O narratorze Palinki nie dowiemy się zbyt wiele: mieszkał w Pradze, w Brnie, także na prowincji w Bawarii. Trenował sport, grał na instrumentach muzycznych, komponował piosenki. Jeśli kochał, to bez większego powodzenia. Na dłużej osiadł w banackiej wsi, gdzie uczył w szkole języka czeskiego. Wyludnione pogranicze serbsko-rumuńskie miało być azylem, nie pierwszym zresztą.
Może to wrodzona nadwrażliwość, a może fatalny stan ducha powodują, że nawet błahe zdarzenia skłaniają bohatera Hořavy do wspomnień. Bodźcem może okazać się smak morwy albo kropli na ból gardła, grabienie liści w parku, zasłyszany menuet Bacha czy gra światłocienia. Mężczyzna przywołuje z pamięci osoby, emocje i miejsca, które prawdopodobnie w znacznym stopniu go ukonstytuowały. Nie składają się na przejrzysty życiorys, raczej na bardzo luźny i wyrywkowy zbiór epizodów, dający dość mgliste wyobrażenie o przeszłości pana nauczyciela, który wciąż przed czymś ucieka i z premedytacją wybiera odosobnienie. I czuje się przeraźliwie samotny.
W książce ta samotność jest namacalna, osacza czytelnika jak banacka mgła. Styl Hořavy jest na tyle gęsty i plastyczny, że bez trudu zobaczymy górskie zbocza porośnięte paprociami, pobielone chałupy z czerwonymi dachami i krowy na pastwisku. Nie trzeba też wielkiej wyobraźni, żeby usłyszeć szum Dunaju, a na języku poczuć ognistą palinkę ze śliwek i lubaszek. Dużo wrażeń jak na niecałe 190 stron.
__________________________________
Matěj Hořava Palinka. Prozy z Banatu
tłum. Anna Radwan-Żbikowska,
Książkowe Klimaty, Wrocław 2017
I znów kusisz opisami napitku :D Ja tylko w kwestii formalnej, lubaszka to gatunek śliwy. Pamiętam z ogrodu dziadków :) Szkoda, że coraz rzadziej można spotkać odmiany drzew owocowych znane z dzieciństwa :( Palinka dobra rzecz, a ja wydębiłem od znajomej pary, że jak im wypali podróż poślubna do Gruzji, to przywiozą butelczynę czaczy, żebym mógł kontynuować mój domowy projekcik pt. smaki świata :P
OdpowiedzUsuńWiem, że lubaszka to gatunek śliwy. W książce jednak mowa jest o palince ze śliwek i lubaszek, więc tego się trzymam.;)
UsuńPalinki chyba nie próbowałam, wolę zresztą łagodniejsze smaki. Ale poczytać o alkoholach lubię.;)
Dziwne. Zrozumiałbym gdyby mowa była o dwóch różnych gatunkach śliwy, ale taki podział ... Ja palinkę piłem, za to, o dziwo, nie piłem jeszcze ouzo. Choć już kilkukrotnie o nim czytałem :)
UsuńMoże się narażę tradycjonalistom, ale ouzo lepsze bez rozcieńczania. Ale ja lubię anyż.
Usuń@ Bazyl
UsuńMoże chodziło o zwykłe tj. fioletowe śliwki? Można było od biedy przetłumaczyć jako węgierki.
@ Zacofany
UsuńPopieram - bez rozcieńczania.;)
:D
UsuńTłumacz zmaścił, jak nic.
UsuńOd biedy zamiast śliwek można było użyć węgierek.;)
UsuńCiekawie, bardzo ciekawie - klimat książki przywodzi mi na myśl "Pierwszą miłość" Sándora Máraia oraz "Żart" M. Kundery. Aż kusi, żeby sprawdzić jak prezentują się samotność oraz melancholia w wykonaniu Matěja Hořavy :)
OdpowiedzUsuńOj, Horava pisze jak nikt inny, trudno porównać jego styl do innych autorów. Nawet jeśli jest u niego piękne lato, to mam wrażenie, że jest mroczno i wilgotno.;) Zdecydowanie polecam.
UsuńSkoro taki z niego oryginał, to tym bardziej wypadałoby go "sprawdzić" :)
UsuńZdecydowanie tak.;)
UsuńBrzmi Proustowsko :) Albo ja wszędzie widzę wpływy.
