Czytając Prozę podróżną, niejednokrotnie łapałam się na myśli, że Joseph Roth potrafiłby napisać dobry felieton na każdy temat. Nie musiałby wychodzić z domu, wystarczyłoby wyjrzeć przez okno i poobserwować sąsiadów albo przechodniów, ostatecznie coś zmyślić. Ale wierzę, że nie musiał fantazjować – wychwytywał z otoczenia drobnostki i dostrzegał oryginalność w rzeczach najzwyklejszych pod słońcem, czego owocem były później zgrabne teksty w berlińskiej prasie.
Pobieżny przegląd spisu treści nieszczególnie zachęcał, szybko jednak okazało się, że migawki z hotelowego westybulu, pracowni zegarmistrza czy okolicznego podwórka są bardzo efektowne. Ujmuje w nich nie patyna i klimat retro, ale sposób patrzenia Rotha na świat, jego umiejętność pochylania się nad tym, co powszednie, może nawet mocno wyblakłe i sponiewierane. Albo – jak w przypadku ludzi – mało znaczący, szarzy i utrudzeni życiem jak np. bagażowy, praczka lub obwoźny sprzedawca niechcianych przez nikogo ołówków.
W moim odczuciu te obrazki z codzienności są o wiele ciekawsze niż relacje z wizyty w paryskim muzeum czy w panoptikum, skupiających się bardziej na samym wydarzeniu niż na jego uczestnikach. Siłą Rotha wydaje się bowiem wrażliwość oraz empatia, bez których jego spostrzegawczość przyniosłaby prawdopodobnie zupełnie inne opowieści. Jak stwierdził sam pisarz:
Ale to, co widzę, nie figuruje w Baedekerze. Widzę, jak rój komarów niespodzianie, nagle, całkiem bezpodstawnie okrąża pień drzewa i odlatuje. Sylwetkę obładowanego chrustem człowieka na ścieżce. Cienki zarys gałązki jaśminu na krawędzi ogrodowego muru. Wibracje obcego dziecinnego głosu w powietrzu. Niedosłyszalną, uśpioną melodię dalekiego, może nawet nierzeczywistego życia. [s. 24]
Mimo niezbyt optymistycznej wymowy prozy Rotha oglądanie Europy międzywojennej oczami dziennikarza-tułacza było dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem.
________________________________________________________________________________
Joseph Roth, Proza podróżna, tłum. Małgorzata Łukasiewicz, Wyd. Austeria, Kraków 2018
Tego Rotha jeszcze nie znam, ale przyznaję, że czuję się mocno zachęcony, by to zmienić. Tym bardziej, że po literaturę austriacką zdarza mi się sięgać dość rzadko.
OdpowiedzUsuńJak to niektórzy mówią: proza zacna. Najbardziej podoba mi się fakt, że relacje Rotha (nawet jeśli ubarwione) wyszły spod pióra naocznego świadka. Sama też czuję się zachęcona do dalszej znajomości z tym pisarzem. I masz rację, lit. austriacka to raczej rzadkość.
UsuńPrzeglądałam niedawno tę książkę. To jeden z tych nielicznych tytułów co potrafią zauroczyć. A czytałaś w ostanim lub przedostatnim Magazynie Książki opowieść Rudnickiego o Josephie R.?
OdpowiedzUsuńPotrafią zauroczyć, bo Roth pisał z uczuciem.;)
UsuńNie czytałam, jakoś nie mam już serca do tego pisma. Widziałam za to wideo-felieton Rudnickiego o pisarzu w Xięgarni, choć oczywiście to nie to samo.;(
O a co się stało że to serce straciłaś dla Magazynu? Rotha jeszcze Hotel Savoy mogę polecić. Reszta pewnie też dobra, ale wciąż mi nieznana.
OdpowiedzUsuńPismo nastawiło się chyba głównie na krypto-reklamę/promowanie książek z kręgu przyjaciół GW, co już mnie zaczęło męczyć. A gwoździem do trumny okazało się wytypowanie książki Karpowicza na jedną z dziesięciu najlepszych w 2017 r., niemal w chwili jej premiery. To naprawdę nieprofesjonalne.
UsuńAle do polecanego przez Ciebie artykułu zajrzę, obiecuję.;)
Pamiętam, że kiedyś maiooffka też polecała "Hotel Savoy" jako jedną z nielicznych książek, której akcję osadzono w Łodzi. Mam ją w tyle głowy.;)
O, tak. Ten Karpowicz to była ładna komedia. Nawet jeśli jakimś sposobem poczynione było w dobrej wierze, to i tak wypadło to bardzo niefortunnie. Na pewno wiele osób sobie pomyślałeo, ile kasy musiało powędrować z konta na konto, by do tego doszło.
OdpowiedzUsuńJa nawet nie myślałam o pieniądzach, raczej o kolesiostwie.;(
UsuńA książka na tym b. straciła, bo przy innego rodzaju reklamie pewnie szerzej byłaby omawiana. Jest naprawdę b. dobra.
Czuję, że "Proza podróżna" bardzo by mi się spodobała. Już sam tytuł brzmi magicznie. Od jakiegoś czasu mam ochotę na poznanie twórczości Josepha Rotha, tym bardziej, że sporo jego książek jest na rynku i tak ładnie wydanych... Najbardziej ciągnie mnie do powieści o schyłku monarchii austro-węgierskiej, czyli do "Marszu Radetzky'ego".
OdpowiedzUsuńZachęcam, zachęcam.;) Ta proza ma swój urok, przy każdym wertowaniu książki można trafić na jakiś cenny fragment.
UsuńNo tak, "Marsz..." to w końcu sztandarowe dzieło Rotha. Mam nadzieję, że kiedyś do niego dotrę, bo ma być wisienką na torcie.;)