wtorek, 4 sierpnia 2015

Historia pewnego obrazu

„Początek świata” Gustave’a Courbeta nie jest chyba szczególnie znanym obrazem i nie ma się czemu dziwić, ponieważ dopiero w latach 70. ubiegłego stulecia został udostępniony szerszej publiczności. Wcześniej cieszył oko nielicznych: powstał na zlecenie w 1886 r. i przez dekady znajdował się w prywatnych kolekcjach. Skrywany za zieloną zasłoną albo pokazywany w podwójnej ramie zamykanej na klucz pod innym obrazem nabrał niemal charakteru fetyszu, o czym dzisiaj czyta się z lekkim rozbawieniem.


Książka Thierry’ego Savatiera jest w istocie zapisem drobiazgowego śledztwa. Autor – z zawodu doradca biznesowy, z zamiłowania historyk sztuki – prześledził wędrówkę „Początku świata” i udowodnił, że losy obrazu mogą być równie zajmujące co jego treść. Kilkakrotnie zmieniali się właściciele, zmieniała się również sytuacja polityczna oraz obyczajowość, i wszystko to miało czasem niebagatelny wpływ na „życie” płótna Courbeta. Dość powiedzieć, że gdyby nie wytrwałość i zamożność węgierskich spadkobierców, obrazu prawdopodobnie nie udałoby się odzyskać z rąk Rosjan po drugiej wojnie światowej. Spośród przytoczonych opowieści najbardziej zafrapowała mnie ta o pierwszym właścicielu czyli tureckim dyplomacie Chalil Beju oraz o ostatnim czyli znanym psychoanalityku Jacques'u Lacanie, który ponoć nie lubił, gdy ktoś wyręczał go w ceremonii odsłaniania i prezentowania dzieła wybranym gościom.


Savatier zadał sobie sporo trudu, aby ustalić pewne fakty (czym zresztą co rusz się chwali), poskąpił niestety informacji na temat samego Courbeta, nie pokusił się również o analizę obrazu. Szkoda, bo bez nich historia „Początku świata” wydaje się niepełna i pozostaje głównie opowieścią o charakterze detektywistycznym. Tak czy inaczej, ten obraz o wymiarach 55 cm x 46 cm uznawany niegdyś za osobliwość i pornograficzny szkic można obecnie oglądać w paryskim Muzeum Orsay.

______________________________________________________________
Thierry Savatier: Początek świata. Historia obrazu Gustave’a Courbeta
tłum. Krystyna Belaid, Wyd. Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2015 

12 komentarzy:

  1. Historia dzieł rzeczywiście może być równie ciekawa, jak historia ich twórców, czy samo dzieło. Ciekawie opowiada o tym serial BBC Historia wielkich dzieł, tyle, że pokazuje on poza historią obrazu (przedmiotu) także krótki rys o jego twórcy oraz analizę dzieła. Ten obraz nie pozostawia obojętnym, pamiętam, jak kolega wróciwszy z wakacji w Paryżu po wizycie w Muzeum Orsay zbulwersowany opowiadał mi o pewnym obrazie (od razu wiedziałam, o który mu chodzi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za podpowiedź. Muszę sprawdzić, czy mam dostęp do tego programu, musi być b. ciekawy.
      Ten obraz na pewno zapada w pamięć.;) Moim zdaniem on wręcz atakuje widza. Podoba mi się jedno z jego określeń: portret bez twarzy.;)

      Usuń
  2. Ha, wiele bym dał, by wziąć udział w jednym ze spotkań, na którym prezentowano owo dzieło. Ogromnie ciekawi mnie reakcja zgromadzonych widzów przed (nerwowe oczekiwanie, obietnica czegoś grzesznego, a więc prawdopodobnie przyjemnego) i po odsłonięciu obrazu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że to oczekiwanie mogło być najciekawsze - plotki czasem bardzo intensywnie działają na wyobraźnię.;) A komentarzy chętnie bym posłuchała.;)

      Usuń
  3. Utraciłam komentarz, postaram się go odtworzyć.
    W powszechnej percepcji historia sztuk wizualnych (malarstwa w szczególności) moim zdaniem jest niedoceniana. Czy to się zmienia? Moim zdaniem można będzie wysnuć wnioski, za jakiś czas. Oczywiście są narracje w kulturze popularnej (literatura czy film vilde opowieść o Złotej Damie).
    Zapomina się, że prądy, koncepcje, wydarzenia zanurzone są/ czy też są częścią, całości, tzw. sytuacji społecznej. Np śledząc malarstwo Caravaggia można prześledzić zmiany w Kościele Katolickim. A to tylko przykład jeden z wielu.

