Był to pensjonat rosyjski, w dodatku nieprzyjemny. Nieprzyjemne było przede wszystkim to, że przez cały boży dzień i kawał nocy słychać było pociągi kolei miejskiej i wydawało się, że cały dom powoli dokądś jedzie. Przedpokój, gdzie wisiało ciemne lustro z półeczką na rękawiczki i stał dębowy kufer, o który łatwo było uderzyć kolanem, zwężał się, przechodząc w nagi, bardzo ciemny, korytarz. Miał on po każdej stronie trzy pokoje z dużymi czarnymi cyframi naklejonymi na drzwiach. Były to po prostu kartki wydarte ze starego kalendarza – sześć pierwszych dni kwietnia. (s. 11)
Na pozór ot, zwykły opis pensjonatu. A jednak nie do końca. W moim odczuciu to esencja „Maszeńki”, a zarazem dyskretne wprowadzenie kluczowych elementów. W pierwszym zdaniu daje się poznać nabokovowski sarkazm. Drugie i trzecie zdanie wprowadzają istotne dla powieści motywy czyli pociąg i lustro. Natomiast piąte i szóste to z jednej strony symbolika liczby, z drugiej – kolejny żart ze strony autora: przecież nikt nie wymyśliłby tak kuriozalnych oznakowań pokojów.
Pierwsza powieść Nabokova nie olśniewa fabułą. Można nawet uznać, że ta jest wręcz staroświecka i mało porywająca. Do „Maszeńki” potrzeba szkiełka i oka, bo największą satysfakcję z lektury daje czytanie między wierszami i śledzenie tropów podrzucanych przez autora. Od początku narzuca się wątek cienia, który wraz z wątkiem snu, sobowtóra i odbić lustrzanych doskonale podkreśla wewnętrzne rozdarcie głównego bohatera. Uporawszy się z cieniem, zaczynamy zwracać uwagę na liczby, tymczasem już po chwili okazuje się, że i kolory nie są bez znaczenia. I tak jest co chwila.
Na koniec rodzi się pytanie o tytułową Maszeńkę: czy aby na pewno ona jest w powieści najważniejsza? Zważywszy na westchnienia głównego bohatera: Jutro przyjeżdża moja młodość, moja Rosja (s. 114), można przypuszczać, że miłość sprzed lat była jedynie pretekstem. W rzeczywistości jest to opowieść o tęsknocie za ojczyzną i cieniach życia na emigracji. O ciągłej egzystencji „pomiędzy” i wynikającym stąd niespełnieniu. Mistrzowski kamuflaż.
_______________________________________________________________________
Vladimir Nabokov „Maszeńka” tłum. E. Siemaszkiewicz, Wyd. Muza, Warszawa, 2004
_______________________________________________________________________
Jaka jest twoja opinia o Nabokowie ogólnie? Ja tyle o nim słyszałam, ale mnie jakoś nie przekonuje. Przeczytałam Pnina, Zaproszenie na egzekucję i Przejrzystość rzeczy. Wybrałam kiepsko czy można po prostu Nabokow nie dla mnie? Nie wiem czy skusić się na inne jego książki czy sobie odpuścić.
OdpowiedzUsuńOgólnie dobrze mi się kojarzy, ale znam tylko "Lolitę", "Śmiech w ciemności" i od niedawna "Maszeńkę", czyli niewiele, na dodatek zupełnie inne tytuły niż Ty, Magdaleno.;)
UsuńPowoli dociera do mnie, że to jednak twórczość wymagająca znalezienia klucza i cierpliwości do zabaw, które autor proponuje. Różnie mi z tym idzie, ale znajomość będę kontynuować. Do czego i Ciebie zachęcam.;)
"Maszeńka" kojarzy mi się tylko i wyłącznie jako lektura z rosyjskiego na trzecim roku studiów... źle mi się kojarzy. Chyba wtedy kompletnie nie zrozumiałam tej książki.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, złe skojarzenia wcale mnie nie dziwią. Jak na 126 stron "Maszeńkę" dość długo czytałam, jak po grudzie. Zastanawiałam się nawet, czym tu się zachwycać.;) I dopiero w finale wszystko nabrało sensu. Samo zakończenie uwiodło mnie.;) A i posłowie Engelkinga było cenne.
