środa, 28 grudnia 2016

Jego namiętność

Najbardziej znane fotografie Tadeusza Rolke to chyba portrety artystów i sesje mody z lat 60., a to zaledwie ułamek jego bogatego archiwum. Uwieczniał wszystko, co uznał w danej chwili za interesujące. Fotografował rozmaite środowiska (od Cyganów w pruszkowskim obozie po handlarzy na targu rybnym w Hamburgu), miejsca (m.in. zrujnowaną Warszawę, więzienia, pozostałości po społeczności chasydzkiej na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej) i wydarzenia (wizyty głów państwa, stan wojenny). Nie zabrakło też aktów atrakcyjnych kobiet.


O fotografowaniu i całym swoim życiu Rolke opowiedział w obszernym wywiadzie, który niewątpliwie może stanowić kanwę profesjonalnej biografii. Zważywszy na wiekowość artysty, dzisiaj 87-letniego, jest o czym opowiadać. Dla mnie najciekawsze były rozdziały o dzieciństwie, o początkach pasji, jaką stało się robienie zdjęć oraz o specyfice pracy fotoreporterów w latach 50, choć i wypowiedzi dotyczące wartości i podejścia do fotografii zasługują na uwagę. Co charakterystyczne, w tle głównej opowieści nieustannie pojawia się jakaś przyjaciółka, bliska znajoma lub żona, jako że bohater książki ma słabość do urodziwych pań. I tu dochodzimy do irytującego aspektu tej rozmowy, czyli niedyskrecji – dociekania Małgorzaty Purzyńskiej, z kim spał albo nie spał jej mistrz są po prostu żenujące. Żeby sprawiedliwości stało się zadość, trzeba przyznać, że i panu Tadeuszowi zdarza się powiedzieć kapkę za dużo.

Poza tym drobiazgiem jest interesująco i w zasadzie nie mogło być inaczej w przypadku człowieka, który był świadkiem kilku epok. Rolke doświadczył wojny, więzienia, życia na emigracji, rozpadu małżeństw, ale też podróżował, poznawał fascynujących ludzi, miał szczęście do przyjaźni. Przede wszystkim jednak Rolke uprawiał zawód, który kocha do dziś i który przyniósł mu uznanie, a w rezultacie pozwolił się spełnić. Na moje oko – piękne życie.

Galerię zdjęć obejrzeć można TU.

_________________________________________________________________________
Tadeusz Rolke. Moja namiętność. Mistrz fotografii rozmawia z Małgorzatą Purzyńską
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016 


czwartek, 22 grudnia 2016

Przedświąteczna gorączka

W przedświątecznej gorączce obserwowanej na ulicach i w sklepach, intensywnie podsycanej przez reklamy w telewizji i radiu, przypomniało mi się wspomnienie Tadeusza Rolke (Moja namiętność. Mistrz fotografii w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską, Warszawa 2016, s. 16-17) o Warszawie jego dzieciństwa:

[...] Przedwojenna Warszawa kojarzy mi się z zapachem kawy, czekolady, pomarańczy i serów (choć pomarańcze były dla nas luksusem, dostawaliśmy jedną na dwóch, czasem kawałek czekolady). Mój świat to było Śródmieście. Poruszałem się między Nowym Światem a Kredytową. To była dobra dzielnica: drogie sklepy, piękne witryny, widno i czysto. Na tyłach domów, między Świętokrzyską a Pałacem Staszica, był jedyny w Śródmieściu bazar spożywczy. Chodziliśmy tam z mamą. Uwielbiałem chodzić na targ ordynacki i do Żyda, który miał śledzie, i do Rywki, gdzie pachniało serem. Było tam ze 25 gatunków sera: szwajcarskie, holenderskie, litewskie, tylżycki i ementaler, olbrzymie kręgi z dziurami. Wszystko w szkle chromowane. Błyszczało. Ekspedientki w czyściutkich kitlach obsługiwały klientów, a Rywka siedziała w kasie. Bo u dziewczyn brało się towar, a płaciło się w kasie, przecież nie można rękami od pieniędzy kroić sera! Na straganie ze śledziami oferowano uliki i matiasy, zachwalane z akcentem, który wkrótce miał zniknąć nie tylko z bazarów.

