności. I choć są to opowiadania, świetnie składają się całość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja również mam wrażenie, że opowiadania złożyły się pięknie w całość, choć trudno tu mówić o ciągłości. Coraz lepiej myślę o tej książce.;)

      Usuń
  2. Okładka i mnie bardzo przypadła do gustu. Świetnie się prezentuje. Nie słyszałem o tym zbiorze opowiadań, a zapowiada się naprawdę ciekawie - to osnucie fabuły wokół anatomicznego szczegółu brzmi bardzo oryginalnie. Mam ochotę sprawdzić tę pozycję, tym bardziej, że ostatnimi czasy przekonałem się do krótkiej formy literackiej jaką jest opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka chyba nie miała szaleńczej promocji, ale autorka zagościła w Polsce.
      Mogę tylko polecać, opowiadania w "Pixelu" zapadają w pamięć.

      Usuń
  3. Wygląda to na książkę o bardzo przemyślanej konstrukcji. Pytanie tylko, czy w końcu nie można się w tym wszystkim pogubić. O wydawnictwie Emka nie słyszałam, czyżby nowe zjawisko na rynku książkowym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, książka ma przemyślaną konstrukcję. Opowiadania można czytać bez szukania powiązań z wcześniejszymi, nic nie tracą.Wyd. Emka jakiś czas już istnieje na rynku, kilka lat temu wydało m.in. Fotobiografię Curie-Skłodowskiej.

      Usuń
  4. Ostatnio przykuła moją uwagę w księgarni właśnie dzięki okładce. Węgry to trochę zaniedbany teren jeżeli chodzi o przekłady tak mi się wydaje. Fajnie, że wychodzą nowe rzeczy. (Ostatnio ukazało się też Tureckie Lustro Viktora Horvatha - całkiem okej powieść historyczna), a po twojej recenzji po Toth napewno też sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, węgierskiej literatury, zwłaszcza tworzonej przez młodszych pisarzy jest u nas niewiele - wciąż dominuje Marai, Szabo, może jeszcze Kertesz i Krasznahorkai. Z młodszych znam tylko (niestety tylko z jednej powieści) Bartisa.
      O "Lustrze" będę pamiętać, mignął mi gdzieś ten tytuł. Dobra podobno jest też "Księga ojców" Vamosa.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że akurat Węgry są ostatnio zaniedbane, jeśli chodzi o przekłady. We wcześniejszym ustroju można było uraczyć choćby serię wydawniczą "Kolekcja Literatury Węgierskiej" współtworzoną przez Czytelnika, Pax, PIW oraz Wydawnictwo Literackie. Trochę ciekawych nazwisk się tam pojawiło :) Ale fakt faktem, że ostatnio to mamy głównie wznowienia, ew. utwory dotychczas nietłumaczone sprawdzonych pisarzy :)

      Usuń
    3. Ostatnio są zaniedbane, nawet mocno, zwłaszcza jeśli mowa o młodszych pisarzach. I właśnie te niegdysiejsze tytuły, o których wspominasz, dają pojęcie o poziomie tej literatury. Aż chciałoby się poczytać więcej. Taki "Spokój" Bartisa jest według mnie znakomity, niestety WAB nie wydrukował więcej jego książek, a były. Szkoda. Podobnie jest moim zdaniem z lit. niemiecką na naszym rynku.

      Usuń
  5. Nie przepadam za opowiadaniami, którego albo same w sobie nie są genialne (jak większość opowiadań Franza Kafki lub Tomasza Manna), albo nie tworzą jakiejś zwartej całości. Pozytywne recenzje tego tomu przekonały mnie, że teksty Toth nie są automatycznymi tworami i to nie tylko ze względu na inspiracje częściami ludzkiego ciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei opowiadania lubię bardzo, to dla mnie najlepszy sposób na zapoznanie się z pisarzem.;) Toth warta jest zachodu, niektóre historie cały czas za mną "chodzą".

      Usuń