[…] jego rodzice chodzili na grzyby, Krisztiny zbierali ślimaki na cmentarzu, zaś Papaiowie zawsze trzymali nutrie, robili z nich kiełbasy i podwędzali, ale babcia nie potrafiła wymyśleć niczego, nowej mody gotowanie, jak nazywa to mości Keszei w zbiorze przepisów księżnej, obce jest babci, Nie umiała przywyknąć, nie umie nic wykoncypować, współczuła jej mama, bowiem jej matka nie pitrasiła, tylko znała przepisy, Gęsiotto, mówiła na danie z gumowatej starej kury i ryżu, ale wnuczki nie pytały, co robiło w nim za gęś, bowiem prawdziwej gęsi nigdy nie jedli – ojciec co prawda miał jedną, ale nie pozwolił jej zarżnąć - i babcia upichcone przez córkę potrawy, włączając w to pizzę, urażona komentowała, Ja tego dnia nie znam, u nas tak nie gotowali, i nie próbowała kwaśnej zupy z wymion ze śmietaną (to także mama dostała ze wsi od jednego z klientów), swoją drogą była smaczna, mięso pierwszego gatunku, i nie kosztowała też rumuńskich flaczków, zupy ręcznikowej, jak ją nazywała Juci, Niech ją jedzą Wołosi!, mówiła babcia i oburzona opowiadała, że jej sąsiadka, pani Tórók, dodawała do zupy jabłecznej mielonkę!, ale w święta mama też miała wszystko do tradycyjnych przepisów: po długim zbieraniu w małej zamrażarce znajdowało się pięć rodzajów mięsa do profesjonalnej faszerowanej kapusty, w której to „przeróżne składa się ingredienta”, jak w najlepszych potrawach mości Keszeiego, Najsampierw na spód garnca kładzie się wędzoną słoninę dla wyłożenia, świński boczek, bo mięsisty jest i gruby, piękną, wielką wędzoną pęcinę, ale nie z dziczyzny, bo tej brakuje mięsa, choć w wielkiej biedzie i ją dać można, to wszystko idzie do garnca z drobnicą kapuścianą, do farszu przemielone mięso, do tego takoż trzeba porządny kawał wędzonej pęciny – No i co, jest pięć? Liczyłaś?, tłumaczyła mama, A golonka, jej nie trzeba dodać?, zapytała młodsza córka, i mama dwa dni gotowała wszystko w dwóch ogromnych garnkach – w jednym szatkowaną kapustę, w drugim farsz – Zupełnie jak holopotryda, sylabizowała Juci literaturę naukową, holopotryda, którą z dziewięćdziesięciu dwóch składników trzeba przygotować z okazji odwiedzin księcia lub króla, lub elektora, kiedy to gospodyni, księżna, wydawała wielkie bankieta [...]
Andrea Tompa, Dom kata, przeł. Anna Butrym, Wrocław 2016 s. 391-392
O ile mogę wyobrazić sobie smak gęsiotto, flaczków i faszerowanej kapusty, to zupa jabłeczna z mielonką brzmi co najmniej intrygująco. Okazuje się, że faktycznie na pograniczu Rumunii i Węgier taka potrawa występuje, na dodatek jest prosta w przygotowaniu. Oto przepis (z portalu Ugotuj.to)
Zupa jabłeczna po rumuńsku
Składniki:
80 dag łopatki wieprzowej
po 10 dag marchwi i pietruszki
1.5 l wody
40 dag kwaśnych jabłek
5 dag mąki
1 szklanka śmietany
cukier i sól do smaku
1 pęczek natki pietruszki
suszony majeranek
Sposób przygotowania: Mięso pokrojone na kawałki grubości palca wraz z pokrojoną marchewką i pietruszką wkładamy do zimnej wody i gotujemy. Wywar lekko solimy, miękkie mięso odcedzamy, a do zupy wkładamy obrane, pokrojone jabłka i gotujemy. Następnie dodajemy mięso, zagęszczamy zupę mąką wymieszaną ze śmietaną. Słodzimy i solimy do smaku. Posypujemy natką pietruszki i majerankiem. Gotowe.;)
Całkiem ciekawy przepis......ciekawe jaka jest w smaku.
OdpowiedzUsuńAle nic nie nie stoi na przeszkodzie, by ją wypróbować.....tylko kwaśnych jabłek teraz trochę brak....
Mnie bardzo ten przepis zaintrygował i zamierzam go wypróbować.;)
UsuńMam wrażenie, że Rumuni lubią kwaskowate smaki, stąd te jabłka.
Uff, ale długie zdanie! :)
OdpowiedzUsuńI to niecałe.;)
UsuńZupa jabłeczna - zdarza mi się spędzać czas w kuchni i to nie tylko w roli pomocnika, ale czegoś takiego jeszcze nie jadłem, ba, nie słyszałem w ogóle o tego typu potrawie. Nie zmienia to faktu, że przepis wydaje się wart sprawdzenia :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, zupa mało znana, przynajmniej w wersji kwaśnej. U mnie czasem w upały jadało się zupy owocowe z kluskami, ale to zupełnie inna bajka.;)
Usuń