poniedziałek, 27 czerwca 2016

Dać z siebie wszystko

Ganbare! to od 11 marca 2011 roku najczęściej powtarzane słowo w Tōhoku – zniszczonym przez tsunami północno-zachodnim regonie Japonii.
Zapisywane na tablicach ustawionych wzdłuż dróg, drukowane w lokalnych gazetach, wypowiadane przez przedstawicieli rządu, artystów, dziennikarzy, wolontariuszy.
Cała Japonia woła:
Ganbare!
Dajcie z siebie wszystko! Trzymajcie się! Walczcie! Dacie radę!
[s. 5]

Po takim wstępie spodziewałam się kolejnego reportażu o dzielnych i zdyscyplinowanych Japończykach, którzy bez problemu poradzili sobie ze skutkami tsunami, ale spotkała mnie niespodzianka. Katarzyna Boni pokazała bowiem drugą stronę medalu – mało optymistyczną i prawie w ogóle nie sygnalizowaną w polskich przekazach prasowych z Japonii.


Historie zebrane w książce nie pozostawiają wątpliwości, że bez względu zaangażowanie państwa w przywrócenie dawnego ładu powrót do „normalnego” życia dla tysięcy poszkodowanych nie jest możliwy. Niektórzy załamali się i popełnili samobójstwo, wielu cierpi na zespół stresu pourazowego. Jeszcze inni uporczywie szukają śladów po bliskich, których ciał nie odnaleziono, piszą wspomnienia, rugując z języka zakazane słowa (trup, trumna, mucha, kruki), tworzą poradniki przetrwania. Albo odwiedzają mnicha Kanekę, żeby ponarzekać i zrzucić ciężar z serca lub w tym samym celu chodzą do specjalnej białej budki telefonicznej i mówią do słuchawki.

Te opowieści są przejmujące, bo pokazują skalę tragedii, która wciąż trwa, choć najczęściej pozostaje niezauważona. Najbardziej poruszył mnie jednak reportaż z drugiej części Ganbare!, poświęconej katastrofie w Fukushimie (dla przypomnienia: po tsunami doszło tam do wybuchu reaktorów atomowych). Jeden z mieszkańców małego miasteczka wbrew zaleceniom i naciskom władz pozostał w napromieniowanej strefie, aby opiekować się zwierzętami porzuconymi przez sąsiadów. W historii pana Matsumury uderza nie tyle poświęcenie, co los setek psów, kotów, kur, świń, krów itp. pozostawionych samym sobie czyli w istocie skazanych na śmierć głodową. Ktoś powie, że ludzie są ważniejsi i naturalnie ma rację, ale…

Trzeba zaznaczyć, że mimo ponurego wydźwięku książka nie epatuje drastycznymi ani łzawymi scenami, przeciwnie, daje się tu zauważyć pewna powściągliwość i dbałość o formę. Opisując Japończyków w sytuacji kryzysowej, Boni przybliżyła polskiemu czytelnikowi wciąż egzotyczny naród i pozwoliła lepiej go zrozumieć. To dużo, a Ganbare! ma znacznie więcej do zaoferowania.

____________________________________________________________________
Katarzyna Boni, Ganbare! Warsztaty umierania, Wyd. Agora, Warszawa 2016

12 komentarzy:

  1. Cenię sobie pozycje, które pokazują drugą stronę medalu danej sytuacji. Tsunami, jakie nawiedziło Japonię to niewątpliwie ogromna katastrofa, która musiała odcisnąć swoje piętno na psychice ludzi. Ludzi, którzy w mgnieniu oka przekonali się jak bezradni i słabi są w obliczu potęgi natury.

    Pozycja sprawia wrażenie bardzo wartościowej i interesującej, szczególnie przez pryzmat moich ostatnich lektur, które dotyczyły wybuchu bomby atomowej w Japonii (zbiór opowiadań "Crazy Iris" oraz wcześniejsze "Hiroshima Notes").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozycja jest jak najbardziej wartościowa, moim zdaniem pozwala lepiej zrozumieć mentalność Japończyków. Podoba mi się również to, że choć autorka jest niemal niewidoczna i całkowicie obiektywna, daje się wyczuć jej empatia.

      Usuń
  2. Oglądałam film dokumentalny, z którego wynikało, że Państwo Japońskie nie do końca spełniło oczekiwania poszkodowanych w tej tragedii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, okazuje się, że Japonia nie funkcjonuje tak doskonale, jak czasem przedstawia się to w mediach. Zaskoczyło mnie, jak niekompetentnie postępowano w przypadku awarii w Fukushimie - nawet Czarnobyl nie był dostateczną nauczką.

      Usuń

    2. Chętnie przeczytałabym tę książkę. Rzucę za nią okiem w bibliotece.

      Usuń
    3. Mnie się podobała, nawet bardziej od "Niemca".;)

      Usuń
  3. bardzo chciałabym przeczytać tę książkę, na pewno ją sobie sprawię jak będę w domu w lipcu. nie tylko dlatego, że jak piszesz, przedstawia Japonię z innej, mniej wydajnej, strony, ale przede wszystkim dlatego, że interesuje mnie to, jak ludzie radzą sobie po tragedii, kiedy już wszyscy o nich zapomnieli. kojarzy mi się to trochę z reportażem Tochmana "Jakbyś kamień jadła", tam też był motyw ludzi po traumie i tego, jak szybko rozjechali się dziennikarze, a ludzie zostali i musieli sobie radzić sami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dobry opis ludzi po traumie, którzy muszą sobie radzić przede wszystkim indywidualnie. Myślę, że "Ganbare!" może Ci się spodobać.
      Hm, do Tochmana zraziłam się po "Eli, Eli", ale może dam mu jeszcze szansę. "Bóg zapłacz" bardzo mi się podobało.

      Usuń
    2. Tochmana znam przede wszystkim z wcześniejszych książek, z "Córeńki" i z "Jakbyś kamień jadła" (chyba czytałam jeszcze "Schodów się nie pali", ale nie jestem pewna, co jest trochę żenujące!). "Eli, Eli" mam na półce, ale jeszcze nie sięgnęłam. Co Cię w niej zraziło do Tochmana?

      Usuń
    3. Poczucie wyższości wobec innych zachodnich turystów.;( Uważam, że niewiele się od nich różni, w podobny sposób uganiał się za obrazkami nędzy i na nich później zarabiał.

      Usuń
    4. to chyba dla niego w ogóle jest ostatnio dosyć charakterystyczne; śledzę Tochama na fb i tam też panuje ten ton moralnej wyższości. szkoda, bo porusza on naprawdę istotne problemy, a moim zdaniem ten ton jednak zraża.

      Usuń
    5. Bardzo zraża. A przecież powinien być obiektywny.

      Usuń