Po południu, gdy upał zacisnął się nad miastem niczym dłoń na ustach ofiary morderstwa, Nowy Jork rzucał się i wierzgał, ale jego krzyk został stłumiony, pęd zablokowany, ambicje stłamszone, był jak wyschłe źródło, jakiś bezużyteczny pomnik, toteż zapadł w śpiączkę. Parujące, oklapnięte niby wierzba płacząca połacie Central Parku przypominały pole walki, gdzie poległo wielu: szeregi wyczerpanych ofiar leżały bezwładnie w martwej ciszy cienia, podczas gdy wysiani przez gazety fotografowie, dokumentujący katastrofę, z grobowymi minami kluczyli wśród nich. W kociarni zoo wyły cierpiące lwy.
Powyższy cytat z Letniej przeprawy daje niezły wgląd w stylistykę utworu. W długich, piętrowych zdaniach gęstych od metafor i porównań można się pogubić, zwłaszcza że Capote notorycznie odbiega od głównego wątku i meandruje, by nagle wrócić do tematu. Są plusy takiego pisania: łatwo daje się odczuć nastrój książki, zarejestrować jego zmiany i oczywiście „zobaczyć” opisywane sceny. Co więcej, właśnie w dygresjach bardzo często zarysowuje się kompletna charakterystyka albo opis postaci – autorowi wystarcza kilka faktów z życia bohatera, żeby pokazać jego „zaplecze”.
To wszystko sprawia, że historia opowiedziana na zaledwie 120 stronach wydaje się intensywna, soczysta, a przecież mamy do czynienia z pierwszym dłuższym utworem Capote’a. Utworem niedoskonałym, niemniej wciąż dobrym. Rzecz traktuje o 17-letniej Grady, panience z szanowanej i zamożnej rodziny, która uparła się, żeby podczas wakacyjnej nieobecności rodziców być sobą. Nie oglądać się na reguły obowiązujące w rodzinie i towarzystwie, ale postępować zgodnie z własnym planem czy zachciankami. Niestety dziewczyna zafiksowała się na młodzieńcu z niższej klasy: parkingowym z kiepskiej dzielnicy, osobniku raczej nieciekawym, za to bardzo męskim. Grady pozostaje ślepa i głucha na pewne zachowania wybranka, bez sensu brnąc w znajomość, która z wielu powodów rokuje źle. Oględnie mówiąc, egzamin z dojrzałości oblewa z kretesem.
Co szczególnie podoba mi się w Letniej przeprawie, to niedookreśloność głównej bohaterki. Do końca pozostaje nieodgadniona i nie dowiemy się, czy jest po prostu krnąbrną i nieodpowiedzialną pannicą, czy może osobą lekko zaburzoną. To nie przeszkadza w czerpaniu przyjemności z lektury, przeciwnie, zmusza do wychwytywania niuansów, czytania między wierszami. I choć Grady daleko do Holly Golightly ze Śniadania u Tiffany’ego, jako postać bez wątpienia autorowi się udała.
___________________________________________________________________________
Truman Capote, Letnia przeprawa, przeł. Katarzyna Bieńkowska, Muza, Warszawa 2006