Lili – jedna z nas była literackim debiutem Irmgard Keun. Ta minipowieść z 1931 r. opowiada o młodej sekretarce z Kolonii, która twardo stąpa po ziemi i pragnie czegoś więcej niż nudna mieszczańska codzienność. Marzenie raczej zaskakujące w dobie kryzysu, gdy bezrobocie i bieda zataczają coraz szersze kręgi i dotykają także znajomych. Wbrew okolicznościom Lili decyduje się na dość radykalne kroki. Czytelnik będzie musiał sam ocenić, czy kierowała nią determinacja i odwaga, czy naiwność.
Okładka zastępcza
Tak czy owak, Fräulein Kron jest postacią wyjątkową z kilku względów: pracuje zawodowo, dąży do bycia niezależną, zamiast małżeństwa wybiera związek nieformalny. Dzisiaj uznalibyśmy ją po prostu za feministkę, tymczasem w latach 30. ubiegłego stulecia osoby pokroju Lili spotykały się z krytyką społeczeństwa. Keun niewątpliwie zaproponowała czytelnikom coś nowego, a pozwoliła sobie na jeszcze więcej, pisząc (z wyczuciem, trzeba zaznaczyć) także o aborcji i samotnym macierzyństwie, tematach rzadko poruszanych w ówczesnych salonach i w literaturze.
Lili … jest w dużej mierze autobiograficzna i być może dzięki temu tak autentyczna. Opis realiów i charakterystyka postaci świadczą o przenikliwości autorki, z kolei sposób narracji każe podejrzewać, że Keun rzeczywiście miała zdolności pisarskie (do pisania zachęcił ją Alfred Döblin). Niestety tłumacz nie oddał jej stylu – nie zaznaczył potoczności języka używanego przez bohaterów, gdzieś po drodze zgubił humor, dialogom nadał pretensjonalny ton. Niezręczny przekład książce bardzo zaszkodził, warto jednak ją przeczytać.
_______________________________________________________________
Keun Irmgard, Lili – jedna z nas, przeł. Jan Koprowski , Wyd. Akapit, 1993
A już się bałam, że porzucilaś bloga na dobre.Na szczęście to tylko przerwa 😊 I to właściwie wykorzystana: na dobrą książkę ☺
OdpowiedzUsuńTak, to były wakacje.;) Książka zdecydowanie godna uwagi.
UsuńTłumaczenie to jednak wielka sztuka. Wymaga nie tylko znajomości języka.
OdpowiedzUsuńA sama książka faktycznie interesująca.....
Książka jest interesująca, choć wydano ją w b. złym stylu (patrz: polska okładka). Istotne jest to, że była pisana na gorąco, więc jest tym bardziej prawdziwa.
UsuńJestem pod wrażeniem dobieranych przez Ciebie lektur - wiele tytułów po raz pierwszy ujrzałem dopiero na Twoim blogu :)
OdpowiedzUsuńA co do polskiej okładki - "olaboga"! Innych słów, by opisać jej brzydotę, nie znajduję.
Tę lekturę zawdzięczam pośrednio blogom anglojęzycznym, kilka osób pochlebnie pisało o innej powieści Keun, niestety nie tłumaczonej na polski. Ponoć lepsza od "Lili".
UsuńPrawda, że koszmarek? Okładka nadawałby się do projektu Derdy "Duchologia polska", jest wykwitem tamtej epoki.;(
To chyba sobie odpuszczę, skoro przekład taki sobie :/. Co to za zapoznawanie się z książką, jeśli źle przetłumaczona... tylko sobie jakieś niesłuszne opinie wyrobię :( :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że najlepiej zawsze czytac w oryginale, ale na bezrybiu i rak ryba.;(
Usuń