niedziela, 12 kwietnia 2015

Eseje i jesienie

Niewielu pisarzy potrafi pisać tak pięknie o rzeczach ulotnych jak Marek Bieńczyk. W dobie pośpiechu i bylejakości pochyla się nad detalami, ogląda ze wszystkich stron i rozbiera je na części pierwsze. W „Jabłku Olgi, stopach Dawida” bierze pod lupę gesty i obrazy, wspomina co bardziej urodziwe aktorki i piosenkarki z czasów młodości, śledzi literackich uciekinierów. Jest miejsce na prozatorskie wtręty i na migawki z życia prywatnego, jest również miejsce na epistolarny żart. O erudycyjności tekstów nie muszę wspominać, ta jest już znakiem rozpoznawczym pisarza.


„Jabłka Olgi…” nie sposób czytać szybko. Po pierwsze, przyjemnie jest zanurzyć się w Bieńczykowym świecie i poddać jego lekko melancholijnej atmosferze. Po drugie, lektura musi być niespieszna, jeśli chce się wiedzieć dokładnie, o czym pisze autor. Czytając „Dłonie na wietrze” co chwila zaglądałam do Kundery i Prousta, żeby sprawdzić szerszy kontekst przytoczonych cytatów. Nie mogłam też nie obejrzeć żółtej ściany Vermeera na „Widoku Delft”, skoro pisarz poświęcił jej cały rozdział. Żeby w pełni docenić tekst "Przez okno", wertowałam album z reprodukcjami Hoppera, przy „Niepocieszonym i wesołym” szukałam w internecie mniej znanych rysunków Sempégo, bo pochodzących nie z książek o Mikołajku, ale z czasopism. I tak jest co kilka stron: kolejne nazwisko lub tytuł do sprawdzenia albo wynotowania.

Imponuje swoboda, z jaką autor w jednym eseju zestawia bardzo różne motywy oraz płynność jego opowieści. Bieńczyk potrafi pisać o ulubionych lekturach z dzieciństwa, by za chwilę skupić się na nieużywanych już słowach albo by pięknie sportretować matkę; z kolei rozważania o malarskich abstrakcjach i płaszczyznach zakończą się opisem magicznego spaceru podczas wigilijnego wieczoru. Jednego można być pewnym: dokądkolwiek zawiedzie nas pisanie autora, będziemy oczarowani.

________________________________________
Marek Bieńczyk „Jabłko Olgi, stopy Dawida”
Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2015


18 komentarzy:

  1. Nie czytałam jeszcze nic Bieńczyka. Z twojego opisu wnoszę, że książka trafiłaby idealnie w mój literacki gust, te odniesienia do malarstwa, te niespieszne snucie opowieści, a nawet to meandrowanie myśli. Też lubię czytając wspomagać się innymi źródłami dla odnalezienia opisywanego obrazu, czy choćby plany miasta/kraju, jeśli rzecz dotyczy podróży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Bieńczyk mógłby Ci się spodobać. Pisze o malarstwie, są wątki z szeroko pojętej kultury francuskiej czyli coś dla Ciebie.;) I co ważne: pisze pięknym językiem.;)

      Usuń
  2. Ja na taką prozę muszę mieć odpowiedni nastrój, ale wiem z całą pewnością, że mojej teściowej przypadła by do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, "Jabłko Olgi..." wymaga odpowiedniego nastroju (i czasu;)), ale warto na takie chwile poczekać.;)

      Usuń
  3. Prozy Bieńczyka nie miałem jeszcze okazji poznać, ale sprawia ona wrażenie bardzo interesującej. Lubię wnikliwych obserwatorów, którzy oglądany przedmiot rozbierają na czynniki pierwsze. Odniesienia do innych artystów także brzmią bardzo kusząco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znałam Bieńczyka wcześniej tylko z "Tworek", które trochę mnie rozczarowały, ale jako eseista jest wyśmienity. Dla osób interesujących się różnymi dziedzinami sztuki to powinna być satysfakcjonująca lektura. Mogę tylko zachęcać.;)

      Usuń
  4. Bieńczyk to jeden z tych pisarzy, do których zabieram się od zawsze i ciągle mi jakoś nie po drodze ;) Chciałabym "Książkę twarzy", ale ten tytuł też zapowiada się interesująco :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja.;) "Książkę twarzy" tylko przejrzałam, ale tym razem się zawzięłam i oto jest. To lektura wielokrotnego użytku, na pewno można do niej wracać wiele razy.

      Usuń
  5. Zastawiałam się nad tym tytułem, ale właśnie stwierdziłam, że jeśli Książka twarzy leży mi na półce nieprzeczytana to chyba bez sensu jest kupować następny tytuł Bieńczyka. Teraz, dzięki Twojej opinii chyba zmienię zdanie. Niech no tylko nadejdą obniżki z okazji Światowego Dnia Książki ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie "Książka twarzy" też leżakuje, o dziwo, wygrało "Jabłko...". Tak mi się podobało, że tym chętniej sięgnę po inne książki Bieńczyka, nie tylko eseje. Może dzień Książki będzie pod tym względem łaskawy i dla mnie.;)

      Usuń
  6. z tych esejowatych Bienczyków najlepiej mi szły Nowe Kroniki wina, bardzo smakowicie i z humorem napisane. Choć może lepiej byłoby je nazwać gawędami. Natomiast bardzo mnie zawiodła (i szybko znudziła) Melancholia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Woje pochwały Kronik winnych.;) I cieszę się, że jednak nie kupiłam "Melancholii" - przeglądałam, ale stwierdziłam, że jest zbyt "wysublimowana" jak na mój gust.;(

      Usuń
  7. Sorry za komentarz, ale muszę sobie odreagować, bo normalnie Bieńczyka wydawnictwo okładką włożyło w estetykę Wiśniewskiego... jak nie gorzej. Krzysztof Varga w swojej nowej książce też dostał perfidnie "stockowe zdjęcie" - użyte na okładkach już chyba po raz trzeci. Jak się nie da zrobić schludnie i tanio, to zróbmy chociaż schludnie, czyli bez zdjęć. To taki mój mały apel do Wydawnictwa Wielka Litera :)

    W tych klimatach warto polecić też "Po śniadaniu" Rylskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to wszystko prawda.;( Okładka do "Demonów" Pilcha również była okropna. Tymczasem wcześniejsza okładka "Masakry" była znacznie ciekawsza. Niestety okładki powieści, na których nie wykorzystuje się zdjęć, to dzisiaj rzadkość. Szkoda.
      Hm, zaczęłam kiedyś "Po śniadaniu", niestety jego styl czasem mnie obezwładnia i to był akurat ten raz.;(

      Usuń
  8. A ja się nie moge do niego przekonać. "Książka twarzy" mnie skutecznie do tego autora zniechęciła i nawet Twoja rekomendacja nie jest w stanie tej blokady usunąć :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Nawet już nie pamiętam, bo książi, które mi się nie podobają, wyrzucam z głowy.

    OdpowiedzUsuń