W przedświątecznej gorączce obserwowanej na ulicach i w sklepach, intensywnie podsycanej przez reklamy w telewizji i radiu, przypomniało mi się wspomnienie Tadeusza Rolke (Moja namiętność. Mistrz fotografii w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską, Warszawa 2016, s. 16-17) o Warszawie jego dzieciństwa:
[...] Przedwojenna Warszawa kojarzy mi się z zapachem kawy, czekolady, pomarańczy i serów (choć pomarańcze były dla nas luksusem, dostawaliśmy jedną na dwóch, czasem kawałek czekolady). Mój świat to było Śródmieście. Poruszałem się między Nowym Światem a Kredytową. To była dobra dzielnica: drogie sklepy, piękne witryny, widno i czysto. Na tyłach domów, między Świętokrzyską a Pałacem Staszica, był jedyny w Śródmieściu bazar spożywczy. Chodziliśmy tam z mamą. Uwielbiałem chodzić na targ ordynacki i do Żyda, który miał śledzie, i do Rywki, gdzie pachniało serem. Było tam ze 25 gatunków sera: szwajcarskie, holenderskie, litewskie, tylżycki i ementaler, olbrzymie kręgi z dziurami. Wszystko w szkle chromowane. Błyszczało. Ekspedientki w czyściutkich kitlach obsługiwały klientów, a Rywka siedziała w kasie. Bo u dziewczyn brało się towar, a płaciło się w kasie, przecież nie można rękami od pieniędzy kroić sera! Na straganie ze śledziami oferowano uliki i matiasy, zachwalane z akcentem, który wkrótce miał zniknąć nie tylko z bazarów.
Delikatesy Braci Hirszfeldów
(fot. z archiwum Muzeum Historycznego m.st. Warszawy)
[…] Niedaleko naszego domu na Mazowieckiej był zakład fotograficzny. Nieco dalej duży salon samochodowy z szybami na cała ścianę, gdzie stały błyszczące mercedesy, które chodziliśmy oglądać z bratem. Pamiętam eleganckie sklepy delikatesowe Hirszfelda, gdzie w zimie na zewnątrz wywieszano zwierzynę: zające i dziki. W sklepie Arasza obok naszego domu też pachniało pomarańczami i paloną kawą. Na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej był sklep z chałwą, różne gatunki w dużych blokach, obok kolorowe sorbety. Nieopodal mój ulubiony sklep: wielki Dom Towarowy Braci Jabłkowskich. Naprzeciwko – Delikatesy Braci Pakulskich. Przy Szpitalnej na rogu Zgoda stał wysoki, sześciopiętrowy chyba dom, na dachu którego była ruchoma reklama wermutu, a Cinzano lał się z butelki do kieliszka. Cudowne!
Przed delikatesami Braci Pakulskich
(fot. z książki „Warszawa Międzywojenna”)
Gdzie teraz są niegdysiejsze sklepy z chałwą? Ale może lepiej, że nie ma, bo należałbym do stałych bywalców:)
OdpowiedzUsuńNa Marszałkowskiej niedaleko Wspólnej jest sklep turecki, ostatnio obkupiłam się tam w różne orientalne specjały.;)
UsuńNo i masz, żył sobie człowiek w nieświadomości i miał spokój, to teraz będzie miał cel na nowy rok - zwiedzić sklep z chałwą :D
UsuńGdyby nie czerwone światło na przejściu, też bym tam nie trafiła.;) Mnie uwiodły słoiczki z fantazyjnie pociętymi orzechami laskowymi zanurzonymi w syropie. Szkoda otwierać.;)
UsuńLitości nie masz :P
UsuńNo to dodam jeszcze, że pan na początku zaproponował filiżankę herbaty.;) Ale na to nie miałam już czasu. Może następnym razem.;)
UsuńYyyy, nie dobijaj mnie :D
UsuńNo już dobrze, dobrze.;) Na pewno będziesz miał do wyboru dużo innych smakołyków w Święta.;)
UsuńChałwy nie dadzą, już ja ich znam :D
UsuńTak mi się wydaje, że to jednak rzadkość na świątecznych stołach w Polsce.;(
UsuńNiestety, trzeba się będzie męczyć z keksem :P
UsuńTak Was czytam i czytam i się cieszę, że akurat chałwy nie lubię. Zostałem "zepsuty" jakimś chałwopodobnym produktem ery PRLu i się do tej pory nie otrząsnąłem z traumy :P Ale z cyklu dużo w jednym, to marzy mi się keks na bogato :D
UsuńW dzisiejszych czasach i przy tym wyborze bakalii keks na bogato nie jest specjalnie wyrafinowanym marzeniem, możesz sobie upiec :D
UsuńPolecam keks włoski - minimum mąki, maksimum bakalii. Długo się piecze, ale jest boski. No i wyrzuty sumienia z tytułu wchłonięcia niezdrowych kalorii mniejsze.;)
UsuńCo prawda kiedyś udało mi się z niejakim powodzeniem upiec ciasto marchewkowe, ale myślę, że to było szczęście początkującego i nie należy ponownie kusić losu. Ale na wszelki wypadek poproszę o link do przepisu :)
UsuńAleż proszę bardzo: http://whiteplate.com/2009/06/bakaliowiec/
UsuńNajtrudniejsze, albo raczej najnudniejsze, jest krojenie bakalii, później samo się miesza.;)
Dzięki. Spróbuję zacząć z nim nowy rok :)
UsuńNie pożałujesz.;)
UsuńCudowne! - Zgadzam się z tym stwierdzeniem autora. Tamte czasy miały klimat....
OdpowiedzUsuńChałwa na wagę....ech!
Myślę, że każdy z nas miał jakieś smaki i zapachy z dzieciństwa, nawet peerelowskiego.;) Do dzisiaj pamiętam specyficzny aromat kawy i smak bitej śmietany w dawnych kawiarniach, dzisiaj już go nie spotykam.;(
UsuńTo prawda. Ja natomiast pamiętam smak chałwy chyba takiej z puszek...Dzisiaj w żadnej ze sprzedawanych nie mogę się tego smaku już doszukać.....stricte sezamowa...taka łuszcząca się....
UsuńCzasem na jarmarkach panowie o dziwnym akcencie sprzedają orientalne produkty, może warto u nich spróbować? Ale masz rację, ostatnio chałwa jest raczej błyszcząca i maziowata.;(
UsuńZdecydowana większość ludzi z rozrzewnieniem wspomina stare czasy, które łączą się z latami dzieciństwa, będącego na ogół okresem beztroski. Inaczej patrzy się wtedy na świat, a w pamięci pozostają rzeczy na pozór drobne i błahe :)
OdpowiedzUsuńI piękne jest w tym, że chyba każdy ma takie ciepłe wspomnienia. Moja mama np. wspomina zwykłą pajdę chleba moczoną w wodzie i posypywaną cukrem, choć i bardzie wymyślne "słodycze" też jadała.;) Ale przecież nie tylko o ten cukier chodzi, bardziej o otoczkę.
UsuńI nawiązując do powyższego komentarza życzmy sobie, aby nasze dzieci też mogły kiedyś wspominać dzisiejsze Święta, jako czas beztroskiej radości, zapachy, smaki, wspomnienia, nie dostrzegając tego, co nam spędza sen z powiek. A nam życzę, abyśmy potrafili choć na chwilę odzyskać dziecięcą radość:)
OdpowiedzUsuńTak, dziecięca umiejętność zachwycania się i radość jest cenna, w życiu dorosłym trochę trudniej osiągnąć taki stan. To mądre życzenia.;)
Usuń