UsuńMoim marzeniem jest roczny kurs pt. "Jak czytać Nabokova".:)
Podobno osoby mieszkające niedaleko torów kolejowych po pewnym czasie po prostu przestają zwracać uwagę na przejeżdżające pociągi. W każdym razie tak twierdził brat mojej babci, który przez wiele lat mieszkał niedaleko stacji w Ciechanowie. Jeździłyśmy tam co roku na kilka dni i pamiętam, że pierwszej nocy zawsze nie przesypiałam. :)
OdpowiedzUsuńŻadna z trzech książek Nabokova, które przeczytałam("Pnin", "Pamięci, przemów", "Prawdziwe życie Sebastiana Knighta"), nie olśniła mnie fabułą i to jest jeden z moich problemów z Nabokovem. Niestety, one w ogóle mnie nie olśniły, choć czytałam z przyjemnością. Doceniam kunszt stylistyczny, talent i inne walory autora, ale to nie jest zachwyt.
Wierzę, że można się przyzwyczaić, znam kilka takich osób. Sama na wyjazdach uwielbiam sypiać w domach położonych blisko linii tramwajowej - poranne dzwonienie na szynach jest dla mnie miłą pobudką.;)
UsuńBrak zachwytu rozumiem, bo z wyjątkiem "Lolity" miałam podczas lektur podobne odczucia. Od czasu do czasu można podjąć grę z Nabokovem, ale przeczytać kilka jego powieści pod rząd byłoby mi trudno. Jednak wciąż liczę na niemy zachwyt.;)
Właśnie mam podobnie. Brak zachwytu i nawet stylistycznie mnie nie powaliły. Chyba najbardziej zapadła mi w pamięci "Przejrzystość rzeczy" a w "Zaproszeniu na egekucję" było dosłownie kilka zdań, które mnie oczarowały. Może trzeba sięgnąć po "Lolitę", chociaż temat mnie odrzuca.
UsuńRzeczywiście zdarzają mu się świetne zdania, w "Maszeńce" też było kilka takowych. "Przejrzystość rzeczy" (ostatnio tłumaczoną jako "Przezroczyste przedmioty";)) mam w planach, zdecydowanie.
UsuńTematyką "Lolity" nie zrażałabym się - o ile dobrze pamiętam, nie ma w niej nic obrzydliwego. Dzisiaj jest też pewnie inaczej odbierana, bo na pewne sprawy jesteśmy bardziej wyczuleni (tak mi się przynajmniej zdaje).
~ Ania
UsuńKilka powieści Nabokova pod rząd to byłoby czytelnicze samobójstwo. :) Te przeczytane przeze mnie w sporych odstępach czasu zlały się w pamięci w mglisty monolit.
Zdecydowanie chciałabym przeczytać eseje Nabokova o literaturze.
~ Magdalena
Mam dokładnie ten sam problem z "Lolitą" i za sobą jedno nieudane podejście.
@ Lirael
UsuńCzy nie jest czasem tak, że Nabokov często pisze o tym samym i stąd kłopot z rozróżnianiem poszczególnych książek?:) Kiedyś tak miałam z Remarkiem.
Esej znam jeden, o "Pani Bovary" - odkrywczy wręcz.
Myślę, że trafnie nazwałaś mój problem po imieniu. :)
UsuńCzytałam spory fragment jego eseju o "Don Kichocie" i to było prawdziwe olśnienie.
Obawiam się, że to może być kiedyś i mój problem.;)
UsuńJeśli olśnił Cię esej o "Don Kichocie", za którym - o ile dobrze pamiętam - nie przepadasz, to musiał być rewelacyjny tekst. Moja koleżanka chwaliła jego wykłady o lit. rosyjskiej, niestety obecnie nie do zdobycia.
Cervantes musiał podpaść komuś innemu, ja nie mam nic przeciwko. :) Nabokova teksty o literaturze rosyjskiej rzeczywiście mogą być rewelacyjne.
UsuńW takim razie coś pokręciłam.
