Największym
wrogiem Finów jest przygnębienie, smutny nastrój, bezdenna apatia. Wiszące nad
nieszczęśliwcami ciężkie myśli po tysiącach lat panowania tak ich sobie podporządkowały,
że dusza tego narodu stała się mroczna i poważna. Macki smutku mają ogromną
siłę i wielu Finów uważa, że jedynie śmierć może ich wyrwać z przygnębienia.
Czarne myśli wydają się im gorszym nieprzyjacielem niż Związek Radziecki.
Ale Finowie
są także wojownikami. Nie poddają się i raz po raz wzniecają bunt przeciwko
strasznemu władcy.
Juhannus,
święto światła i radości obchodzone w środku lata, jest dla nich jak wielka
walka, w której zabójcze i ciężkie myśli próbuje się stłumić wspólnym wysiłkiem
i przemocą. W przededniu tego święta mobilizuje się cały naród: na front biegną
nie tylko zdatni do walki mężczyźni, ale też kobiety, dzieci i starcy. Nad
tysiącami fińskich jezior zapalają się ogromne pogańskie stosy, mające odpędzić
smutek. Na maszty wciągane są biało-niebieskie flagi. Przed bitwą pięć milionów
fińskich wojowników pożywia się tłustymi kiełbasami i grillowanym boczkiem.
źródło zdjęcia: Wikipedia
Wychylają
oni jeden po drugim kieliszki wódki dla dodania sobie odwagi, a potem w takt
muzyki akordeonowej odmaszerowują oddziałami, by zmierzyć się z depresją i
zdusić jej władzę w nieprzerwanej, trwającej całą noc bitwie.
W bezpośrednich starciach dochodzi do spotkań przedstawicieli obu płci, a kobiety
stają się brzemienne.
Mężczyźni
mknący łodziami przez wody topią się w jeziorach i zatokach morza. Tysiące uczestników
święta padają w krzaki i gęsto rosnące pokrzywy. Można wówczas zobaczyć liczne
bohaterskie czyny i pełne poświęcenia akty odwagi. Zwycięża radość, szczęście,
ponure myśli zostają odpędzone i naród cieszy się wolnością przynajmniej przez
jedną noc w roku, gdy siłą pokonuje mrocznego ciemiężyciela.
Arto
Paasilinna, Fantastyczne samobójstwo zbiorowe, tłum. Bożena Kojro, Rusiec 2007, s. 7
Mam tę powieść, ale jeszcze jej nie czytałam. :) Tak, w Juhannus kto żyw, spieszy za miasto, by świętować, hulać, obserwować przyrodę, leżeć w krzakach. Taką zabawę opisał na przykład Hannu Salama w głośnej powieści „Przetańczyć noc świętojańską”.
OdpowiedzUsuńJedno wielkie szaleństwo.;) Panna Julia Strindberga chyba też rozgrywa się tej nocy. Demony się budzą.;)
UsuńWtór akordeonowej muzyki potrafi zasiać lęk w najmężniejszych sercach. Chyba tylko dudy sieją większy popłoch :)
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet, czy słyszałam dudy na żywo, raczej tylko w telewizji. Jestem jednak w stanie uwierzyć w popłoch, mnie akurat ich dźwięk rozstraja, więc pewnie bym uciekła.;(
UsuńAkordeon, nawet w rękach mistrza, budzi we mnie dzikie atawizmy, dudy mniejsze, ale może dlatego, że u nas rzadko kiedy ktoś katuje ten instrument.
UsuńZgadza się. Ciekawe, czy są jeszcze chętni do nauki gry na tych instrumentach.
UsuńPewnie tak, chociaż akordeon zdecydowanie jest mniej popularny niż kiedyś.
UsuńNa pewno mniej, obyczaje i tu się bardzo zmieniły. Znajomy chodził w dzieciństwie na lekcje, ale z tego, co wiem, jego dzieci i wnuki nie grają, chyba nawet nie próbowali.
UsuńJa jeszcze pamiętam z dzieciństwa jakieś imprezy przy akordeonie, sporo osób grało. Tańce przy tym były, śpiewy ogniskowe :) A potem się pojawiły magnetofony.
UsuńNa obozach harcerskich może się zdarzył akordeon, prędzej chyba na weselu słyszałam. I w przejściu podziemnym pod Rotundą.;)
UsuńWesela obowiązkowo. A do reszty obrzydzili mi akordeon Rumuni grający w tramwajach, co to był za koszmar :(
UsuńO tak, jeszcze niedawno się trafiali.;(
UsuńCo wy chcecie od tego biednego akordeonu? Był czas, że dwie czy trzy płyty Marcina Wyrostka katowałem non stop. Mnie się akurat ten instrument kojarzy z Francją, małymi knajpkami i wąskimi uliczkami. Może trochę w tym zasługi OST do "Amelii" :)
UsuńWracając do wpisu. Jakoś mi iskrzyło to nazwisko i znalazłem jej na prastarej liście do przeczytania. Tylko, że wtedy to był "Wyjący młynarz". Pewnie przez tytuł :D
Piosenki Edith Piaf to jeden z niewielu momentów, kiedy trawię akordeon. A Ty pewnie nie byłeś narażony na popisy domorosłych wujów z akordeonem, co to po paru głębszych próbowali grać poleczkę czy innego oberka :D
Usuń@ Bazyl
UsuńAkordeon we francuskich filmach jakoś ujdzie, w piosenkach już mi nie podchodzi - nic nie poradzę.;(
"Wyjącego młynarza" wydała ta sama oficyna nawet. Czytałam w ubiegłym roku i niestety oprócz tytułu niewiele pamiętam.
Pochodzę z totalnie niemuzykalnej rodziny, bo nie kojarzę nikogo kto by się parał tym rzemiosłem. Tzn. są dzieci kuzynki, ale to chyba bardziej geny ojca, dyplomowanego muzyka :) Plusem, jak widać, było nieposiadanie ww. wujów :D
UsuńJa akordeon lubię i jako instrument pierwszo jak i dalej planowy. Posłuchajcie niektórych kawałków Maanamu (w słuchawkach), a usłyszycie i akordeon. Nawet huk kosiarki nie był w stanie go zagłuszyć i ładnie konweniował w lewym uchu :D
Ale my tu głównie o solowych popisach domorosłych akordeonistów, a nie paru taktach u Maanamu albo Obywatela GC :P
UsuńBoszsz, nie pamiętam akordeonu u Maanamu, co potwierdza tylko mój brak muzykalności.:(
UsuńEch, te krótkie i ciepłe letnie noce. Mają swój urok. A klimacik zacytowanego fragmentu współgra ze "Starą baśnią" ;)
OdpowiedzUsuńTematycznie owszem, natomiast Skandynaw wyróżnia się poczuciem humoru.;)
Usuń