Tom Harris – to imię i nazwisko tak przeciętne, że nie zapisuje się w pamięci na dłużej. Do bohatera powieści Stefana Themersona pasuje idealnie – mężczyzna jest człowiekiem bardzo zwyczajnym, o równie zwyczajnym wyglądzie. Przeciętny wydaje się do czasu, kiedy zostanie oskarżony o morderstwo, a bliżej nieokreślony narrator rozpocznie prywatne śledztwo.
Odkrycia detektywa są zaskakujące, jednak nie ze względu na potencjalne sensacje, a raczej na ich brak. I tak jak w matematyce dwa minusy dają plus, tak poszczególne nudne etapy życia Harrisa dają w sumie nietuzinkowy życiorys. W dzieciństwie uczeń z oślej ławki, później pomocnik fryzjera, kelner w chińskiej restauracji, w międzyczasie mąż, ojciec i rozwodnik, a wreszcie sekretarz bogacza, samotny staruszek z małpką i profesor na uniwersytecie w Genui. Do tego wszystkiego rzekomy morderca. Odkryte fakty zamiast ułatwiać, jedynie utrudniają rozwikłanie zagadki – Tom Harris zdaje się być człowiekiem, którego życiorys jest w stanie wiele pomieścić.
To wszystko być może brzmi mało zachęcająco i trzeba od razu zaznaczyć, że powieść Themersona nie jest porywająca. To książka w klimacie retro, do powolnego czytania i delektowania się drobiazgami np. w postaci subtelnego humoru:
[…] miała brudną szyję i była prawdziwą lady, wiedziałem to od Chińczyków, którzy zawsze poznawali prawdziwe ladies po brudnych szyjach, tłumaczyli mi, że prawdziwa lady kąpie się dwa razy dziennie, siedzi w wannie zanurzona w wodzie po szyję, czyta książki i pije dżin, a potem myje twarz, zaczynając od czubka nosa, a kończąc na uszach i w ten sposób szyja zawsze zostaje brudna, chyba że właśnie wyszła od fryzjera. (s. 213)
albo poloniców:
[…] i tego dnia lady Celia nie poszła z nim wieczorem do teatru, a to z powodu polskiego cukru, ponieważ, jak wyjaśniła, Polacy podnieśli u siebie cenę cukru, żeby polscy chłopi nie mogli go kupować, i sprzedali swój cukier Anglikom za pół ceny na pokarm dla naszych świń, bo potrzebne im były, to znaczy Polakom, nasze dewizy, tylko że teraz, mogąc karmić nasze świnie tanim polskim cukrem wyrabianym z buraków, zmniejszyliśmy import ich bekonu, co im wcale nie poszło w smak, toteż pan de Marney postanowił wznowić import ich bekonu, jeżeli zgodzą się kupować w zamian cukier trzcinowy, który on, to znaczy pan de Marney, będzie dla nich importować z Jamajki, ale żeby wprowadzić ten plan w życie, musiał udać się na przyjęcie wydawane tego dnia w polskiej ambasadzie [...]. (s. 286-287)
A że jest „Tom Harris” jest również opowieścią filozoficzną, nie obędzie się roztrząsania życiowych kwestii, na szczęście przybierają one czasem dość zabawną formę. Wątek kryminalny jest tu raczej tylko pretekstem, pozwala m.in. na snucie dywagacji i zastosowanie ciekawej konstrukcji narracyjnej. Całość inteligentna i nieco przewrotna, nie należy jednak liczyć na wartką akcję lub silne emocje. Themerson pisze na tyle inaczej, że zaciekawia - to dobrze rokuje na przyszłość.
_______________________________
Stefan Themerson, Tom Harris
przeł. Ewa Krasińska
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2013