czwartek, 24 grudnia 2015

Barszcz wigilijny à la Wit Szostak

Wnieśli, wnieśliśmy barszcz z uszkami, ostrożnie, bo plami, bo czerwone, bo białe koszule i obrusy, droga przez mękę, łyżka wypełniona bordową zupą chybocze się w wiotkiej dłoni, dłoń drży dodatkowo z napięcia, bo przecież barszcz i trzeba uważać, łyżka zmierza do ust, pojedyncze krople spadają w otchłań talerza, każde uderzenie kropli o błyszczącą taflę powoduje eksplozję, odpryski trafiają we wszystkie białe punkty w okolicy. Ta wojna jest przegrana, niewielu z nas udaje się przeżyć ją bez draśnięcia, ale nikt nie dezerteruje, nikt nie odmawia, bo barszcz znakomity, wart każdego ryzyka, wart zmiany koszuli, wart winy wziętej na siebie za splugawiony obrus. Barszcz, kiszony w domu, w kamiennych garncach, z czosnkiem, na zakwasie z czarnego chleba, i do tego uszka, cieniutkie, niemal przeźroczyste ciasto, ręcznie lepione, a farsz z tych samych prawdziwków co zupa, o poranku zbieranych, nad piecem suszonych, i z kapusty ręcznie szatkowanej i ręcznie kiszonej, całość warta plam i winy, barszcz z uszkami.


Jedli, jedliśmy w skupieniu, nabożnie, ruchami wystudiowanymi unosząc łyżki do ust. Nikt nic nie mówił, znowu cisza, nikt poza stryjem Piotrem, który dyrygował łyżką z biegłością mistrza. Delikatna dłoń, przez lata ćwiczona w trzymaniu ołówka, wprowadzeniu równych, prostych linii na desce kreślarskiej, bez wysiłku, z lekkością przemierzała precyzyjnie tę samą drogę. Ani kropla nie uroniona, ani jednej plamy. Wszyscy patrzyliśmy z zazdrością na stryja, nieświadomie starając się naśladować jego swobodę, udawana nonszalancja kończyła się tragicznie, o wiele gorzej niż nasza niewystudiowana nieporadność. Niewielu zachowało czystość. Niektórzy zachowali jej iluzję, ubierając do wieczerzy ciemne stroje, wsysające bordowe znamiona. Poza stryjem Piotrem chyba tylko Paweł, nieodrodny syn, architekt i kreślarz, spokojny i jedzący w milczeniu. Nad naszymi porażkami unosił się spokojny ton opowieści stryja Piotra. Nie słuchałem, nie słuchaliśmy co mówił, skupienie nad barszczem przybierało niemal modlitewną formę. Liturgia wigilijna umiejętnie balansowała pomiędzy wspólnotą a samotnością. Skupiony na barszczu z uszkami, skupiony na swoich sprawach starałem się dotrwać do końca tej potrawy. Barszcz, kiszony w domu, gotowany na wywarze z grzybów, prawdziwków o poranku zbieranych, z uszkami ręcznie lepionymi. Wigilia minęła półmetek.
Wit Szostak Chochoły, Warszawa 2010 s. 91-92


6 komentarzy:

  1. Całe szczęście u nas była grzybowa z kluseczkami migdałowymi :) Ale znam te boje :P Wszystkiego dobrego na Święta i Nowy Rok :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ktoś ma pecha, to i pierogami się ochlapie.;(
      I Tobie życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

      Usuń
  2. Wesołych Świąt w rodzinnej atmosferze i uśmiechu każdego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas też barszcz kiszony w domu, w kamiennym garnku, z czosnkiem, choć prawdziwki kupione. I nikt się nie poplamił:)
    Wesołych Poświąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wesołe Poświęta zawsze w cenie.;) Dziękuję i nawzajem.

      Usuń