W ostatnich latach coraz więcej mówi się w Polsce o wadze przekładów, czego dowodem kolejna książka na ten temat. Wte i wewte to zbiór siedemnastu wywiadów z tłumaczami, część z nich prezentował portal Dwutygodnik.
Wśród rozmówców są nazwiska dość znane (Małgorzata Łukasiewicz, Maciej Świerkocki, Barbara Kopeć-Umiastowska, Anna Wasilewska), ale też – przynajmniej dla mnie – zupełnie nowe, a to z racji specjalizacji translatorskiej. Do tej drugiej grupy zaliczają się osoby tłumaczące z języków niszowych (chiński, kataloński, antyczna greka) lub zajmujące się mniej „prominentnymi” gatunkami literackimi (kryminały, fantastyka, literatura dziecięca).
Prowadzący wywiady Adam Pluszka, również tłumacz, wypytuje koleżanki i kolegów po fachu o technikę pracy, specyfikę wybranych języków, potrzebę krytyki i zarobki. Wreszcie poruszony został temat tłumaczenia czytadeł czy wręcz utworów grafomańskich oraz poprawiania autorów, w tym częstą praktykę „ugrzeczniania” niewygodnych fragmentów. Dużo miejsca w rozmowach poświęcono samej literaturze i pisarzom m.in. Colette, hr. Potockiemu, Terremu Pratchettowi, Jaume Cabre.
Za najciekawszą uważam opowieść o Hansie Christianie Andersenie, uchodzącym za smutnego pana od jeszcze smutniejszych bajek. Bogusława Sochańska fantastycznie odczarowuje ten wizerunek i pokazuje człowieka niezwykłego, wszechstronnego twórcę, a przy tym ironistę i liryka. To Sochańskiej zawdzięczamy pierwszy przekład Baśni z języka oryginału czyli duńskiego (wcześniej tłumaczono je głównie z niemieckiego) i ma to być wersja pełna: bez cenzury, za to z językowymi niuansami.
Na koniec miałam już napisać, że do pełni szczęścia zabrakło mi w zbiorze rozmowy z tłumaczem hebrajskiego, ale przed kilkoma dniami takowa pojawiła się na stronie Dwutygodnika - o urokach tego języka i bojach z Agnonem opowiada Piotr Paziński.
____________________________________________________________________________
Adam Pluszka Wte i wewte. Z tłumaczami o przekładach Wyd. Słowo/obraz terytoria, 2016
Tłumacz pisze książkę na nowo - to prawda stara jak świat. Nie da się jednak ukryć, że często nie jesteśmy w stanie wychwycić błędów i pomyłek, bo rzadko porównujemy tłumaczenie z oryginałem. Dlatego powinniśmy cieszyć się, że mamy tak wielu wyspecjalizowanych tlumaczy, którym niestraszne jest nawet przekładanie Mo Yana z chińskiego.
OdpowiedzUsuńO książce oczywiście nie słyszałam, ale teraz już wiem na co mam polować:D
Tak, tłumaczenie z chińskiego na pewno nie jest proste, podobnie jak z hebrajskiego. To pokrzepiające, że np. Oza można czytać w przekładzie z języka oryginału, a nie z angielskiego, jak to kiedyś było.
UsuńKsiążka b. ciekawa, warto przeczytać.
Słyszałem już o tej książce i bardzo mnie ona kusi. Ja pracę tłumaczy zacząłem doceniać, kiedy bliżej zainteresowałem się literaturą japońską - przekonałem, że sam przekład to proces niesamowicie złożony, który od translatora wymaga świetnego warsztatu pisarskiego oraz znakomitej znajomości kultury, z jakiej pochodzi dane dzieło. Bardzo mnie cieszy, że o wysiłkach tłumaczy mówi się coraz głośniej :)
OdpowiedzUsuńZnajomość kultury jest na pewno szczególnie ważna w tłumaczeniu z tak egzotycznych języków jak japoński. To czasem widać nawet po przypisach, albo przeciwnie po ich braku.;(
UsuńMnie też cieszy, bo uwagi tłumaczy czasem wiele wnoszą do lektury.
Z takich typowych zagwozdek translatorskich warto chyba też wymienić literaturę spod znaku nouveau roman. Czytałem parę książek Robbe-Grilleta oraz Drogę przez Flandrię Claude'a Simona i cały czas nie mogę wyjść z podziwu, w jaki sposób tłumacze poradzili sobie z przekładem tych powieści :)
UsuńMasz rację, takie książki wymagają szczególnych umiejętności. Przy okazji przypominają mi się powieści Pereca, niektóre prawie nie do przełożenia (zwłaszcza jedna, bodaj bez litery "e").
UsuńBrzmi bardzo smakowicie! Szkoda, że nie ma w ebooku.
OdpowiedzUsuńJak wspomniałam, lwia część wywiadów jest do znalezienia na stronie dwutygodnik.com, są tam też wywiady z książki Zaleskiej na ten sam temat.
UsuńTak, tak, wiem, tylko nie zawsze ma się dostęp do Internetu, a czytanie na raty, w jednej pozycji, to słabe jest, dlatego szkoda, że nie ma ebooka. :-).
UsuńMiejmy nadzieję, że za jakiś czas będzie i ebook.
Usuńzrobiłaś mi apetyt, ale postaram się go powstrzymać, bo ciągle mam nieprzeczytany poprzedni tom wywiadów z tłumaczami. za to w wolnych chwilach pozaglądam na rozmowy na stronach www dwutygodnika :)
OdpowiedzUsuńObie książki są jak najbardziej smakowite.;) Całe szczęście, że jest dwutygodnik, nie tylko ze względu na wywiady z tłumaczami.
Usuńwłaśnie czytam! co prawda już część wywiadów znam z dwutygodnika, ale zawsze warto je sobie przypomnieć. poza tym nie ma to jak forma książkowa, wszystko smakuje lepiej ;)
OdpowiedzUsuńO tak, nie ma to jak forma książkowa.;) Czytniki są b. praktyczne, ale lektura papierowa dostarcza nieco innych wrażeń.
Usuń