20
lutego 1958
Jak
przeglądam za sobą wszystkie moje imieniny, chyba nie znajdę równie samotnych
jak dziś. Nawet w 1936 roku (dwadzieścia dwa lata temu!) jakoś coś się zrobiło,
córki mi przyniosły klasyczne rysunki i było jakoś lżej. Nie wzdycham do tego, co było cztery lata temu, to było niepotrzebne
i zbyt „pyszne". Prawdziwy pisarz nigdy by na to nie pozwolił. Wtedy
zresztą nie byłem jeszcze prawdziwym pisarzem i powiedziałem prawdę, że jeszcze
nic nie napisałem. Dopiero od pierwszego tomu Sławy i chwały zaczyna się moje prawdziwe pisarstwo. Ale tu nie
chodzi o sprawy pisarskie. Nigdy po ludzku nie było mi w ten dzień tak smutno
jak dzisiaj. Może właśnie w 1937 roku tylko. Ale mam te same troski co wtedy i
jeszcze trochę więcej. […]
Znowu ten okropny dzień: urodzin. Po mojej koszmarnej wizycie w Bydgoszczy czuję się jak zbity pies. Wszystko razem przerażające – jak to pisałem przed rokiem. I nie wiem, co jest gorsze, czy zeszłoroczna samotność, czy tegoroczna „uroczystość”, gdzie mi się nic nie chce, tylko płakać. Nie miałem żadnej wiadomości od mojego wyjazdu z Bydgoszczy, a przecież tam to wszystko źle wyglądało [...]. Miałem zupełnie zdawkowy telegram z życzeniami. [...]
20 lutego 1960
Umieć, jak Jurek, pożegnać się z życiem.
Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1956-1963, Wyd. Czytelnik, 2010