czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozwiązek

W przypadku książki, obojętnie, czy czytasz ją, czy piszesz, musisz być przebudzona. Nie ulega to żadnej wątpliwości. Właśnie dlatego pisanie książki tak bardzo podobało się Sophie. W książce znała swoje miejsce. Ponieważ – jakkolwiek byłaby zwodliwa i wieloznaczna – zawsze pozostawała książką. [s. 127]

Sophie Blind w świecie papierowym znała swoje miejsce, tymczasem we własnym życiu całkowicie się pogubiła. Być może miała dość dominującego męża i zapragnęła przygód, może wreszcie wybudziła się z marazmu i postanowiła zacząć żyć dla siebie. Susan Taubes nie daje jasnej odpowiedzi (pewną sugestią jest nazwisko bohaterki), raczej myli tropy i wysyła czytelnika bez mapy podróż w nieznane. Życie, fikcja i sny przenikają się w Rozwiązku tak płynnie, że nietrudno stracić orientację i pewność co do finału historii. A ten jest z gatunku być albo nie być.


Oprócz oryginalnej narracji w powieści pociąga również historia rodziny Sophie czyli węgierskich Żydów – talmudystów, psychoanalityków i filozofów. Dziedzictwo imponujące, ale i uciążliwe z kilku powodów. Jeśli dodać do tego bagażu stale nieobecną matkę, przymusową emigrację do Ameryki i kłopoty z adaptacją w nowej ojczyźnie, łatwiej zrozumieć frustrację młodej kobiety. Taką, która każe wyjść za własnego wykładowcę z chęci przeżycia „czegoś prawdziwego” i móc napawać się stanem małżeńskim służącym za znakomity kostium towarzyski. Niestety on także zacznie z czasem uwierać, a nawet dusić – powracającym wątkiem będzie wizja martwej Sophie.

Autorka ze znawstwem oddała emocjonalne rozchwianie głównej bohaterki i równie zręcznie przemieszała literackie konwencje. Jej proza brzmi bardzo współcześnie i autentycznie nie tylko ze względu na autobiograficzny charakter; idę o zakład, że niejedna pisarka chciałaby umieć tak pisać. Rozwiązek nabiera wyjątkowo ponurej wymowy po sprawdzeniu biogramu Taubes (1928-1969) – ta amerykańska filozofka i religioznawczyni popełniła samobójstwo kilka dni po ukazaniu się powieści.

_______________________________________________________________________________
Susan Taubes, Rozwiązek, tłum. Magdalena Nowak, Wyd. Korporacja Ha!art, Kraków 2015


sobota, 23 kwietnia 2016

dodatkowe korzyści z książek

Tadeusz Różewicz

dodatkowe korzyści z książek


pożytek z ksiąg i książek
bywa rozmaity

rano
po przebudzeniu
wyskakujemy raźno z łóżka
(szkoda dnia!)
bierzemy książkę
(jeśli takową mamy w domu)
i zaczynamy gimnastykę

chodzimy z książką
na głowie
po jednej linii

pytacie państwo
„jaką książkę”
tu chodzi nie o książkę
ale o równowagę

stawiamy stopę
za stopą
nie przesuwamy bioder
z boku na bok

odkładamy książkę
na bok
„jaką książkę?”
może być Quo vadis
Ogniem i mieczem

Johna R. R. Tolkiena
Der Herr der Ringe
mit Anhängen)
Baudolino
Stara baśń

wszystko jedno
może być nominowana

idziemy prosto
z zamkniętymi oczami
rozkładamy ramiona
na boki
idziemy po prostej linii

bierzemy głęboki oddech


Dwie strony medalu (2008)

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

W kuchni jak na wojnie

Z gotowaniem różnie u mnie bywa, niemniej jeść i czytać o jedzeniu bardzo lubię. Lubię też wiedzieć, skąd pochodzą niektóre warzywa i owoce, komu zawdzięczamy wynalazki kuchenne i jak radzono sobie z głodem w trudnych warunkach. Tego rodzaju opowieści znalazłam w książce Marii Barbasiewicz, która przyjrzała się europejskiej sztuce kulinarnej z okresu od rewolucji francuskiej do połowy XX w. Przedział czasowy wybrany nieprzypadkowo – ówczesne wydarzenia historyczne, przemiany społeczno-obyczajowe oraz rozwój techniki miały kolosalny wpływ na kuchnię.


