piątek, 18 marca 2016

Duże dzieci

W czasach kiedy życiowy sukces zależał od mariażu, a mariaż zależał od pieniędzy, powieściopisarze mieli o czym pisać. Wielkie dzieła epickie traktowały o wojnach, powieść zaś o małżeństwie. Równość płci, korzystna dla kobiet, dla powieści już tak korzystna nie była. A rozwód całkowicie ją zgubił. Jakie miałoby znaczenie, za kogo wyjdzie Emma, gdyby mogła później wnieść o separację? W jaki sposób na związek małżeński Isabel Archer i Gilberta Osmonda wpłynęłoby istnienie umowy majątkowej? W opinii Saundersa małżeństwo przestało cokolwiek znaczyć i taki sam los spotkał powieść. Gdzie można było teraz znaleźć intrygę małżeńską? Nigdzie.[s.33-34]

Z intrygą małżeńską w literaturze nie jest na szczęście tak źle, bo Eugenides napisał powieść, w której co prawda przekornie odniósł się do tytułowego wątku, ale udowodnił, że wciąż ma on prawo bytu. Wykorzystał ograne elementy romansów tj. miłosny trójkąt, emocjonalne burze, mezalians, a nawet męski odpowiednik „wariatki na poddaszu” i spreparował z nich błyskotliwą opowieść o świeżo upieczonych absolwentach uniwersytetu.


Sęk w tym, że żaden z trojga głównych bohaterów nie jest przygotowany do samodzielnego życia: ideały wyniesione z wykładów i lektur nie przystają niestety do rzeczywistości AD 1982. Wgryzanie się w semiotykę, rozprawy teologiczne, a zwłaszcza w XIX-wieczne powieści romantyczne, nie ułatwiają funkcjonowania we współczesnym świecie, przeciwnie, konfrontacja wyobrażeń z codzienną egzystencją prowadzi do bardzo bolesnych rozczarowań. O ile Leonard i Mitchell potraktują przykre doświadczenia jako drogowskaz życiowy, ich koleżanka Madeleine nie wyciągnie głębszych wniosków i pozostanie niedojrzała.

Co bardzo odpowiada mi w Intrydze…, to jej zanurzenie w literaturze. Biorąc na poważnie stwierdzenie jednego ze studentów: Książki nie są o „prawdziwym życiu”, tylko o innych książkach [s. 42], można przyjąć, że powieść Eugenidesa jest o Fragmentach dyskursu miłosnego Barthes'a, Pełni nieszczęścia Handkego, dziełach Austen, Bronte, Balzaca i Woolf. Natomiast jakby na potwierdzenie opinii profesora Saundersa o dewaluacji powieści nie znajdziemy tu pozycji, które na początku lat 80. były głośne i/lub ważne. Eugenides oczywiście pokpiwa z braci akademickiej oraz ich teorii, niemniej ta luka zastanawia.

Jakkolwiek Intryga… w istocie dotyczy innych książek, jest przede wszystkim powieścią obyczajową i uniwersytecką. Co istotne: powieścią inteligentną. Obok tropów literackich szczególnie ciekawy był dla mnie wątek choroby – opis życia z osobą depresyjną nie trafia się w beletrystyce tak często. A ponieważ autor niejednokrotnie mnie zaskoczył i zmusił do przemyślenia kilku zagadnień, tym większa chwała mu za to.

______________________________________________________________________
Jeffrey Eugenides Intryga małżeńska tłum. Jerzy Kozłowski, Znak, Kraków 2013


16 komentarzy:

  1. do tej pory słyszałam raczej niepochlebne opinie o tej książce, ale tak jak Ty o niej napisałaś, to aż chcę przeczytać! co prawda na półce ciągle stoi nietknięta Middlesex, za którą wypadałoby się najpierw zabrać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ktoś nie lubi akademickich wtrętów, może trochę się nudzić, ale Tobie to chyba nie grozi.;) Dawno nie zżyłam się tak z książkowymi bohaterami jak u Eugenidesa i szkoda było mi się z nimi rozstawać, choć są tacy pokręceni.;)
      "Intryga..." podobała mi się bardziej od Middlesex.

