poniedziałek, 16 maja 2016

Sen sów

Zaczynam podejrzewać, że to nie żaden Orygenes, tylko ty podsunęłaś mi bezwiednie obraz Nieba jako szansy na płynne przechadzanie się po przeszłości, odwiedzanie chwil, kiedy wszyscy byli szczęśliwi. Czy może raczej: kiedy wszyscy wydawali się szczęśliwi. Albo jeszcze inaczej i chyba właśnie tak: kiedy tacy, jacy byliśmy, po dziesiątkach lat wydajemy się sobie szczęśliwi. [s. 204]

Dla narratora Snu sów niebem był peerelowski Kołobrzeg, w którym z rodzicami i starszą siostrą spędzał wakacje. Do dawnej arkadii powraca na kartach pisanej właśnie powieści, jej bohaterem czyniąc Jarka, chłopca wrażliwego i obdarzonego bujną wyobraźnią. Świat realny często myli mu się z fantazjami, z kolei czytelnikowi – Jarko kilkuletni z kilkunastoletnim. U Sosnowskiego czas bowiem płata figle: to przyspiesza, to się cofa, płynąc wbrew prawom fizyki.


Ten „czas” to naturalnie pamięć narratora filtrująca przeszłość i wybierająca wspomnienia istotne z bardzo różnych powodów. Wśród migawek pojawi się stołówkowa zupa mleczna i placki ziemniaczane pani Ali, koncerty organowe w katedrze i huk radzieckich samolotów śmigających nad miastem. Obok fikcyjnych kosmitów i Indian w pamięci chłopca zapiszą się wycieczki po okolicy, seans Szczęk w przepełnionym kinie oraz występ węgierskiej grupy rockowej. I wreszcie najbardziej intensywne: wakacyjne przyjaźnie, pierwsze zauroczenia dziewczętami oraz zwykłe, niepozorne szczęście czteroosobowej rodziny.

Bardzo podobają mi się te zmienne czasoprzestrzenie w Śnie sów, jeszcze bardziej podoba mi się pomysł na umieszczenie powieści w powieści, z narratorem dyskretnie wychylającym się zza fabuły. Formalnie wszystko jest w porządku, jednak w nadmorskim raju Sosnowskiego nie potrafiłam się odnaleźć – przeszkadzał mi nadmiar wrażeń i mało autentyczny Jarko. Książkowy Kołobrzeg opuszczałam z ulgą, paradoksalnie zabrakło mi w nim powietrza.

_________________________________________________
Jerzy Sosnowski, Sen sów, Wielka Litera, Warszawa 2016


8 komentarzy:

  1. Jeśli liku lub nastoletni Jarko komentował rzeczywistość z taką egzaltacją jak pokazuje cytat, tonie dziwię się, że nie mogłaś wytrzymać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu akurat z offu odezwał się narrator/pisarz, ale Jarko na swój sposób też potrafi irytować.;(

      Usuń
  2. szkoda, ja lubię takie powroty do dzieciństwa, a z początku po opisie i okładce spodziewałam się czegoś w typie "Weisera Dawidka". no cóż, będzie jedna książka do przeczytania mniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszłam z tego samego założenia, zwłaszcza że trafiły mi się kiedyś wczasy z rodzicami i siostrą w Kołobrzegu, a tu klops.;( Nie twierdzę, że książka jest zła (bo nie jest), ale to po prostu nie moja arkadia.;(

      Usuń
  3. Mam chwilowo dosyć wrażliwych i obdarzonych bujną wyobraźnią chłopców w literaturze, aczkolwiek prosiłabym o doprecyzowanie co konkretnie ujmowało autentyzmu temu Jarku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu był pod wieloma względami "zbyt" - jako dziecko zbyt gapowaty i niesamodzielny, jako nastolatek zbyt nadpobudliwy (o szalejącej wyobraźni nie wspominając), itp. Mimo dość zróżnicowanej osobowości wydał mi się po prostu nijaki, sztuczny.

      Usuń
  4. Ha, wszystko zdawało się przemawiać za tą książką dopóki nie dotarłem do ostatnich zdań Twojej recenzji. Trochę szkoda zmarnowanego potencjału.

    A sama okładka bardzo luźno kojarzy mi się ze "Złotymi okularami" G. Bassaniego, do którego obiecuję sobie wrócić po świetnym "Ogrodzie rodziny Finzi-Continich" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że okładka też mnie zachęciła do lektury. Jarko jest jednak trochę innym chłopcem niż ten na okładce, przynajmniej w moim odczuciu.
      Na Bassaniego można liczyć.;)

      Usuń