Co ważne, autorka W kuchni jak na wojnie śledzi zmieniające się zwyczaje żywieniowe w różnych krajach i w różnych warstwach społecznych. Bada więc jadłospisy arystokracji i chłopstwa, opisuje pikniki i bankiety, ale też pokazuje, jak karmiono w wojsku, szpitalach i przytułkach. Okazuje się, że karmiono – również na ziemiach polskich – tanią i sycącą zupą rumfordzką wymyśloną pod koniec XVIII w. przez Benjamina Rumforda:
Gotowano ją na wywarze z kości, dodając kolejno fasolę (1 część), groch (1 część), a po rozgotowaniu ziaren także - ziemniaki, kaszę jęczmienną lub ryż oraz warzywa (4 części), czasem podprawiono ją kwaśnym piwem. Zupa rumfordzka uratowała od głodu wiele istnień ludzkich. Na marginesie dodajmy, że w czasach Rumforda biedacy z uporem protestowali przeciw dodawaniu ziemniaków, które uważali za niedobre i szkodliwe, więc „przemycano je" rozgotowane i rozgniecione. W Europie Środkowej i Wschodniej kartofle powszechnie przyjęły się dopiero kilkadziesiąt lat później. [s.38-39]
Niezmiernie ciekawy jest rozdział o wybitnych szefach kuchni oraz okolicznościach powstania znanych do dzisiaj przysmaków, takich jak pizza Margherita, zrazy po nelsońsku, kurczak marengo czy tort Pawłowej. Przy okazji opowieści o wędrówkach potraw oraz zmianach w ich składzie (patrz: baba) okaże się na przykład, że idea fusion cuisine nie jest wymysłem ostatniego dziesięciolecia, ale towarzyszy człowiekowi od tysiącleci.

Barbasiewicz przybliża także bardziej praktyczne aspekty sztuki gotowania. Pisze o początkach konserwowania żywności i przetwórstwa spożywczego, o zmianach w wyglądzie i wyposażeniu kuchni oraz o pierwszych książkach kucharskich oraz poradnikach dla pań domu. Cytaty z tych ostatnich bywają równie pouczające co zabawne, czego dowodem niech będzie fragment Dworu polskiego Karoliny Nakwaskiej z 1843 r.:
W całym ciągu dzieła mego widzisz, iż zawsze wzmiankuję o kucharce, a nie o kucharzu, bobym też serdecznie pragnęła, aby zwyczaj mienia kobiet do kuchni upowszechnił się u nas. – Niech będą kuchmistrze po dworach wielkich panów, - których już u nas mało, bo się majątki tak podrobiły, że co przystawało dla możnego dziada, jest już zgubą dla zubożałego potomka; - w domach zaś wiejskich, miernego mienia niech będą kucharki. - Te są nierówniej skrzętniejsze, pracowitsze, porządniejsze, mniej nałogowi pijaństwa podpadające, nie tyle kosztowne, - słowem najprzydatniejsze do rodzaju usługi, jakiej potrzebujesz. Każdy też przyzna, iż nie ma nic obrzydliwszego, gorzej strawę po dworach przyrządzającego, jak owi jednodukatowi kucharze, - słusznie parzygnatami zwani! [s. 158-159]
W kuchni jak na wojnie składa się wyłącznie z podobnych ciekawostek, a na zakończenie otrzymujemy dodatkowo zestawienie dzieł sztuki inspirowanych kuchnią – od martwych natur Flamandczyków po filmy fabularne (Wielkie żarcie, Vatel) i prace Dana Cretu. Wisienką na torcie tych wszystkich smakowitości jest garść przepisów oraz fantastyczne ilustracje (o niebo lepsze od tej z okładki). Myślę, że książka przypadnie do gustu nie tylko zwolennikom dobrej kuchni.

