wtorek, 27 lutego 2018

Koniec amerykańskiego snu

Elegia dla bidoków z pewnością nie jest najważniejszą książką o Ameryce ostatnich lat i nie wyjaśnia, dlaczego Donald Trump wygrał wybory. Piszę to oczywiście z perspektywy polskiej, siłą rzeczy mocno okrojonej. Domyślam się, że w Stanach Zjednoczonych odbiór był i jest inny, choć w powszechny entuzjazm jakoś wątpię. Ale po kolei.


31-letni JD Vance napisał wspomnienia o dorastaniu w Ohio oraz o rodzinie wywodzącej się z tytułowych bidoków (ang. hillbillies) czyli klasy robotniczej białych Amerykanów z Appalachów, na ogół niewykształconych, konserwatywnych i bez perspektyw. Opisuje również trudną drogę do awansu społecznego, jaki osiągnął mimo tak nieciekawego zaplecza kulturowego i fatalnej sytuacji w domu. Miał szczęście, bo dzięki wsparciu kilku osób i ciężkiej pracy skończył szkołę wojskową, a następnie wydział prawa na prestiżowym uniwersytecie.

Historia Vance’a wyraźnie pokazuje, że USA to nie tylko wielkie miasta dające obywatelom tysiące możliwości i obietnicę na lepsze jutro, ale także rejony, w których upadł przemysł i żyje się skromnie, ponieważ rynek pracy jest żaden. Doświadczenia autora i jego rodziny nie są naturalnie reprezentatywne dla całej amerykańskiej prowincji, często pomijanej lub niedocenianej przez rządzących, niemniej Elegia… jest interesującym świadectwem, głosem w sprawie – jak chcą niektórzy – zanikającej podgrupy społecznej, stąd ponuro brzmiący tytuł.

Autora nie można traktować jako znawcy tematu jeszcze z kilku powodów – jego analiza (sic) społeczna jest bardzo powierzchowna i niezbyt odkrywcza. Warto podkreślić, że Vance nie jest ani dziennikarzem, ani akademikiem, co zresztą doskonale widać w sposobie narracji – styl książki jest miejscami irytująco potoczny, gdzie indziej patetyczny albo pseudonaukowy. Przyznam, że spodziewałam się czegoś głębszego.

_______________________________________________________________________
J. D. Vance, Elegia dla bidoków, przeł. Tomasz S. Gałązka,Wyd. Marginesy, 2018

20 komentarzy:

  1. Aj, trochę ostudziłaś mój zapał, jeśli chodzi o lekturę tej książki. O powieści jest ostatnio dość głośno, a wychodzi na to, że po raz kolejny produkt średni, przyzwoity stara się nam wcisnąć jako arcydzieło, tytuł przełomowy. Nie lubię takich praktyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest głośno, rzeczywiście. Sama trochę się nabrałam na te ochy i achy.;( Na arcydzieło nie liczyłam, ale na solidne podejście do tematu - owszem. Ale jako wspomnienia ta historia nieźle się spisuje.

      Usuń
    2. Ha to jest właśnie przykre we współczesnym rynku czytelniczym - człowiek musi być nieustannie czujny i liczyć się, że wydawca może zrobić go z balona. Tym samym książka została sprowadzona do kategorii zwykłego produktu, którego trzeba sprzedać w jak największych ilościach, nieważne jakim kosztem (każdy reklamowy slogan jest dopuszczalny, jeśli tylko zdynamizuje popyt na rzekome dzieło).

      Usuń
    3. Niestety jest tak, jak piszesz.
      Chociaż z tego, co czytałam o zakupach wydawnictw na targach, czasem kupuje się prawa do wydania prawie w ciemno.;(

      Usuń
  2. Całkowicie popieram, jako autobiografia obleci, jako analiza już nie bardzo. Ciekawe byłoby, gdyby u nas autobiografię napisał ktoś, kto się wyrwał z zabitego dechami pegeeru, upadłego po 1989 roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, brakuje u nas takich historii, ale może to kwestia mentalności - Ameryklanie koachają success stories.
      Mnie nawet ciekawiłaby perspektywa kogoś z małego miasta np. na Suwalszczyźnie albo bliżej Bieszczad.

      Usuń
    2. No właśnie. Podejrzewam, że nikt u nas z takich rejonów nie wybił się na tyle, żeby mieć chęć o tym opowiadać, niestety.

      Usuń
    3. Tak, u nas lepiej sprzedają się opowieści o tym, jak jest źle.;(

      Usuń
    4. Ale opowieści o tym, jak jest źle w Bieszczadach, to chyba nie ma za wiele.

      Usuń
    5. Nie ma, ale paru reportażach (m.in. Olszewski, Kołodziejczyk) są przebitki z innych regionów.

      Usuń
    6. Zaznaczam, że to przebitki i niekoniecznie jakościowo dobre. Ale próby były.;)

      Usuń
    7. Ale do mejnstrimu się nie przebiły.

      Usuń
    8. Kołodziejczyk był mocno promowany, ale z pewnością nie jest to siła przebicia autorów Wyd. Czarnego.;(

      Usuń
  3. Bardzo dobra recenzja, super się zapowiada, raczej sięgnę po tę książkę.

    Zapraszam do siebie: http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/03/prostota-sia-codzinnych-rytuaow-brooke.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno warto wyrobić sobie własne zdanie.
      Dziękuję za zaproszenie.;)

      Usuń
    2. Przepraszam najmocniej, ale ten komentarz wygląda jak wyjęty z mojego wpisu o tym, jak pisać komentarze bez czytania wpisu... Tylko tu średnio trafiony, bo według recenzji wcale tak super się nie zapowiada. No i ta nazwa bloga...

      Usuń
  4. Czas poznać tę książkę, ponieważ opinie o niej są bardzo różne. Widzę jednak, że wnioski trzeba wyciągnąć samemu, po tym jak poznamy historię jej autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, zawsze lepiej osobiście wyrobić sobie zdanie.;)

      Usuń