Delikatesy Braci Hirszfeldów 
(fot. z archiwum Muzeum Historycznego m.st. Warszawy)

[…] Niedaleko naszego domu na Mazowieckiej był zakład fotograficzny. Nieco dalej duży salon samochodowy z szybami na cała ścianę, gdzie stały błyszczące mercedesy, które chodziliśmy oglądać z bratem. Pamiętam eleganckie sklepy delikatesowe Hirszfelda, gdzie w zimie na zewnątrz wywieszano zwierzynę: zające i dziki. W sklepie Arasza obok naszego domu też pachniało pomarańczami i paloną kawą. Na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej był sklep z chałwą, różne gatunki w dużych blokach, obok kolorowe sorbety. Nieopodal mój ulubiony sklep: wielki Dom Towarowy Braci Jabłkowskich. Naprzeciwko – Delikatesy Braci Pakulskich. Przy Szpitalnej na rogu Zgoda stał wysoki, sześciopiętrowy chyba dom, na dachu którego była ruchoma reklama wermutu, a Cinzano lał się z butelki do kieliszka. Cudowne!
Przed delikatesami Braci Pakulskich 
(fot. z książki „Warszawa Międzywojenna”)

sobota, 17 grudnia 2016

Dzieciństwo, ziemia niczyja

Wróżba Agnety Pleijel to doskonała powieść o tym, jak długotrwały konflikt między rodzicami negatywnie wpływa na dzieci. Jak wpędza w poczucie winy, wzbudza strach i w rezultacie odbiera dzieciństwo. To również powieść o żmudnym poszukiwaniu własnej drogi w skomplikowanym, zakłamanym świecie dorosłych.


Narratorka Wróżby miała pecha dorastać w rodzinie dysfunkcyjnej, choć nie patologicznej. Ojciec – wykładowca matematyki na uczelni, matka – niespełniona pianistka z ambicjami; oboje inteligentni i kulturalni, a jednocześnie ślepi na cierpienie córek wplątywanych mniej lub bardziej rozmyślnie w małżeńskie rozgrywki. Tymczasem dziewczynka, niezwykle wrażliwa i samotna, stopniowo traci wiarę w siebie i w dorosłych. Rozpaczliwie szuka miłości i oparcia poza kręgiem najbliższych – w książkach, u ciotek, w religii, w przelotnych związkach. Wszystko dla potwierdzenia, że życie nie jest bezsensowne. Żal patrzeć na tę walkę o przetrwanie, podczas gdy rodzinny dramat trwa latami, a katharsis brak.

Nie ukrywam, że przywiązałam się do bohaterki, choć autorka w żaden sposób nie gra na uczuciach czytelnika. Jej proza jest oszczędna i chłodna, dokładnie taka, jaką pamiętam z jej Zimy w Sztokholmie wydanej u nas w 2002 r. Wróżba jest tym cenniejsza, że dodatkowo otrzymujemy obraz Szwecji lat 50-tych – wyrywkowy, ale zdecydowanie bardzo ciekawy. Książka niewątpliwie godna uwagi.

___________________________________________________________________
Agneta Pleijel, Wróżba. Wspomnienia dziewczynki, przeł. Justyna Czechowska
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2016

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Barwne dzienniki

W Krakowie od niedawna można odwiedzać Pawilon Józefa Czapskiego gromadzący pamiątki po patronie. Czapski (1896-1993) miał wyjątkowo barwny życiorys: brał udział w obu wojnach światowych, był malarzem, znawcą sztuki, krytykiem i literatem. Jako pisarz pozostaje znany głównie dzięki wspomnieniom z Sowietów Na nieludzkiej ziemi. Niemal przez całe życie prowadził dziennik, nazbierało się ich blisko 300 zeszytów. Kiedyś napisał o nich: Wyraziły mnie najwięcej i z tego powodu literacko są najlepsze.


W gablotach można podziwiać zaledwie kilka oryginalnych stronic, część wyświetla się w formie zdjęć. Jest co podziwiać, bo zapiskom często towarzyszą rysunki ołówkiem, kredką, flamastrem i/lub akwarelą, często pojawiają się też wycinki z prasy, bilety, fotografie, listy. Same wpisy są trudne do odczytania ze względu na charakter pisma Czapskiego, ale ilustracje urzekają – mnie w każdym razie zachwyciły. Kilka próbek poniżej.




