[…] I uświadamiasz sobie, że po piętnastu wspólnych latach, w ostatnim czasie, owszem, byłaś dla Kepy kwiatem, ale już nie różą, nie goździkiem ani makiem, który rośnie na łące i kołysze się wraz z południowym wiatrem. Skończyłaś jako pelargonia. Pelargonia, która rosła wyprostowana i kwitła, kiedy było trzeba. Ale pelargonie rosną jedynie w oknach i na balkonach u babć, wdów, starszych pań i staruszek. [s. 93]
Narratorka jednego z opowiadań Karmele Jaio mocno na
wyrost oceniła swój wygląd, do pelargonii z pewnością jeszcze jej daleko. Ot,
wydarzenia oraz autorefleksja skłoniły ja do zgryźliwości pod własnym adresem.
Podobnie jak inne kobiety ze zbioru To
nie ja trzeźwo osądza sytuację, zna swoje słabe punkty.
Baskijska autorka stworzyła interesujące postaci i
obdarzyła je równie interesującymi życiorysami. Wszystkie bohaterki są dojrzałe
– coś przeżyły, osiągnęły stabilizację w życiu. Niektóre ze niepokojem
obserwują swoje dorastające dzieci, męża przeżywającego drugą młodość, inne z
kolei szukają u siebie oznak starzenia się. Nie biadolą nad przemijaniem, nie
składają broni, przeciwnie, podejmują środki zaradcze. Są na tym etapie życia,
kiedy nie chcą i nie muszą zadowalać się byle czym, choć jak mówi kąśliwie jedna
z przyjaciółek, gwiżdże na nie już tylko pociąg pospieszny.
Warto zwrócić uwagę na opowiadania Jaio, są
inteligentne i przyjemne w odbiorze. U mnie pisarka ma dodatkowy duży plus za
umiejętne pisanie o kobiecej cielesności – z pazurem i jednocześnie z dyskrecją.
Ech, dobrze czyta się o babkach świadomych własnych możliwości i gotowych na
zmiany.
_________________________________________________________________
Czytałem o tym zbiorze i wydźwięk recenzji był podobny - że to wartościowa proza o interesujących kobietach. Będę mieć tę pozycję na uwadze.
OdpowiedzUsuńNapiszę krótko: warto.;)
UsuńOpowiadań nie czytałam, ale blisko mi do bohaterek, jako że jestem kobietą dojrzałą, za którą nawet pociąg nie zagwiżdże. Jak mawia moja koleżanka kobieta w pewnym wieku staje się przezroczysta, ale to strata tych co wokół nas, a nie nasza. My żyjemy pełnią życia. Ja przynajmniej mam wrażenie, że po uwolnieniu się z kajdan zobowiązań zawodowych nareszcie odżyłam a mój kalendarz nigdy nie był tak wypełniony przyjemnościami, a nie powinnościami. Wystawy, teatry, spotkania, wycieczki i spacery- czerpanie z życia pełnymi garściami, może troszkę zachłannie, może że świadomością skończoności, ale jakże przyjemnie. Zamykamy oczy na to, co już za nami, na to, czego już nie dosięgniemy, a chwytami to, co w zasięgu ręki, a czasem nawet nieco dalej.
OdpowiedzUsuńOtóż to, po wyzwoleniu się że zobowiązań zawodowych i np. macierzyńskich przychodzi czas przyjemności, luzu. Z zaskoczeniem zauważam, że wiele kobiet nie potrafi cieszyć się tym okresem i sama narzuca sobie przeróżne ograniczenia. Ale najwyraźniej nie wszyscy lubią chodzić do kina i na wystawy.;(
UsuńA ja tak ma marginesie skomentuję, że nie wiedziałem, że Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego ma swoje Bo.wiem. Od dawna to?
OdpowiedzUsuńGłowy nie dam, wydaje mi się, że jakoś od roku. W sumie dla czytelnika chyba nic się nie zmienia, bo seria Z żurawiem, Mundus i kilka innych nadal istnieją.
Usuń