wtorek, 12 maja 2015

Arystokratyzm piwny à la Krzysztof Varga

[...] Stefan popił piwem orkiszowym, miało wyjątkowy smak, przypomniał mu się wieczór sprzed kilku miesięcy, gdy spędził wiele godzin w Kuflach i Kapslach na Nowogrodzkiej, wraz z Marianem testując wyrafinowane odmiany piw warzonych przez prawdziwie oszalałych geniuszy piwowarstwa w niszowych browarach. Stefan przez dekady wlewał w siebie mocno gazowane piwa przemysłowe, masowo produkowane w wielkich korporacjach, i znajdował w tym wlewaniu wielkie ukontentowanie. Przez lata wlał w siebie przynajmniej Morze Bałtyckie przemysłowych, chemicznych piw, od których wzdymał mu się brzuch, a gaz uchodził rozlicznymi otworami jego udręczonego ciała. Teraz peregrynował po ekskluzywnym świecie piw elitarnych, warzonych w krótkich, rzec można kolekcjonerskich, seriach. Było to tym bardziej ekscytujące, iż oferta w nowo powstałych wielokranowych pijalniach zmieniała się praktycznie codziennie. Jeśli zatem dzień po dniu chodziło się do Kufli i Kapsli, można było ze smakiem testować kolejne wytwory chmielowych, pszenicznych, żytnich, orkiszowych, owsianych fermentacji, dymione koźlaki, piwa ciemne, a czasem wręcz czarne, nawet ryżowe i jęczmienne, upichcone przez współczesnych alchemików. Stąd też zapewne zwiększająca się lawinowo liczba koneserów, smakoszy, kiperów owych arystokratycznych wytworów małego browarnictwa. Coraz więcej było ich widać, spoglądających na świat spod opadających powiek z perspektywy baru bądź kiwających się przy stolikach, lecz z drapieżną determinacją wciąż testujących premierowe wytwory browarów, których nazwy Stefan dopiero poznawał. A potem biorących jeszcze kilka butelek na wynos i miękkim krokiem wychodzących w ponurość ulicy Nowogrodzkiej, by kończyć smakowanie już w okolicznościach domowych, a potem zasypiać snem łagodnym, spokojnym i bezgrzesznym. Stefan nie rozróżniał nawet fermentacji dolnej od fermentacji górnej, nie rozumiał specjalnie, czym się różni piwo fermentujące bardzo krótko od tego fermentującego wyjątkowo długo, lubił jednak wsłuchiwać się w pełne retorycznej pasji tyrady barmanów, którzy z elokwencją właściwą raczej winnym sommelierom objaśniali niuanse pochodzenia napoju właśnie przed nim stawianego w wykwintnej szklance bądź frymuśnym kielichu.


Niebywale podobało się Stefanowi to, iż każde z owych piw w innym naczyniu było podawane, a więc niektóre piwa jasne w smukłych szklankach, inne, te o barwie miedzianej bądź ciemnobursztynowej, w pękatych kielichach, jeszcze inne w przysadzistych kuflach, aby bukiet odpowiednio się w nich układał. Pił więc z zacięciem i uporem prawdziwego odkrywcy owe nierzadko ośmioprocentowe czy nawet dziesięcioprocentowe piwa ze specjalnego chmielu nowozelandzkiego i wyjątkowych drożdży z klasztoru belgijskich trapistów, zagryzając podgrzanym preclem z musztardą i ostrą marynowaną papryką lub pogryzając chrupki prażony słód. Nie myślał o tym, że znów się upija (a tak myślał, kiedy pił masowe piwa przemysłowe), lecz że uprawia swoisty piwny arystokratyzm, tym się jednak różniący od typowego polskiego nuworyszostwa, że nie napawa się luksusową whisky single malt ze znanej wszystkim światowcom szkockiej gorzelni, lecz piwem z nikomu nieznanego mazowieckiego, podlaskiego czy też pomorskiego browaru. Tamtego dnia, gdy testowali z Marianem owe wymyślne, mało gazowane niszowe piwa, wypił ich iście przemysłową ilość. Potem pojechali jeszcze na Pragę, by testować kolejne wyszukane piwa w kolejnym wielokranowym pubie. Stefan nie pamiętał dokładnie powrotu do domu, lecz swojego upiornego kaca wynikłego z mieszania rozlicznych piw o różnorakim poziomie alkoholu i mocy ekstraktu chmielowego potraktował wówczas o wiele wyrozumialej, jako konieczny efekt uboczny swych badań antropologicznych. Niewątpliwie podły kac spowodowany wlaniem w siebie dziesięciu półlitrowych piw przemysłowych był o wiele mniej szlachetny niż kac po wypiciu dwudziestu szklanek, kufli i kielichów piw wyrafinowanych i ekskluzywnych. Owszem, efekt zatrucia alkoholowego pozostawał tym samym efektem zatrucia alkoholowego, ale jakże piękniejsze było ono niż zatrucie obrzydliwymi chemicznymi szczynami z puszek kupionych w hipermarkecie.[...]