OdpowiedzUsuńNie, Proustowsko - nie.;) Styl bynajmniej nie barokowy, a jednak wszystko jest b. plastyczne. No i nie ma mowy o salonach, koteriach i magdalenkach, raczej o szczekających psach i marznięciu w chałupie.;)
Usuń"Bodźcem może okazać się smak morwy albo kropli na ból gardła, grabienie liści w parku, zasłyszany menuet Bacha czy gra światłocienia" - to brzmi zdecydowanie Proustowsko, w sensie mechanizmu odpalającego wspomnienia :) Przez Proustowskie salony właśnie się przechadzam, więc marznięcie w chałupie będzie pewnie kiedyś niezłą odtrutką na burżuazyjne miazmaty :D
UsuńMoże dlatego, że Prousta czytałam dawno temu, nie miałam z nim skojarzeń.;) Horava czepia się czasem rzeczy ulotnych, ale jego wspomnienia mają inną aurę - bardziej przygnębiającą niż melancholijną.
UsuńPrzeczytasz, to ocenisz.;)
Może kiedyś. Chwilowo Marcel budzi we mnie chęć rzucenia się na dowolne czytadło z ekstraszybką akcją i zerową liczbą zdań podrzędnie złożonych. Niestety w swoim wyrafinowaniu nie mam nic takiego na składzie :D
UsuńTo chyba normalny odruch.;)
UsuńMoże jakiś Niziurski czy coś w tym stylu?;)
Niziurski wyczytany do cna. Ale ponieważ jest wakacyjne wyzwanie z Natalią Rolleczek, to już sobie odgrzebałem jakieś nieczytane powieści :D
UsuńNo popatrz, też myślałam ostatnio o tej autorce.
UsuńTo może powtórz sobie Drewniany różaniec? :) (https://www.facebook.com/Zacofany.w.lekturze/posts/1631637436909481)
UsuńCzytasz w moich myślach.;)
UsuńHa! Ciekaw jestem, co Ty na tę książkę teraz powiesz :)
UsuńSama jestem ciekawa.
UsuńNa marginesie - zazdroszczę pelargonii uwiecznionej na zdjęciu na FB.;)
A dziękuję. Pierwszy raz w życiu pamiętamy o nawożeniu zieleniny i efekty od razu widać :) Od zrobienia zdjęcia jeszcze się rozkrzewiła.
UsuńU nas do tej pory rosły bez nawożenia jak szalone, w tym roku jakoś słabo.
UsuńTo chyba rzadka odmiana, bo takich dwukolorowych nie kojarzę. No, może białe z czerwoną kreską.
Nie podejrzewam, żeby rzadkie odmiany sprzedawali po 5 zeta w wiejskim ogrodniczym :) Te zwisające pelargonie zwykle są dwubarwne
UsuńW takim razie na moje targowisko nie dotarły (tak naprawdę głównie podszczypuję u innych i sadzę). Muszę uważniej się rozejrzeć.;)
UsuńMy co roku kupujemy, bo jeszcze żadnemu okazowi nie udało się przezimować :(
UsuńTrzymam zimą w mieszkaniu na nieogrzewanym parapecie (u mnie raczej w ogóle chłodno w mieszkaniu) i nawet nieźle rosną. Z kolei te wyniesione do zaciemnionego pomieszczenia kiepsko się rozwijają na wiosnę.
UsuńW domu za ciepło, w garażu z kolei usychają, bo zapominam podlewać.
UsuńJak żyć, jak żyć?;))))
UsuńWyprowadzić się w banackie mgły :D
UsuńI napić się palinki.;)
UsuńChyba bym wolał ouzo :D Albo jakiegoś wina.
Usuńteż wolałabym wino, ale obawiam się, że w tamtych stronach raczej gustują w mocnych trunkach.;(
UsuńNie znoszę śliwowicy. Ale może chociaż wodę źródlaną mają.
UsuńNa pewno mają wodę z Dunaju.;)
UsuńMyślisz, że nadaje się do picia?
