Pisał jak zawsze – szybko, ale starannie, od razu na czysto, bez wielu skreśleń. Podobnie wyglądają wszystkie pierwsze wersje jego utworów. Śmiał się, że osiąga taki efekt, bo pisze „z głowy, czyli z niczego. Rękopisy opowiadań zebrane w stawiskim archiwum nie bardzo różnią się od ostatecznych maszynopisów, przysyłanych z wydawnictwa do korekty. Czasem na przepisanych stronach dodawał tylko drobne uwagi, wprowadzał poprawki. Tekst przelewany na papier był najwyraźniej dobrze skomponowany w myślach na długo przed rozpoczęciem pracy.
Precyzyjnie przygotowywał się do pisania, rozrysowywał drzewa genealogiczne bohaterów, notował ich imiona i nazwiska, obliczał, ile mieli lat w pierwszych i ostatnich dniach akcji opowiadania czy powieści. Olę z Kochanków z Marony początkowo nazywał Alą, właściwe imię zyskała dopiero w pierwszej korekcie tekstu. Dbał o prawdę historyczną i zgodność czasową. Najważniejszym postaciom z Panien z Wilka rozpisał życie na daty od urodzenia do momentu, gdy po raz pierwszy spotykamy je na kartach opowiadania. Bohaterów Sławy i chwały w szczególny sposób naznaczył cechami rodziny i przyjaciół z czasów kijowskich, odeskich oraz warszawskich.
Łatwo przychodziło mu przelewanie myśli na papier, nie przywiązywał się do napisanych fragmentów. Jeśli już podczas czytania uznał, że są za słabe, wykreślał całe strony tekstu, zastępując je doklejonymi na osobnych kartkach poprawionymi rękopisami. Pisał szybko i bez przeżywania mąk twórczych. Nauczony wykorzystywać każdą spokojniejszą chwilę nie marnował ani godziny. W marcu 1960 roku, w ciągu tygodnia spędzonego w Sobieszowie, napisał całe Wesele pana Balzaca, kilka lutowych dni w Atmie u Karola Szymanowskiego w 1932 roku wystarczyło mu ostatecznie, by dokończyć Brzezinę. W kwietniu tego samego roku, w Syrakuzach, gdzie spędzał urlop w towarzystwie Józia Rajnfelda, zamknięty w pokoju z oknami zasłoniętymi szczelnie przed wiatrem i piaskiem, przez pięć dni napisał jeden ze swoich najważniejszych utworów – Panny z Wilka. [...]
fot. Olga Świątecka (źródło zdjęcia)
Bardzo poważnie podchodził do pisania dziennika. Niektóre fragmenty przepisywał wielokrotnie. Często wracał do ważnych myśli, naprzemiennie analizował je w korespondencji i dzienniku z tego samego czasu. Zdarzało mu się przepisywać do dziennika treść ważnych listów lub odwrotnie – cytować w korespondencji do Wiesława, Jurka Błeszyńskiego czy Hani wnioski zanotowane w dzienniku. Listy pisał codziennie. Czasem były to krótkie wiadomości, które można zmieścić na pocztówce. Częściej – długie, wymagające skupienia pisma, w których szczegółowo opowiadał nie tylko o wydarzeniach dnia, ale przede wszystkim o uczuciach, wątpliwościach, samotności i zwątpieniu. Streszczał przeczytane książki, relacjonował wrażenia z koncertu, czasem plotkował. Nieraz wysyłał nawet cztery, pięć listów dziennie. Czasem w kilku językach – po niemiecku, rosyjsku, francusku. Nigdy nie odkładał na następny dzień odpisania na list do kogoś ważnego. W 1952 i 1953 roku, kiedy przybrany syn Wiesław był w wojsku, pisywali do siebie codziennie. Zdarzało się, że ich listy zajmowały kilkanaście stron. […]
Był pisarzem z powołania. Każdą myśl, każde przeżycie i każde spotkanie potrafił przerobić na literaturę. Nigdy nie opuszczały go pisarskie przyzwyczajenia. Był pracowity, zapisywał pojedyncze skojarzenia, zaskakujące emocje i niespodziewane myśli. Dzięki tym notatkom zawsze miał w zanadrzu nowe literackie pomysły. Czuł odpowiedzialność za to, czego był świadkiem. Rozumiał, że obowiązek pisarza polega na opowiedzeniu o tym innym. Podczas ucieczki ze Stawiska w pierwszych dniach wojny dramatyczne obrazy zapisywał na jedynym dostępnym kawałku papieru – książce zabranej w pośpiechu przez jedną z córek tuż przed opuszczeniem domu.
Anna Król Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie, Wilk & Król, Warszawa 2015
fot. Olga Świątecka (źródło zdjęcia)