Przed przyjazdem tu byli u mnie pan Hieronim i pani Pola. Pani Pola namawiała na Konstancin. Ja nie byłem niechętny, tylko na głos zastanawiałem się, czy o ludziach z rządowego sanatorium będzie co ciekawego do pisania. Pola i Hieronim na to:
- e!
I pani Pola zaczęła się zastanawiać:
- na pewno będzie co pisać! Niech pan sobie wyobrazi ludzi, którzy będą mówili językiem… no językiem… czy ja wiem… dziennika ustaw. [str. 8]
W Konstancinie nikt oczywiście nie mówi językiem dziennika ustaw, w ogóle konwersacje odnotowane przez Mirona Białoszewskiego wydają się już dobrze znane. Zapewne dlatego, że wydany pośmiertnie tom przypomina wcześniejszy Zawał, którego jest zresztą kontynuacją: w 1975 roku po przebytym zawale pisarz przebywał na trzytygodniowej rekonwalescencji w podwarszawskim uzdrowisku, w dość nowoczesnym jak na ówczesne standardy szpitalu.