Przy pożegnaniu ojciec zajmował się wyłącznie sprawą swych ostatnich wynalazków. Był to kawior ze soi i kotlety z mielonych liści.
— Chlorofil jest bardzo zdrowy. Pomyśl, są drzewa, które żyją po sześćset lat! Zupełnie bez mięsa, ale z moim ekstraktem kotlety — powiadam ci — wspaniałe! Jaka szkoda, że ostatni zjadłem wczoraj. To ta głupia Mela telegrafowała po ciebie.
Stefan dowiedział się, że wysłanie depeszy spowodowane zostało przez nagłe zaostrzenie stosunków między ojcem i ciotką, która postanowiła opuścić dom. Jednakże pogodzili się jeszcze przed jego przyjazdem.
— Byłbym ci dał słoiczek mego kawioru. Wiesz, jak się to robi? Najpierw gotuje się soję, potem zabarwia się węglem, carbo animalis, ty się na tym rozumiesz, potem soli i mego ekstraktu…
— Tego samego, co do kotletów? — spytał Stefan z bardzo poważną miną.
— Skąd! Innego, specjalnego, i do smaku zaprawia się oliwą nicejską. Był tu jeden Żydek, miał mi dostarczyć całą beczkę, ale wzięli go do obozu.
Stefan pocałował ojca w rękę i chciał odejść.
— Czekaj, czekaj. A o kotletach ci jeszcze nie mówiłem.
Zupełnie zdziecinniał staruszek — pomyślał Stefan, wprawdzie nie bez czułości, lecz nie było w tym śladu porannego wzruszenia.
_____________________________________________________________
Stanisław Lem „Szpital Przemienienia”, Wyd. Agora, Warszawa, 2008
_____________________________________________________________
Czyżby prorocze wizje kuchni wegetariańskiej i ekologicznej? Tak mi się ten produkt kawioropodobny skojarzył.:)
OdpowiedzUsuńMiałam podobne skojarzenia.;) Niesamowity człowiek.
UsuńLem przewidzial kuchnie/potrawy molekularne :D
OdpowiedzUsuńTego określenia mi brakowało" molekularne.;) Dzięki!
UsuńE tam przewidział. Napatrzył się na wyroby czekoladopodobne... ;)
OdpowiedzUsuńDrobny element wizjonerski chyba jednak był. :) Książkę wydano w 1975 roku, wtedy jeszcze Polacy jadali prozaiczną czekoladę. :)
UsuńKsiążka powstała w 1948 r., więc Lem czekoladę znał raczej dobrą - albo przedwojenną, albo od Amerykanów.
UsuńOkazuje się, że książkę wydano po raz pierwszy w 1955 roku jako część trylogii "Czas nieutracony", a samodzielnie opublikowano ją właśnie w 1975 r. Ciekawe, czy po tylu latach Lem wprowadził jakieś zmiany.
UsuńMam nadzieję, że nie.;)
UsuńMi kawior z soi skojarzył się z wynalazkami dla wegetarian. U nas ostatnio na topie smalec z białej fasoli - rewelacja!
OdpowiedzUsuńW książce jednak, jak sądzę, z racji wojennego otoczenia, wynalazki pewnie były podyktowane koniecznością, nie zaś fantazją. Zwłaszcza kotlety z mielonych liści robią wrażenie dania "kryzysowego"...
Tak, powieściowe dania były podyktowane koniecznością, ale wynalazki chyba zawsze są podyktowane potrzebą i wynikają z poszukiwań, fantazja jest tu sprawą drugorzędną.
UsuńSmalec z białej fasoli, kotlety "schabowe" z soi i inne tego typu nazwy bawią mnie - wegetarianie muszą tęsknić za mięsem, skoro coś takiego wymyślają.;)
Myślę, że niepotrzebnie przypisujesz wegetarianom takie intencje. Teraz jem mięso, ale miałam epizody wegetariańskie, wegańskie, stąd znam wielu wegetarian i wiem, że ci którzy są nimi z przekonania, nie mają żadnych mięsnych ciągot.
UsuńA nazewnictwo? Cóż, w naszym mięsożernym świecie, gdy powiesz "kotlet" wszyscy będą wiedzieć o co chodzi - używanie takich nazw jest po prostu prostsze. Nie wiem więc czemu miałoby służyć tworzenie specjalnych, wymyślnych określeń tylko dla potrzeb dań wegetariańskich.
A smalec z fasoli naprawdę smakuje jak smalec - żadna inna nazwa nie byłaby bardziej adekwatna:))
Przypisuję, bo znam takie przypadki. Np. taki: koleżanka dietetyczka prowadziła kiedyś badania na obozie dla wegetarian. Uwzględniła również analizę krwi, z której jasno wynikało, że panowie często oszukują. A to tylko jedna z historii. Ale też znam wegetarian, którzy takich ciągot nie mają.
UsuńA czytałaś listy Mrożka do Lema i odwrotnie? Tam też est o jedzeniu, niestety. Znaczy, dla Ciebie stety
OdpowiedzUsuńWciąż jeszcze nie, mam już wyrzuty sumienia z tego powodu. Skoro jest o jedzeniu, tom wyciągam ze sterty i kładę na widoku.;)
Usuń