wtorek, 14 listopada 2017

Kopciuchy i karaluchy

Panie Głowacki
Przeczytałem to Pana opowiadanie Wielki brudzio. Swoje fochy stroi Pan w „Kulturze”, którą czyta kilkaset tysięcy ludzi. Już z tego, co Pan napisał, wyłania mi się Pana portret. Jest Pan lizusem, karierowiczem bez zasad moralnych. Pana postać przypomina gibona w charakterystycznej pozie. Niemyje Pan nóg i innych części ciała. Niech się Pan nie obraza, że nazywam Pana po imieniu, tylko spojrzy na siebie krytycznie.
Nie podpisuję się, bo gdybym to zrobił, dostałbym od Pana taki sam list. Żegnam Pana.
P.S. Początkowo chciałem do Pana napisać kulturalnie, ale pomyślałem, co się będę wysilał dla chama.

Podobno list powyższej treści nadszedł do redakcji Kultury" po opublikowaniu pierwszego opowiadania Janusza Głowackiego w 1964 r. Równie dobrze mógł być wymysłem samego pisarza, który przecież stale posługiwał się ironią i żartem. Inna rzecz, że dla wielu polskich czytelników twórczość Głowackiego była nie do zaakceptowania: obśmiewanie mitów i patosu do dzisiaj zresztą jest u nas kiepsko przyjmowane, tymczasem autor Wielkiego brudzia czyli powodu zamieszania, zawsze wolał groteskę i absurd, na dodatek w tonacji buffo.


Co innego za granicą: Kopciuch, Polowanie na karaluchy i Antygona w Nowym Jorku były wystawiane z powodzeniem w kilkunastu krajach, w Stanach Zjednoczonych przyniosły autorowi uznanie. Na tych niełatwych, zniuansowanych dramatach poznali się Amerykanie, Europa Zachodnia i Wschodnia, natomiast Polacy, wyćwiczeni w dostrzeganiu aluzji i czytaniu między wierszami – niekoniecznie. Nawet Rosjanom spodobała się Czwarta siostra, która według rodzimych krytyków niemożebnie kpiła z naszych sąsiadów i szargała Czechowa.

Elżbieta Baniewicz dość dokładnie prześledziła ten fenomen – Dżanus nie jest bowiem biografią (jak sugeruje podtytuł i okładkowa notka), to raczej przegląd twórczości artysty w oparciu o życiorys, z obszernymi streszczeniami utworów, opisami adaptacji i licznymi fragmentami recenzji. Taki układ mi nie przeszkadza, ponieważ autorka pisze o rzeczach, które mnie interesują, niemniej jej brak krytycyzmu wobec przedmiotu badań jest nieznośny. Głowackiemu – jak większości twórców – zdarzały się także i potknięcia, o nich niestety krytyczka nie pisze.

Mimo tego zgrzytu książka Baniewicz jest dla mnie cenna ze względu na analizy literackie, z pewnością przydadzą się podczas czytania dramatów i opowiadań Głowackiego.

________________________________________________________________________________
Elżbieta Baniewicz, Dżanus. Dramatyczne przypadki Janusza Głowackiego, Marginesy 2016

6 komentarzy:

  1. Akurat dzisiaj miałem tę książkę w rękach podczas wizyty w bibliotece. Ale ostatecznie wziąłem coś innego, ale "Dżanusa" też prędzej czy później przeczytam. Zwłaszcza że później byłem na filmie "Beksińscy. Album wideofoniczny" i było tam archiwalne nagranie z Głowackim, który podczas jednej z wystaw wypowiadał się na temat jego twórczości. Wniosek z tego był taki, że skoro Głowacki za mną chodzi, to i ja muszę pójść za nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie to podsumowałeś. Faktycznie książki czasem zachęcają do lektury na różne sposoby.;)
      Mnie po tej książce zachciało się oczywiście poczytać starszych rzeczy JG, zwłaszcza że dawno temu miałam kłopot z ich oceną.

      Usuń
  2. Właśnie słyszałam ze to żadna biografia, tylko streszczenia Dżanusowych książek. Trochę szkoda ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie książek, tylko dramatów i ich inscenizacji.;)
      Nie powiem, marzy mi się biografia Głowackiego, bo on sam chyba trochę przerysowywał pewne wątki w swoich autobiograficznych kawałkach.

      Usuń
  3. Trudno być prorokiem we własnym kraju, chciałoby się napisać, bo jak widać to stwierdzenie można niekiedy odnieść także do artystów.

    Wstyd się przyznać, że żadnej z książek pana Głowackiego jeszcze nie czytałem i ta ignorancja zaczyna mi coraz bardziej ciążyć. Może przy okazji kolejnej wizyty w bibliotece zrobię sobie przegląd "klasyków" - taki Bratny i Głowacki, to mogłoby być ciekawe połączenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połączenie na pewno ciekawe.;) Głowacki chyba nawet o nim gdzieś wspominał w swoich felietonach.
      Moim zdaniem na początek znajomości dobre jest "Z głowy" - coś na kształt autobiografii. Dowcipne i celne.

      Usuń