czwartek, 16 kwietnia 2015

Wojenka, cudna pani

W „Rojstach” często pobrzmiewa refren „Wojenka, cudna pani”, choć działania bohaterów niewiele mają wspólnego z wojną. Konwicki opisał kilka miesięcy z życia partyzanckiego oddziału, który na przełomie roku 1944 i 1945 przebywał w okolicach Wilna. Celowo używam słowa „przebywał”, ponieważ młodzi mężczyźni zajmują się głównie – jak mówi narrator – łażeniem: przemykają poboczami dróg i lasami, sporadycznie zatrzymują się we wsiach, byle nie natknąć się na obławę żołnierzy radzieckich i nie narazić zbytnio rozgoryczonym gospodarzom. Zamiast wyczekiwanych walk biorą udział co najwyżej w „jednoaktowych farsach”: ambulans wezmą pomyłkowo za opancerzone auto, przez nieuwagę wpadną na patrol czerwonoarmistów, ktoś nieumyślnie postrzeli kolegę albo sam się zrani. Karykaturalnego obrazu dopełniają żądni władzy i zaszczytów dowódcy oraz podkomendni bez morale. A miało być tak pięknie: walka o wolność naszą i waszą, przelewanie krwi za ojczyznę, wieczna chwała.


Konwicki bez emocji pokazuje zderzenie romantycznych ideałów z mało heroiczną rzeczywistością. Nie ma planowanych zwycięstw i legendy, jest rozczarowanie i poczucie bezsilności. Jeśli tytuł powieści traktować metaforycznie (rojst to miejsce podmokłe, niskie i bagniste), wileńska partyzantka niewątpliwie przypominała stąpanie po niepewnym, grząskim gruncie. Dziewiętnastoletni narrator „Rojstów” doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a jednak jest gotów walczyć do końca; wierzy w siłę przelanej krwi – mimo bezsensownej śmierci kolegów i mimo poniesionego ostatecznie fiaska. Nie wiadomo, czy to kwestia naiwności, czy wierności wartościom wpajanym przez lata w szkole i w domu. Książka bazuje w dużej mierze na doświadczeniach autora, co tylko podkreśla jej gorzką wymowę. W przeszłości „Rojsty” różnie odbierano, dzisiaj pozostają ważnym głosem przeciw wojnie i wychowywaniu w duchu bohaterszczyzny. Zdecydowanie zasługują na uwagę.

___________________________________________________________________
Tadeusz Konwicki Rojsty, Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1992



36 komentarzy:

  1. O rany, przypuszczam, że nie jedno środowisko, gdyby się z książką zapoznało, uznałoby jej wymowę za niepatriotyczną, ba, wręcz bluźnierczą :) Niezwykle intrygujący utwór. Cenię sobie pozycje, które obnażają bezsens wojny, która zawsze jest czasem bezprawia, demoralizacji i upadku wszelkich wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy jest fakt, że na początku lat 90-tych opublikowana została wspomnieniowa książka Ryszarda Kiersnowskiego, dowódcy oddziału w którym był Konwicki. Książki jeszcze nie czytałem (czeka w kolejce), ale z tego co się orientuję, autor na jej kartach ostro polemizuje z wizją nakreśloną przez Konwickiego.

      Usuń
    2. @ Ambrose
      I takie własnie zarzuty padały, głównie kombatanci AK byli oburzeni; ale nie tylko.
      Moim zdaniem "Rojsty" mogłyby trafić na listę lektur szkolnych jako przeciwwaga dla książek wysławiających poświęcanie życia dla dobra ojczyzny.

      Usuń
    3. @ MatiPro

      O "Tam i wtedy" oraz samym Kiersnowskim Konwicki sporo opowiada w książkowym wywiadzie "W pośpiechu" - na spokojnie, bez gniewu. Chętnie poczytam sobie za jakiś czas Kiersnowskiego.

      Usuń
  2. Czy to może być Konwicki pierwszego kontaktu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej.;) Nic nie jest udziwnione, wiadomo, o co chodzi. Styl oszczędny, prawie reporterski.

      Usuń
    2. To fajnie, bo wstyd nie znać Konwickiego, a jakoś nic mnie dotąd nie zainteresowało.

      Usuń
    3. To wręcz niewiarygodne, bo Konwicki mógłby Ci się spodobać.;) Na pewno nie wszystko, bo pisał różnie, ale te historyczne powieści chyba są niezłe. Ale takiego "Kompleksu polskiego" jako nastolatka nie zrozumiałam (co dzisiaj mnie nawet nie dziwi;)).