UsuńNawiasem mówiąc Cervantes nieczęsto gości w blogowych progach. Nie przypominam sobie,żebym gdzieś widziała recenzję. Co przypomina mi o tym, że chyba ze 2 lata temu kupiłam pełne, dwutomowe wydanie i mam wobec niego poważne zamiary. :)
UsuńFaktycznie, Cervantesa się nie czyta. Nawet mnie to nie dziwi: dwa tomy, historia b. retro. Ciekawe, czy Hiszpanie czytają.;)
UsuńPo Wilku zaczęłam nieśmiało myśleć o odnowieniu znajomości z rosyjskimi pisarzami, ale Nabokov raczej nie będzie do nich należał... Można się jeszcze upierać, że to pisarz amerykański ;-)
OdpowiedzUsuńNa moim egzemplarzu była naklejka "lit. amerykańska", nie bardzo mi to pasuje: napisana po rosyjsku, opublikowana w Berlinie...
UsuńMimo wszystko zachęcam. A co powiesz na Turgieniewa?
Kilka lat temu zrobiłam sobie mini projekt czytelniczy "Turgieniew" i bardzo polecam, a już zwłaszcza "Wiosenne wody.
UsuńO "Wiosennych wodach" myślałam nawet jako naszej lekturze klubowej.;)
UsuńNatomiast ze współczesnymi pisarzami rosyjskimi mam kłopot - Pielewin i Sorokin niezbyt mi pasują, piszących Rosjanek na naszym rynku prawie brak. Wyjątkiem jest Pietruszewska i jej "Jest noc", dobra rzecz. Niedługo Czarne ma wydać "Czas kobiet" Czyżowej, może być dobre.
"Czas kobiet" też mam na celowniku. :) Czytałam "Generation P" Pielewina, ale to nie jest pisarz, z którym byłoby mi po drodze. :)
UsuńMnie też nie jest po drodze z Pielewinem, ale będę go jeszcze czytać, a przynajmniej próbować.;)
UsuńZ Turgieniewem nie miałam jeszcze przyjemności, aczkolwiek gdybym miała czytać, to właśnie dawniejszych pisarzy. Chociaż "Kolejka" Sorokina bardzo przypadła mi do gustu.
UsuńPewnie Nabokova potraktowano na tej samej zasadzie co McCourta czy Trevora; skoro osiedli w Stanach i Anglii to trzeba zaraz ich sobie zawłaszczyć, chociaż to Irlandczycy od pięt po czubek głowy.
"Kolejka" Sorokina jest niesamowita, w szczególności scena erotyczna.;)
UsuńTo zawłaszczanie pisarzy jest obłędne, dla mnie jako czytelnika czasem kłopotliwe, bo nie można mieć pewności, gdzie znajdzie się takiego Isherwooda - na półce z lit. angielską czy amerykańską.
Cieszy mnie, że Nabokov nie wzbudza zachwytu. Odkryłem go w latach 80-tych, po przeczytaniu dwóch fragmentów w putramentowskiej Literaturze. To była miłość od pierwszego ... zdania. Wówczas On był tylko mój - dziś prawie wszystko juz przetłumaczono. Cieszę się, że nie jest dla wszystkich, bo jeśli coś podoba sie każdemu, tzn. że jest pospolite. A Nabokov jest przewrotną łamigłówką, na szczęście dla koneserów
OdpowiedzUsuńZgodzę się z przedmówcą ;) jak i z Twoją opinią. Nabokov nie jest dla wszystkich, trzeba umieć zrozumieć kunszt jego talentu oraz umieć czytać między wersami.
Usuń@ mojeksiążki
UsuńPowiało elitaryzmem.;) Ale rozumiem Twoje odczucia, znam taką zazdrość o autorów i książki. Nabokov jest łamigłówką, ale też można czytać go na najniższym fabularnym poziomie bez wchodzenia w szczegóły, przy czym sprawia wówczas wrażenie literatury przeciętnej. Spryciarz z niego.;)
@ Bibliofilka
Jak najbardziej. To jest pisarz, który chyba najlepiej smakuje po przeczytaniu co najmniej kilku książek, albo kilkukrotnej lekturze tej samej. Za dużo umyka podczas pierwszej lektury.
u mnie tez Nabokov an tapecie, na razie bawię się dobrze. W ogóle to lubię szczególarzy a Nabokov do nich należy, może stad ta moja sympatia do niego się bierze, choć kilka lektur wystawiło ja na próbę ;)
OdpowiedzUsuńSzczególarz i dowcipniś, powiedziałabym.;) Pamiętam, że niedawno o "Darze" pisałaś raczej chłodno, reszta lektura wypadła raczej pozytywnie?