Zdigitalizowane dzienniki można przejrzeć TU, natomiast fragmenty w wersji książkowej ukazały się w 2010 r. w zbiorze Wyrwane strony. Sam Pawilon w Krakowie warto odwiedzić także ze względu na lokalizację i zaciszną kawiarnię na parterze.

Źródło zdjęć: Muzeum Narodowe w Krakowie


wtorek, 6 grudnia 2016

Smutny kolekcjoner

Czasami wydawało mi się, że ja też jestem kolekcjonerem. Ktoś po wie: pieniędzy. Ale to nie tak. Wolałbym siebie widzieć jako kolekcjonera szczęśliwych chwil. Takich, które aż bolą, przechodzą prosto do żołądka i zostają w nim do strawienia. Chwil, które są raz na ja kiś czas, dozowane przez los z czułością i dbaniem o to, aby nie przedawkować i nie zmylić nas. Żebyśmy nie po myśleli, że życie jest świetne. Ot, takie w sam raz.


Jak przystało na cinkciarza bohater powieści Sylwii Chutnik lubi pieniądze i dobrą zabawę, nade wszystko jednak ceni sobie rodzinę. Jest także melancholikiem i domorosłym filozofem – ku utrapieniu czytelnika, który będzie musiał wysłuchać jego spowiedzi-rzeki. Zadanie kapkę uciążliwe, ponieważ Wiesiek lubi pogadać i ma przy tym skłonność do dygresji i powtarzania się. Popłynie więc opowieść o familii do trzeciego pokolenia wstecz, o miłości i naturalnie o pracy. Tu trzeba liczyć się z dziesiątkami historyjek o przekrętach, dansingach, prostytutkach i handlu tureckimi kożuchami - aż nieprzyjemnie robi się czytelnikowi na duszy.

Może to wszystko miałoby więcej uroki, gdyby Chutnik ograniczyła liczbę „atrakcji”, niestety odniosłam wrażenie, że w książce zamieściła wszystkie zasłyszane kiedyś anegdoty (jej ojciec był muzykiem w knajpianym zespole). Brak umiaru, drobne niekonsekwencje w narracji i dość dziwny ostatni rozdział zaskakują w przypadku poniekąd dobrej pisarki. tak czy owak, największą niespodzianką w Smutku cinkciarza było dla mnie ograniczenie wątku kryminalnego do minimum, bo w rzeczywistości mamy do czynienia z powieścią obyczajową osadzoną w latach 80. Aż tyle i tylko tyle.

_____________________________________________________________
Sylwia Chutnik, Smutek cinkciarza, Od Deski Do Deski, Warszawa 2016

czwartek, 1 grudnia 2016

Szeptem

Okładka i tytuł ostatniej powieści Wita Szostaka nieszczególnie zachęcają do lektury, a szkoda, bo w świecie stworzonym na potrzeby Wróżenia z wnętrzności przebywa się z przyjemnością. Za scenerię posłużyła nieczynna stacja kolejowa położona w górskiej dolinie, miejsce prawie sielskie – ciche, skąpane w słońcu i pachnące dojrzałymi pomidorami.


Fabuła nie grzeszy oryginalnością, ot, kolejna książka o rodzinie po przejściach. O atrakcyjności Wróżenia… decyduje w dużej mierze sposób przedstawienia historii, relacjonowanej przez niemego Błażeja. Z powodu pewnego upośledzenia mężczyzna inaczej postrzega rzeczywistość, w swoim prostolinijnym podejściu mitologizuje ją. Mówi o bogach stwórcach Poświatowa i dobrej bogini Marcie, o mądrym bracie, który przypomina tytana, czy wreszcie o wyczekiwanym od lat ojcu, wędrującym niczym Odys po dalekim świecie. Sama stacja stanie się z kolei azylem dostępnym tylko dla wybrańców, głównie tych szukających spokoju.

I tak działa powieść Szostaka – daje czytelnikowi schronienie i wycisza. Poświatów urzeka, choć trudno nazwać go krainą szczęśliwości. Dla mnie Wróżenie z wnętrzności to interesujące studium samotności, rzecz o podróży w głąb siebie i potrzebie bycia słyszanym. Proza nastrojowa i do refleksji, idealna na obecną porą roku.

_______________________________________________________________
Wit Szostak Wróżenie z wnętrzności, Wyd. Powergraph, Warszawa 2016