    Mam nadzieję, że nie będziesz miała za złe jeśli rzucę linką: (by się nie powtarzać): http://wp.me/p59KuC-i0 to truizm, co napiszę, malarki i malarze nie żyli w próżni, znali się z możnymi tego świata, brali udział jak Rubens w kształtowaniu polityki, etc tak więc tak więc jest poza sferą widzialną, i sfera ukryta (historii obrazu). Poza tym, tak jak są antropolożki i antropolodzy specjalizujący się w muzyce (badający jej hisorię) tak i są antropolodzy i antropolożki, zajmujący się nie tylko historią (metatekstem obrazu) ale np fakturą, rodzajem użytego tworzywa etc.
    Poza poruszonymi kwestiami Słowo. Obraz, Terytoria wydaje w sposób rzetelny książki, i tak, polecam, a tytuł, o którym piszesz chodzi za mną, i nie przestaje (w bibliotekach go na razie nie namierzyłam).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem o historii sztuki mówi się dużo, tylko to nie są informacje dla wszystkich. W końcu nie wszyscy, może nawet nie połowa społeczeństwa, interesują się którąkolwiek z dziedzin sztuki.
      Tak, SOT wydaje wartościowe pozycje, co więcej, wydaje je ładnie.

      Usuń
    2. Dużo, mało kwestia uznaniowa.
      No dobrze, niech będzie, że dużo,
      zaznaczyłam (może niefortunnie/ nieczytelnie?) że chodzi mi właśnie o szeroki, szerszy odbiór społeczny. Co z faktu, że mówi, się wiele, jeśli informacje te, kolokwializując, nie przebijają się?
      SOT wykonuje pracę u podstaw. Mam takie wrażenie, oczywiście, nie sprowadzam kwstii sztuki, do jednej (szczytnej) inicjatywy.
      Bardzo ciekawą historię ma Szał Uniesień:
      http://wp.me/p59KuC-lE

      Usuń
    3. A czy informacje te muszą się przebijać? Czy ja muszę interesować się np. baletem operą, rzeźbą? Nie. Każdemu wg potrzeb, tak uważam. Nie widzę w tym nic niewłaściwego, że ogól może nie interesować się malarstwem (choć tłumy na różnych wystawach dowodzą czegoś innego).

      Usuń
    4. Jeśli mogę się włączyć: wydaje mi się, że tłumy na wystawach malarstwa czy czasem fotografii świadczą właśnie o tym, że jest spore zainteresowanie tymi dziedzinami, tak jak pisze Ania. I gdyby programy popularyzujące wiedzę o sztuce były nadawanie w tv częściej, i w dobrym czasie antenowym, to miałyby rzesze widzów.
      Obraz Courbeta wciąż ma mocny wydźwięk, ale chyba już nie szokuje. Może inaczej: mnie nie szokuje ;-)

      Usuń
    5. Myślę, że faktycznie takie programy mogłyby cieszyć się popularnością. Z dzieciństwa pamiętam serial o Ermitażu i wiem, że np. w mojej rodzinie był oglądany przez wiele osób, nawet te mało wyrobione kulturalnie. Tylko nie mam pewności, czy nie oglądali go z braku innych ciekawych programów.
      Mnie Courbet także nie szokuje, raczej zaskakuje - otwartością postawionego problemu.;)))))))))

      Usuń
  4. To prawda, te tłumy na wystawach sztuki, oczywiście nie na każdej i nie wszędzie, ale naprawdę sporo osób mijam na wystawach zwłaszcza czasowych. Ze zdziwieniem też odnotowałam, jak wiele dzieci przyprowadzają rodzice na spotkania ze sztuką (widziałam taką inicjatywę zarówno w warszawskim jak i poznańskim narodowym), oczywiście to niewiele, ale od czegoś trzeba zacząć, bo z takich młodych ludzi, którym odpowiednio ukształtuje się wrażliwość na jakiś rodzaj sztuki wyrosną przyszli pasjonaci. Odpowiedni program w telewizji to byłoby coś. Zdarzyło mi się kilka razy trafić na takie, ale były to sporadyczne (nie cykliczne) programy. Wspomniany przeze mnie cykl BBC można nabyć w księgarni na płytach (niestety nie jest tani, ale zdarzają się obniżki).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że rodzice często przychodzą z dziećmi. Coraz więcej muzeów organizuje też warsztaty dot. wystaw czasowych oraz lekcje muzealne. Czyli jest szansa, że pojawi się pokolenie choć trochę obeznane ze sztuką.
      Rozejrzę się za cyklem BBC, dziękuję za info.

      Usuń