UsuńZ ogromną chęcią przeczytam wszystko co nabokowskie :) Czytałam jak dotąd tylko Lolitę, ale uważam, że jest genialny!
OdpowiedzUsuńSama też chętnie bym przeczytała całego Nabokova, ale chyba życia nie starczy.;(
UsuńNabokov należy do tych pisarzy, których się boję. Do tej pory czytałam tylko "Pnina" i ku mojemy zdziwieniu zachwycił ;) potem chciałam się zabrać za "Blady ogień", ale niefortunnie zaczęłam od wstępu, który próbował przekonać czytelnika jakie to dzieło jest trudne i niemalże niemożliwe do zrozumienia za pierwszym podejściem. Na półce mam oczywiście "Lolitę", ale wydanie z komentarzem, więc wygląda mało zachęcająco, i "Speak, Memory", po które chyba najprędzej sięgnę, bo wygląda najbardziej przystępnie ;)
OdpowiedzUsuńJa właściwie do tej pory obawiam się Nabokova. "Blady ogień" miałam w rękach i też mnie zniechęcił, uznałam, że to książka dla zaawansowanych.;) Widzę, że muszę przyspieszyć lekturę "Pnina", chyba nikogo nie rozczarował.
UsuńNajsłabszy Nabokov z tych trzech książek, które ja czytałam. Ale to tylko moja subiektywna opinia.
UsuńI bądź tu człowieku mądry.;) Mam słabość do książek dot. środowiska akademickiego, więc mam nadzieję, że nie będzie źle.
UsuńNie ma chyba książki, która by wszystim się podobała, więc nie ma się co zrażać. Ja sama ją wybrałam, bo na różnych forach czytałam, że zawsze była wysoko w notowaniach fanów Nabokova.
UsuńNie zrażam się.;) Powiem więcej - jestem coraz bardziej zaintrygowana "Pninem".;)
Usuńnie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, jakoś mam przed nim obawy :)
OdpowiedzUsuńNa pewno warto próbować, najwyżej się nie spodoba.;) Ja zachęcam.
UsuńKrótko, zwięźle, ale jakże celnie! Świetna recenzja tej bardzo interesującej książki, z którą całkiem niedawno miałem przyjemność obcować. Można popaść w kompleksy, kiedy człowiek uzmysławia sobie, że to powieściowy debiut i na dobrą sprawę przedsmak tego, co można znaleźć w kolejnych dziełach :)
OdpowiedzUsuńOtóż to - książka jest skromnych rozmiarów, na poziomie fabularnym prosta, ale ile tam smaczków! Choćby humor typu: "Po kaszlu poznałem, że pan jest Rosjaninem" (cytat niedokładny).;D
UsuńZdecydowanie to tylko przedsmak tego, co będzie powtarzać się u Nabokova wielokrotnie. Zastanawia mnie nawet jego "wierność" kilku symbolom (lustra, sobowtór itp.). Jeśli ktoś lubi takie niuanse, już w "Maszeńce" znajdzie sporo ciekawych elementów.
Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale wg mnie nawet kolory na okładce zostały dobrane zgodnie z tymi występującymi często w treści.
Ja posiadam nowsze wydanie, ale na jego okładce również znajduje się kolor fioletowy, który przechodzi w barwę niebieską. To rzeczywiście ciekawe, bowiem fiolet to symbol tego co niezwykłe, niecodzienne, zagadkowe, tajemnicze. Ech, Nabokov to wielki szaradzista :)
Usuń"Wieczorem usłyszałem zza ściany, że pan pokasłuje, i od razu po brzmieniu kaszlu poznałem - rodak." - mam jeszcze "Maszeńkę" pod ręką, dlatego mogę się nią podeprzeć :)
Fiolet i odcienie niebieskiego często chyba w powieści się pojawiają. Np. na przyjęciu pożegnalnym był chyba materiał (abażur?) w odcieniu fioletu.
UsuńDzięki za dokładny cytat - czyż nie uroczy?:)