      Usuń
    2. to czuję się zwolniona z czytania najpierw z półki ;)

      Usuń
  2. Okładka tej powieści jest bardzo charakterystyczna i już od pewnego czasu utkwiła mi w pamięci, ale nie spodziewałem się, że skrywa ona aż tak interesującą treść. Moje ostatnie kontakty z trójkątami miłosnymi to dzieła włoskiego pisarza Mario Soldatiego - ciekaw jestem jak z tym tematem radzi sobie Eugenides. Bardzo kuszące są także wspomniane literackie tropy - lubię takie książki, odnoszące się do innych książek i o innych książkach traktujące. Literatura okazuje się wówczas cudownym systemem naczyń połączonych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest charakterystyczna i niestety okropna.;(
      Trójkąt miłosny u Eugenidesa jest o tyle ciekawy, że w zasadzie trudno tu mówić o np. zdradzie, ale nie da się ukryć, że bohaterowie krążą wokół siebie i mocno się przyciągają. Trzeba przeczytać, żeby sprawdzić.;)
      Całkowicie się z Tobą zgadzam w kwestii tropów literackich i naczyń połączonych - takie międzytekstowe lektury mogą być nawet odkrywcze.

      Usuń
  3. Eugenides to jeden z tych pisarzy, którym po prostu nie potrafię się oprzeć. "Intryga małżeńska" była dla mnie majstersztykiem pod każdym względem: zabawy konwencją literacką, stylu i tych błyskotliwych spostrzeżeń na temat natury ludzkiej. A w tle pobrzmiewają "Fragmenty dyskursu miłosnego" :) Z pewnością rzucę się żarłocznie na każdą kolejną powieść autora, a wcześniejsze będę polecać wszystkim, aż padnę trupem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ta powieść też jest majstersztykiem. Po skończeniu lektury pomyślałam, że za jakiś czas przeczytam powieść jeszcze raz, bo na pewno wiele rzeczy mi umknęło. To jest powieść, z której można czerpać garściami.
      I też czekam na kolejną książkę Eugenidesa.;)

      Usuń
    2. Tylko kiedy my się jej doczekamy!? :) Zeszły rok był dla mnie zdecydowanie rokiem Eugenidesa. Zakochałam się w jego talencie i niesamowicie żałuję, że tak mało wydaje książek, bo każda jest niesamowicie błyskotliwa, ciekawa i wciągająca.

      Usuń
    3. No właśnie, Eugenides czytelników nie rozpieszcza. Ale może dzięki temu, że pisze rzadko, pisze dobrze.;)

      Usuń
  4. A mnie ta książka nie przekonała. I nawet nie wiem dlaczego, bo wyparłam ją z pamięci, jak wiele innych przykrych doświadczeń. Została po niej tylko marudna notka gdzieś na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że Ci się nie podobała.;) Cóż, pewnie miałyśmy inne oczekiwania wobec Eugenidesa.;)

      Usuń
  5. Ta książka wybudziła mnie z czytelniczego otępienia.Sylwia Chutnik napisała, że jest to opowieść o dojrzewaniu i miłości ukrytej między uliczkami amerykańskiego kampusu a stronami książek. Zgadzam się, cudownie przemyka w tej powieści uniwersytet ze wszystkimi swoimi konwencjami, wadami i zaletami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowieść o dojrzewaniu i miłości ukrytej między uliczkami amerykańskiego kampusu a stronami książek - to bardzo ładnie i celnie powiedziane.;)
      Dla mnie ta powieść była b. świeża i inteligentna, a na dodatek wciągająca, co rzadko zdarza się w jednym utworze.

      Usuń
    2. Pamiętam, że byłam zszokowana, gdy dokopałam się do strony tej książki na Goodreads i przeczytałam opinie, których autorzy twierdzili, że proza Eugenidesa jest przeintelektualizowana, pretensjonalna i w gruncie rzeczy wtórna. Dla mnie, podobnie jak dla Ciebie, ta powieść była powiewem świeżości, zwłaszcza w kwestii zabawy konwencjami i narracją.

      Usuń
    3. Widziałam sporo podobnych opinii, ale na szczęście było też dużo pozytywnych. Wydaje mi się, że najważniejsza jest własna, w końcu każdy inaczej odbiera literaturę.:)
      Jeśli ktoś nie lubi nawiązań i zabaw literackich, mógł być niezadowolony. Owszem, Eugenides zamieścił kilka głębszych rozważań literackich i religijnych, ale one były potrzebne. Resztę można było czytać bez większych problemów, wręcz błyskawicznie.;)

      Usuń