Zgubiłem okulary zawiera korespondencję Władysława i jego ostatniej żony, Wandy. Zetknęli się jeszcze przed wojną, ale zaprzyjaźnili dopiero jesienią 1947 r., krótko po śmierci poprzedniej małżonki poety, Marii Zarębińskiej. Pobrali się kilka miesięcy później, przeżyli razem 14 lat. Wanda była przy mężu, gdy tworzył i odnosił sukcesy, kiedy tragicznie zmarła jego córka Anka i kiedy zamykano go w szpitalu psychiatrycznym. Była przy nim w zdrowiu i chorobie, aż do śmierci w 1962 r. Można powiedzieć: opoka.
Wśród opublikowanych listów przeważają te od Władysława oraz listy Wandy do siostry Neli mieszkającej w Londynie, natomiast jej listów do męża jest zaledwie kilka (ponoć sama wprowadziła cenzurę). Treść korespondencji trudno uznać za porywającą: małżonkowie ciągle są w rozjazdach (razem i osobno), pochłonięci pracą i budową domu na Mokotowie oraz zwykłymi sprawami rodzinnymi. On pisze serdecznie i dowcipnie, ona – powściągliwie, z powagą.
Przypisy rzucają więcej światła na tę interesującą parę, a zwłaszcza na to, o czym w listach nie pisano: że poeta z powodu alkoholizmu stawał się nieobliczalny, że „pani poetowa” – jak ją niektórzy złośliwie nazywali – była skąpa i zazdrosna, że oboje często publicznie się kłócili. Z kolei zapiski Wandy pokazują, że była niezwykle przejęta swoją rolą i robiła wiele dla zachowania pamięci o mężu. Ta „pamięć” została odpowiednio skrojona i podkoloryzowana, co gorsza, przetrwała w takim kształcie przez kilka dekad.
Dla mnie najciekawszy w tej publikacji jest Broniewski jako literat-celebryta: bardzo często jeździł na spotkania z czytelnikami albo robotnikami w fabrykach, reprezentował polskich twórców za granicą, mógł wyjeżdżać prywatnie na Zachód. Do tego niezłe dochody, dobre auto, willa w nagrodę od państwa, wczasy w Bułgarii. Dla takich właśnie smaczków warto przeczytać książkę o Broniewskich. Opracowanie pozostawia nieco do życzenia, na szczęście nie ono jest tu najważniejsze, ale dokumenty.
_________________________________________________________________
Wanda i Władysław Broniewscy. Zgubiłem okulary. Listy z lat 1947–1962
oprac. Wioletta Bojda, Wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2017
O Broniewskim nie wiem zbyt wiele - kojarzę go jedynie za sprawą genialnego wiersza "Cisza". Niedawno jego postać mignęła mi także przy okazji lektury biografii Julka Tuwima. Artysta zaczyna jawić się w moich oczach jako coraz ciekawsza persona - szczególnie z uwagi na okoliczności współpracy z peerelowską władzą.
OdpowiedzUsuńPostać na pewno ciekawa, choć w PRL-u przylepiono mu "gębę" pijaka i komunisty. Mój polonista powtarzał, że Broniewski był jednym z nielicznych komunistów z przekonania, nie z interesowności.;)
UsuńAno, to już spora nobilitacja - PRL to okres, w którym ogromna liczba miernot i lizusów płaszczyło się przed władzą, licząc na szereg korzyści. Takich artystów (czy w ogóle osobników), którzy wierzyli w idee komunizmu nie było zbyt wielu. Niedawno czytałem o Tuwimie, ciekawie byłoby teraz poznać Broniewskiego.
UsuńCóż, różne rzeczy robi się dla kariery.;(
UsuńBroniewski życiorys miał ciekawy, idealnie nadający się do filmu.;)
Wanda miała opinię megiery i jednej z tych literackich wdów, co to pazurami wyrwą wszystkie profity ze swojej pozycji. Tylko w czyich dziennikach ja to czytałem? U Brandysa?
OdpowiedzUsuńMilusia nie była, sądząc po kilku wypowiedziach (właśnie Brandys, Siemaszko). Sama heca z herbatą zlewkową ("normalna" była zamykana na klucz) wystarczająco mnie zniechęciła do tej osoby.;(
UsuńZdaje się, że głównym źródłem dumy tej pani było to, że miała muzeum ku czci męża, a inne wdowy nie. Być może literaci byli do niej uprzedzeni, ale chyba mieli solidne podstawy.
UsuńTak by wynikało z różnych uwag, że była dumna z muzeum, kolejny jej przydomek to ponoć "pani na muzeum".
UsuńLiteraci chyba mieli jej głównie za złe to, że broniła im dostępu do Broniewskiego, co nawet dla niego, b. towarzyskiego przecież człowieka, musiało być nieznośne.
Trochę dziwnie chyba broniła, skoro ktoś (znowu Brandys?) pisał, że musiał wysłuchiwać nocnych monologów pijanego Broniewskiego przez telefon.
UsuńTo też w tej książce jest.;) Może akurat była w sanatorium.;)
UsuńTo chyba często bywała, bo raczej nie był to pojedynczy wyskok.
UsuńRaczej nie był. Na pewno podczas wyjazdu do Paryża coś podobnego się zdarzyło, przy czym wtedy Broniewski dzwonił do francuskiego pisarza.;(
UsuńMyślę, że oboje mieli swoje grzeszki.
Grzeszków to pewnie mieli mnóstwo. A propos grzeszków, nabyłem swego czasu tom korespondencji Broniewskiego z jedną panią, z którą romansował przed wojną, też ciekawa historia.
UsuńCzyżby Irena Hellman?
UsuńZ tego, co zauważyłam w innych książkach, Broniewski potrafił kochać intensywnie i pięknie przelewał uczucia na papier listowy. Akurat w przypadku wandy tego za bardzo nie widać, ale w listach do poprzedniej żony - tak.
Tak, Hellman. Listy do niej, chociaż jeszcze nie czytałem wszystkich, też ładne. Chociaż samo wydanie przyprawia o lekki ból zębów.
UsuńMasz na myśli wydanie MG? Rzeczywiście kiczowata okładka.
UsuńOkropna. W środku ciut lepiej, chociaż zdjęcia wrzucane bez ładu i składu.
UsuńMam nadzieję, że treść wynagradza te mankamenty. Właściwie to przez tę okładkę w ogóle nie brałam pod uwagę lektury, ale teraz pewnie się skuszę.;)
UsuńOwiń szarym papierem. Rzecz opracował literaturoznawca, więc merytorycznie powinno być w porządku.
UsuńOwinę.;)
UsuńAleż ciekawe!
OdpowiedzUsuńBardzo.;)
Usuń