Krzysztof Varga Masakra, Wielka Litera, Warszawa 2015


21 komentarzy:

  1. Ładne. I przypomina mi, że od jakiegoś roku wybieram się do kieleckiego Craft Beer Pubu na degustację. Żałuję jedynie, że nie mieszkam na miejscu i nie mogę sobie pozwolić na wyjście "(...) miękkim krokiem (...) w ponurość ulicy (...)", a jak pomyślę o 50 kilometrowym powrocie autobusem, to i szklanica wydaje się aż nadto :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Człowiek by podegustował, tylko z powrotem do domu są kłopoty.
      Sama za piwem nie przepadam, ale tych kolekcjonerskich popróbowałabym, o tak.;)

      Usuń
    2. Już nawet nie chodzi o doprowadzanie się do "miękkiego kroku", ale taki wyjazd, to dla mnie cała, logistycznie złożona, wyprawa. Dlatego, mimo że bardzo bym chciał zasiąść nad kuflem jakiegoś, dajmy na to, witbiera, ciągle się na nią nie decyduję, posiłkując się butelkowanymi smakołykami, które przy okazji wizyt w mieście wojewódzkim kupuję i spożywam w domowym zaciszu.
      Nie wiem czy spożywanie piw z browarów rzemieślniczych czy nawet amatorskich nie jest nuworyszowskie, ale podobnie jak delektowanie się single maltami, do tanich hobby nie należy. Butelka/kufel dobrego piwa, to koszt ok. dychy (oczywiście są też sporo tańsze, nie zaprzeczam), więc zbęckanie się 10ma browarami, to koszt w granicach 70-100 zeta. Z tego też powodu coraz bliższą jest mi myśl o rozpoczęciu własnej produkcji :)
      PS. Może nie wchodźmy w szczegóły, bo ja tak mogę jeszcze długo :P

      Usuń
    3. Bardzo droga impreza, nie miałam pojęcia, że ceny tech specjałów są aż tak wysokie. Dobrze, że chociaż kac mniej dotkliwy.;)
      Spożywanie piw kolekcjonerskich być może jest snobizmem, ale w końcu wszystko jest dla ludzi. Jeśli ktoś lubi, czemu nie spróbować?

      Usuń
    4. Kac wcale nie jest mniej dotkliwy, a Varga pisząc o szlachetności kaca po piwie innym niż przemysłowe po prostu robi sobie jaja. Cena tych piw jest rzeczywiście odrobinę zaporowa, ale właśnie z tego powodu szarak jak ja nie może się nimi nachlać, a jedynie raz na jakiś czas, smakować :P No bo, właśnie, w przeciwieństwie do masówki, piwa rzemieślnicze mają (jeszcze, mam nadzieję, że ich rosnąca popularność tego nie zmieni), smak :) A snobować się można na wiele sposobów, czemu więc nie w ten, jeśli to lubię :D

      Usuń
    5. Ale fabryczny sikacz w knajpie to też 6-8 zł, czasem i więcej, a z rzemiosła przynajmniej uciecha większa :) Chociaż kac faktycznie bez różnicy :P

      Usuń
    6. Cóż, jeśli już piję piwo, kończę na jednym, więc kaca nigdy chyba nie doświadczę i nie sprawdzę jego domniemanej szlachetności.;)

      Usuń
    7. @ZwL Rzadko pijam bro w knajpach, ale patrząc na to z tej perspektywy, to różnica w cenie staje się mało znacząca. No i konsumpcja rzemiosła rzeczywiście niesie jakiś smakowy walor poznawczy, bo czym może zaskoczyć masówka? Większą ilością bąbelków? :P
      @czytanki Poświęć się. W imię Nauki i Literatury :P

      Usuń
  2. Wpis w sam raz na nadciągające upały :) Nie wiem, czy bym się porwał na domową produkcję, wciąż pamiętam przygody mojego ojca z podpiwkiem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strzelające w letniej kuchence korki, to był znak, że podpiwek doszedł i będzie uczta. Ja się boję, że zakapslowane butle mogą strzelać :(

      Usuń
    2. Mojemu ojcu wybuchły plastikowe butle :) jak sam próbowałem robić podpiwek, to zadrutowałem kapsel :D

      Usuń
    3. Mojemu ojcu chyba nie wychodził podpiwek, bo strzelających korków nie pamiętam.;) Ale opakowanie zaczynu do dzisiaj mam w pamięci.;)

      Usuń
    4. Ja musiałem chyba pomylić proporcje zaczynu, bo kiepsko mi ten podpiwek gazował :(

      Usuń
    5. Ciekawe, jak mają się dzisiejsze podpiwki do tych PRL-owskich.

      Usuń
    6. Opakowanie mają identyczne, więc może z recepturą też producent nie kombinuje :) Widziałem zestaw do robienia kwasu chlebowego i kiedyś mam ochotę przeeksperymentować.

      Usuń
    7. U mnie podpiwkiem zajmowały się Mama ze swoją siostrą. Pamiętam wielkie wiadro pełne czarnego płynu powstałego z torebki z tym charakterystycznym Kujawiakiem (?) na froncie i potem proces rozlewania do butelek po winie. A potem oczekiwanie na strzały, bo jak raz nie wytrzymaliśmy i spożyliśmy z kuzynem butlę przed strzelaniem skutki były opłakane :(

      Usuń
    8. Kujawiak jak żywy.;) Tzn. z czasów mojego dzieciństwa.;)

      Usuń
    9. Tak, czytam i czytam i aż mnie naszło, żeby także spróbować wyprodukować podpiwek na własną rękę - dziękuję za natchnienie :)

      Usuń