      Usuń
    4. Sam się dziwię, ale jak w nastolęctwie widziałem okładki wydawnictwa Alfa, to mnie trochę cofało :P

      Usuń
    5. Okładka "Rzeki podziemnej..." do dzisiaj mnie straszy.;( Nie wiem, czy wszystkie są autorstwa Lenicy, aż sprawdzę w domu. Chyba pomarańczowa "Mała apokalipsa" była najprzyjemniejsza dla oka. Inne - cokolwiek psychodeliczne.;(

      Usuń
    6. Reaguję alergicznie na psychodelię w literaturze, stąd mój dystans :)

      Usuń
    7. Wiem.;) Na szczęście u Konwickiego tylko okładki były psychodeliczne.

      Usuń
    8. Niestety, wystraszony, poza obejrzenie okładek nie wyszedłem :)

      Usuń
    9. Zdarza się. Mam kilka tomów z tej serii i oprócz "Małej apokalipsy" chyba stoją nietknięte. Okładka potrafi jednak czynić cuda. I anty-cuda.;(

      Usuń
    10. A a propos okładek i cudów - Preparator Klimko-Dobrzanieckiego świetny (jestem w połowie i wolałbym nie zapeszyć). Co tego autora jeszcze warto poczytać?

      Usuń
    11. Świetny? To dobra wiadomość, bo straciłam wiarę w tego autora. "Kołysanka dla wisielca" i "Rzeczy pierwsze" dość mi się podobały (zwłaszcza ta pierwsza, z drugiej już dzisiaj nic nie pamiętam), "Bornholm" mimo ciekawego tematu mnie już rozczarował. Pisarz dobrze rokował, ale "Grekami..." już się w moich oczach skompromitował. Podobno "Krysuvik" i "Dom Róży" jest niezły.

      Usuń
    12. Spodziewałem się czegoś innego, zostałem zaskoczony, złapany za gardło i pochłonięty. Jak dla mnie, to wystarcza za rekomendację :) Kołysanki poszukam, dzięki.

      Usuń
    13. Mam tylko nadzieję, że preparator nie preparuje głównie kobiet.;)
      Jak skończysz czytać, możemy się wymienić, mam Kołysankę.

      Usuń
    14. Na razie nikogo jeszcze nie wypreparował, czekam na rozwój opowieści:)
      Chętnie pożyczę Kołyskę i udzielę Preparatora. Już widzę, że to może nie być książka jednorazowego użytku.

      Usuń
    15. Jeśli zapowiada się na książkę niejednorazowego użytku, to już bardzo dużo.;)

      Usuń
    16. Widzę, że w pogoni za dalszym ciągiem nie skupiam się na niektórych partiach, które są tego warte, więc na pewno przynajmniej fragmenty doczytam drugi raz.

      Usuń
    17. No to czekam na recenzję.;)

      Usuń
    18. I to jest w tym całym blogowaniu najbardziej męczące, że w końcu trzeba coś napisać :P

      Usuń
    19. Skończyłem "Preparatora", muszę ochłonąć.

      Usuń
    20. Widzę, że rzeczywiście wciąga.

      Usuń
    21. Jak bagno, że użyję wyświechtanego porównania :)

      Usuń
    22. Podeślę Ci, tylko coś napiszę pochwalnego.

      Usuń
    23. Nie ma pośpiechu, z góry dziękuję.

      Usuń
  3. Bardzo dawno nie czytałam nic Konwickiego, a właśnie wychodzi książka z wydaw. Czarne o rozmowach z nim, i z tej okazji postanowiłam trochę do niego wrócić. No i teraz wstyd... Nie znałam tytułu, o którym piszesz! Muszę to koniecznie nadrobić. A że mało w nim wojny jako wojny, dla mnie tym lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rojsty" chyba rzadko były wznawiane, przynajmniej w porównaniu z innymi książkami Konwickiego. A szkoda, bo tematyka ważna.
      Wznowienie "Pamiętam, że było gorąco" też mam na oku, nawet przejrzałam i widzę, że będzie dowcipnie.;)

      Usuń
  4. Zapomniałam o tej książce całkiem a kiedyś bardzo namiętnie czytałam Konwickiego. Jak ja rozumiem tę anybohaterszczynę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda?:) Przydałoby się więcej książek w podobnym duchu.

      Usuń
  5. Ładnie to się nakłada na czytaną przeze mnie właśnie "Zamojszczyznę". Dr Klukowski narzeka na straszną demoralizację oddziałów AK i bardzo często przytacza przykład jakiegoś bandyckiego napadu ludzi z lasu. Sam zresztą pada ofiarą takiej napaści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Konwickiego jest i demoralizacja (choć może łagodniejsza niż np. w "Do piachu" Różewicza), tyle że podana tak beznamiętnie, że przyjmuje się ją na chłodno.
      Oddział potrafił też napaść na gospodarstwo jednego z własnych dowódców, głównie wskutek błędnego rozeznania, a nie wyrachowania.

      Usuń