_______________________________________________________________
Maria Barbasiewicz W kuchni jak na wojnie, Wyd. PWN, Warszawa 2015



wtorek, 12 kwietnia 2016

Migawka z Wiednia

W Dniu Czekolady przypomniał mi się taki oto mini-reportaż Josepha Rotha z powojennego Wiednia:
W witrynie cukierni zobaczyłem czekoladę po dwie korony czterdzieści. Bosa, jasnowłosa dziewczynka, o dziecięcych niebieskich oczach, z których patrzył głód, stała przed wystawą. Na widok czarnobrązowych lśniących kostek czekolady fames vulgaris (głód pospolity) przemienił się w uskrzydloną tęsknotę, bezwstydne fizyczne pożądanie przeobraziło się we wzniosłe pragnienie nieba, coś o charakterze animalnym w sprawę czysto duchową. Zapewne tak wygląda niebo dziecka: jest brązowe i wyścielone czekoladą. A ten mały plasterek za dwie korony czterdzieści to próg, przez który wstępuje się do królestwa niebieskiego...

Czekolada! Przemycona niewątpliwie ze Szwajcarii, z wytłoczoną marką Zurychu, tkwi teraz w witrynie cukierni. Jednak w tej chwili i choćby tylko dla tego widoku zapominam o nędznym procederze windowania cen przez przemytników i wybaczam im. Dla stojącej obok mnie rywalki ta kostka czekolady jest progiem do raju, dla mnie - progiem bramy na drodze ku przyszłości.

Przez ile granic, z cłami, repetycjami, kontrolami, poświadczeniami musiała przewędrować ta czekolada, zanim trafiła na wystawę cukiernika Tomasza Helferdinga! I oto, na przekór wszelkiej wrogości narodów, podburzaniu jednych przeciw drugim, ów ciemnobrązowy błyszczący znak odwiecznej wspólnoty narodów jest wreszcie tutaj!

Staliśmy w milczeniu, smakując wspaniałości przyszłych czasów, mlekiem i miodem płynących. Nasze oczy lśniły miłością, tęsknotą i uwielbieniem. Nasze spojrzenie stawało się modlitwą.

Wszedłem do sklepu i kupiłem kawałek czekolady. Przełamałem go starannie i wręczyłem połówkę bosonogiej dziewczynce. A sam zjadłem tę drugą. I rywalizowałem z dzieckiem o bycie dzieckiem...

[18 V 1919]

Joseph Roth, Wiedeńskie przechadzki, przeł. Małgorzata Łukasiak-Zięba, w: „Literatura na świecie” (2015, nr 07-08), s. 6-7



sobota, 9 kwietnia 2016

Telewizyjny sezon na Szekspira

Miło zauważyć, że kilka kanałów telewizyjnych postanowiło włączyć się do obchodów 400. rocznicy śmierci Williama Szekspira.

I tak w kanale filmowym Ale kino+ rozpoczęto emisję 12-odcinkowego serialu dokumentalnego "Sezon na Szekspira" (premiery w każdą niedzielę po godz. 10.00, powtórki w czwartki po godz. 19.00). O inscenizacjach oraz świecie dramaturga opowiadać będą reżyserzy i aktorzy m.in. Jeremy Irons, Derek Jacobi, Morgan Freeman i Kim Cattrall. W pierwszym odcinku omawiano Wieczór Trzech Króli oraz Jak wam się podoba w kontekście postaci kobiecych oraz wątku zamiany płci. Świetnie pomyślany i urozmaicony, zdecydowanie zachęcił mnie do śledzenia kolejnych. Odcinek drugi już jutro o godz. 10.25 - Ethan Hawke przybliży widzom Makbeta.