UsuńNie sądzę.;(
UsuńA ja czytałam niedawno i Prousta, i „Palinkę”, i może to też kwestia tego, że na świeżo, ale dla mnie mimo wszystko ten mechanizm wspominania też skojarzył się z Proustem :). Przekleję zresztą to, co pisałam o tej książce u siebie na fb (na blogu ciągle czeka na recenzję, może wreszcie w tym tygodniu się uda!): „Dużo tu proustowskich powrotów, smaków i zapachów dawnego życia, ale narratorowi nie są one miłe. Zamiast głogu są kwiaty robinii: «Uciekałem przed kwiatami robinii, aby uciec przed pewnym wspomnieniem (nie może się już nigdy, nigdy wynurzyć z mgły zapomnienia!)» (s. 68)”. Oczywiście styl zupełnie inny, ale ten motyw przywodzi skojarzenia.
UsuńFragment o robiniach był wyjątkowy, nawet miałam zamiar go tu umieścić.;) Ucieczka przed wspomnieniami budząca zupełnie inne wspomnienia to dość ciekawy pomysł.
UsuńJeśli kojarzy się z Proustem, niech tak będzie.;) Staram się unikać podobnych porównań, bo autorzy raczej wolą być chwaleni za własny styl, a Horava taki na pewno ma.;)
Cóż, wniosek jeden – od wspomnień nie ma ucieczki :).
UsuńU mnie te porównania wynikają z tego, że się lubię czasem pobawić skojarzeniami (oczywiście z umiarem!), ale tak, styl ma Hořava zdecydowanie swój, oryginalny :). Podoba mi się też ta forma, którą się posługuje, takie obrazki (bo trudno je nazwać opowiadaniami), też niezbyt często spotykana, a tutaj bardzo na miejscu.
Raczej nie ma.;)
UsuńSzukanie podobieństw to sumie naturalna reakcja na oswojenie czegoś nowego, obcego. Horava taki jest, jak napisałaś - jego styl narracyjny jest rzadko spotykany. Ciekawe, co zaproponuje w nowej książce (o ile taka będzie).
Styl gęsty, choć momentami miałam za źle autorowi, że tak szafuje powtórzeniami i tymi przeklętymi nawiasami. Nie ukrywam jednak, że zadziwiła mnie ta mała książeczka - krzyk rozpaczy po utracie swojej animy.
OdpowiedzUsuńMnie lekko irytowało, że narrator jest tak powściągliwy i nic konkretnego nie chce o sobie powiedzieć. A wspomnienia wręcz go osaczają, to zakrawa na natręctwo.;)
UsuńMasz rację, jego opowieść jest krzykiem rozpaczy. Albo wewnętrznym skowytem.
Pod tym mogę się podpisać - ale to głównie przez wzgląd na moją wrodzoną ciekawość. Chciałabym wiedzieć, dlaczego uciekał i co takiego się stało. Ale takie rozwiązanie też ma swoje zalety - z głośną rozpaczą, która pozostaje niedookreślona, łatwiej jest się utożsamić. A jednak chociaż te teksty są bardzo osobiste, czytelnik z łatwością może odnaleźć w nich siebie.
UsuńZgadzam się, też odnalazłam się w tych opowieściach, chociaż na oko niewiele mnie łączy z narratorem.;)
UsuńI tylko dodam, że ostatni rozdział jest wg mnie wspaniałą kropką nad "i".;) Chciałabym usłyszeć ten tekst na scenie.
To jeszcze tu dorzucę coś od siebie, bo ciekawa jest sama postać tego Hořavy – bardzo jest konsekwentny w tym swoim uciekaniu i umykaniu, tworzy pod pseudonimem, nikt nie wie, jak naprawdę wygląda, na ceremonię wręczenia Magnesii Litery wysłał w swoim imieniu wydawcę. Nieczęsty chyba przykład autora, którego życie bardzo spójne jest z tym, co pisze :).
UsuńCoraz częściej myślę, że tak jest dobrze, bo jednak czytelnicy czasem zbyt mocno sugerują się osobą autora, zwłaszcza żyjącego. Tutaj pozostajemy sam na sam z utworem chyba niełatwym i tajemniczość pisarza dodatkowo wpisuje się w aurę "Palinki".
UsuńDziękuję za te informacje!;)
Masz rację, postać autora w dzisiejszych czasach często zaburza przekaz ;). A biorąc pod uwagę, jak niektórzy współcześni pisarze potrafią się lansować, naprawdę taka postawa mi się podoba.
UsuńZgadzam się całkowicie.;)
Usuń