niedziela, 3 maja 2015

Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez

Mało kto dostawał takie cięgi, jak ten pierwszy w Mińsku automat z sodówką. I to tylko dlatego, że jedynie w ten sposób można było coś z niego wydusić. Sam Bóg nie wiedział jednak, czy będzie to szklanka wody z syropem, czy bez... [str. 18]

Automat z powieści Uładzimira Niaklajewa przyciągał klientów z dwóch powodów: pozwalał – przynajmniej od czasu do czasu – posmakować syropu ananasowego, częściej bywał okazją do spotkania z przyjaciółmi lub tymi, którzy bardzo chcieli takowymi zostać. W Mińsku początku lat 60-tych w gronie znajomych może znaleźć się bowiem żydowski sklepikarz, charakterna Tatarka, zakochany uczniak, a ponadto rzekomy pułkownik, były łagiernik i aspirujący kagiebista. Towarzystwo na pierwszy rzut oka nieco wymyślne, trzeba jednak pamiętać, że mowa o stolicy Białorusi.


W Mińsku cięgi dostawał nie tylko automat z wodą gazowaną, dostawali je również – dosłownie i w przenośni – chyba wszyscy bohaterowie powieści. W Związku Radzieckim wszystko miało wymiar polityczny (czyli wywrotowy): radio znalezione w internacie, czarnoskóry student, wąskie spodnie i bezczynne stanie na ulicy. A że w pobliżu zawsze kręcił się milicjant lub tajniak, o cięgi było łatwo. Autor pisze o tych niewesołych czasach bez martyrologicznego zadęcia, ponurość epoki łagodząc odrobiną humoru i fantastyki (czy mińscy studenci wraz Lee Oswaldem mogli planować zamach na Chruszczowa? czy Chruszczow mógł wymykać się z wieców do sklepu po ogórki i wino? u Niaklajewa wszystko jest możliwe;)). Najważniejsza była bowiem przyjaźń i – w miarę możliwości – zabawa, które pozwalały przetrwać trudne czasy.

Po przeczytaniu posłowia książka nabiera szczególnie gorzkiego posmaku, ponieważ – jak się okazuje – wiele z opisanych wydarzeń miało miejsce naprawdę. Łącznie z „incydentem” z 2010 r., kiedy Niaklajeu ubiegający się o fotel prezydenta Białorusi w dniu wyborów został brutalnie pobity, a następnie porwany ze szpitala. Kto wie, w jakim stopniu bolesne wydarzenia wpłynęły na kształt „Automatu…” – książki niełatwej w odbiorze, ale dającej czytelnikowi dużą satysfakcję.


____________________________________________________________________________
Uładzimir Niaklajeu, Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska
przeł. Jakub Biernat
Kolegium Europy Wschodniej, Wrocław 2015




10 komentarzy:

  1. Sok ananasowy, proszę, proszę - ja trafiałem tylko na malinowy ale i tak nie narzekałem, od czasu do czasu pojawiał się jakiś żółty ale jakoś w nim nie zasmakowałem, to i nazwa uszła mi z pamięci :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pamiętam malinowy, choć był chyba rzeczywiście jakiś inny. Może truskawkowy?

      Usuń
    2. Pamiętam jeszcze wiśniowy. Na Białorusi próbowałem kwasu chlebowego sprzedawanego z beczkowozu przypominającego trochę kuchnię polową, do dziś nie zapomnę tamtego wrażenia - a oni zachwycają się sokiem ananasowym.

      Usuń
    3. Moja mama też twierdzi, że to był wiśniowy.;)
      Ananas w latach 60. to na pewno była rzadkość, nawet w postaci soku, co tam kwas chlebowy dostępny codziennie.;)
      Kwas z beczkowozu to musiało być coś.;)

      Usuń
    4. Jeszcze w latach 70-tych rzadkością były banany, "rzucano" je do sklepu przy mojej ulicy chyba 2-3 razy w roku. Ananasa na oczy wówczas jeszcze nie widziałem, podobnie zresztą jak i chyba wszyscy moi koledzy.

      Usuń
    5. U mnie było podobnie. Ananasa nawet w puszce nie można było kupić, może z wyjątkiem Pewexu, ale to miejsca poza zasięgiem mojej rodziny.
      Myślę, że syrop ananasowy w Mińsku był po prostu mieszanką, która niewiele miała wspólnego z owocem.;(

      Usuń
  2. Ha, wszystko mi się w tej książce podoba, łącznie z niezwykle minimalistyczną okładką! Białoruś, nasi wschodni sąsiedzi, to dla większości Polaków kraina obca, nieznana, zagadkowa. Ja sam niezbyt wiele o niej wiem, oprócz propagandowych informacji płynących z mediów głównego nurtu, które koncentrują się głównie na prześladowaniu opozycji.

    Lubię proponowane przez Ciebie lektury, bo są z reguły niepowtarzalne - ciężko uraczyć je na innych blogach poświęconych literaturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie - okładka. Niby skromna, ale symbolicznie nawiązuje do treści książki.

      Całkowicie zgadzam się w kwestii nieznanej Białorusi - dla mnie ta powieść ma przede wszystkim walor poznawczy, tamtejszej literatury nie znam w ogóle.;(

      Ambrose, lektur niepowtarzalnych jest więcej u Ciebie, nawet nie muszę liczyć.;) Ale dziękuję za komplement.

      Usuń
  3. Świetny tytuł! I jeszcze lepszy opis - takie wyzwanie podejmę z wielką chęcią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka warta lektury, zdecydowanie. Tytuł nieco mnie zwiódł, bo spodziewałam się bardziej nostalgicznej powieści, ale nie żałuję.

      Usuń