Telewizja publiczna nie zostaje w tyle, od wtorku TVP Kultura przypomina bardziej znane adaptacje sztuk Szekspira. Pokazano już Romea i Julię w reż. Jerzego Gruzy, w kolejne wtorki obejrzeć będzie można Otella w reż. Andrzeja Chrzanowskiego, Poskromienie złośnicy i Burzę w reż. Krzysztofa Warlikowskiego oraz 2007: Macbeth w reż. Grzegorza Jarzyny. O wartość artystyczną spektakli można się kłócić, ale na pewno warto porównać choćby sposób podejścia do klasyki. Dla mnie numerem jeden w tym zestawieniu jest na pewno Poskromienie złośnicy z Danutą Stenką i Adamem Ferencym.


Tymczasem jutro wieczorem po godz. 21.30  TVP Polonia przypomni Juliusza Cezara w reż. Jana Englerta.



Dokładny repertuar i kalendarium Teatru Telewizji na kwiecień znajduje się TU.



poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Bałkański nokturn

Nasze miasto narodziło się z bliskości pomiędzy ludźmi a rzeką. Una to siła, która utrzymuje miasto w ryzach, w przeciwnym razie już dawno temu okryłoby się ziemią. A jego mieszkańcy uciekliby jak żółwie, z domami na plecach, daleko stąd. W tym mieście wszyscy ludzie są wyznawcami wody. Wiedzą, że większość problemów zniknie, jeśli będą po prostu wpatrywać się w przepływającą rzekę. Dlatego właśnie warto tutaj zamieszkać, zobowiązać się do dożywotniej wierności. Do utrzymania przymierza, którego pod żadnym pozorem nie można ujawnić. [s. 127]


Una istnieje naprawdę (płynie w zachodniej Bośni i Hercegowinie), jednak w powieści Faruka Šehicia wydaje się rzeką magiczną i baśniową. Oczyszcza, czasem ożywia zwłoki, daje też schronienie. Dla narratora jest częścią krainy dzieciństwa, do której w życiu dorosłym będzie często powracać. Bo rzeka płynie, jakby nic się działo. Trzy metry pod powierzchnią panuje nienaruszalna cisza, której nie jest w stanie zakłócić nawet artyleryjski ostrzał. Dla Mustafy Husara wodna republika stanie się protezą świata utraconego podczas wojny, wyimaginowanym azylem dla sponiewieranej duszy.

Książka Šehicia jest niezwykła: poetycka i melancholijna, z pogranicza jawy i snu. Czytelnik wsiąka w ten turkusowo-zielony ocean opowieści, by razem z głównym bohaterem dorastać z roślinami, zanurzać się w zwierciadle i zaglądać w ryby. Albo śnić o marynarzach zielonej armii, bogach rzeki i potworze z Sokiony. Wszystko po to, by uciec od wojennych okropieństw. Šehić wie, o czym pisze: w kwietniu 1992 r. dobrowolnie wstąpił do armii BiH i jako porucznik dowodził ponad setką żołnierzy. Można się domyślać, że w Książce o Unie zawarł własne doświadczenia i podobnie jak Mustafa sam również poddaje się autohipnozie, aby załagodzić ból i słowami odbudować utraconą przeszłość. Z mojej perspektywy efekt jest znakomity.

Ryby wiercą się, przez chwilę są zdenerwowane i wylęknione, lecz zaraz potem uspokajają się i długo tkwią w jednym miejscu, jak gdyby pełniły tam straż. To jest mój świat. Jestem w nim rybą przystosowaną do życia na lądzie. Żywym dowodem darwinowskiej ewolucji. Niebrakującym ogniwem, stadium przejściowym pomiędzy rybą a człowiekiem, chociaż posiadam wygląd doskonale ludzki. [s. 53]

______________________________________________________________________________
Faruk Šehić, Książka o Unie, przeł. Agnieszka Schreier, Biuro Literackie, Stronie Śl. 2016