Nigdy nie przepadałam za Zimową opowieścią Williama Shakespeare'a, bo nie przemawiała do mnie zmartwychwstająca po latach królowa, statki płynące z Czech do Włoch oraz zastanawiająco istotna rola Pauliny, było nie było, poddanej króla. Nie przepadałam, ale po obejrzeniu uwspółcześnionej wersji w stołecznym Teatrze Powszechnym zmienię zdanie.
poniedziałek, 30 grudnia 2024
poniedziałek, 23 grudnia 2024
Zimą "Pod Huncwotem"
Za pierwszym podejściem powieść Marthy Grimes znudziła mnie jako rzecz nijaka. Trzeba chyba było dopiero grudnia, by ten kryminał osadzony w okresie bożonarodzeniowym zasłużył na należną mu uwagę.;) Bo trzeba zaznaczyć, że bardziej interesujące od znalezienia mordercy wydają się barwne, częstokroć irytujące postacie, opisy angielskiego miasteczka, w którym centrum spotkań i wymiany informacji wszelakich stanowi tytułowy pub „Pod Huncwotem”, i last but not least sensownie dawkowany sarkazm.
piątek, 13 grudnia 2024
Słońce
Czesław Miłosz
Barwy ze
słońca są. Bo ono nie ma
Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie.
I cała ziemia jest niby poemat,
A słońce nad nią przedstawia artystę.
Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.
Bo pamięć rzeczy, które widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące.
Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemi odbity.
Tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili
Gwiazdy i róże, i zmierzchy, i świty.
środa, 4 grudnia 2024
Kawa à la Edward Pasewicz
Z Rynku Dębnickiego udawał się do swojej tajnej kryjówki. Było to święte świętych Eminencji. To tam na ulicy Powroźniczej 6, założono tajną jadłodajnię. Wiedzieli o niej tylko wtajemniczeni, można było tam zjeść obiady, kolacje, bardzo wczesne śniadania. Jadłodajnia była tak tajna, że wiedziała o niej większość aktorów, artystów, co bardziej wyzwolonych księży, redaktorzy „Tygodnika Powszechnego" i redaktorzy Wydawnictwa Znak. Wielbili ją także maniacy Witkacego, w tej właśnie willi bowiem rozgrywała się akcja ostatniej powieści Stanisława Ignacego wedle niepewnej wiedzy właściciela pana Aleksandra, którego wysokie patykowate widmo zawsze sączyło czarną smolistą kawę gotowaną specjalnie dla niego. Był to rodzaj bomby, smolista kawa z kabaretki, rozcieńczona lekko mlekiem, w którym gotowano powoli kardamon, cynamon, goździki i wanilię z melasą, aż substancja ta zaczynała przypominać toffi. Pan Aleksander siorbał to godzinami, uśmiechając się kwaśno do gości i zupełnie nie udzielając się towarzysko.
Edward Pasewicz, Śmierć w darkroomie, Kraków 2019, s. 19
wtorek, 26 listopada 2024
Śmierć w darkroomie
Śmierć w darkroomie nie jest kryminałem, jeśli już, to antykryminałem. Zbrodni właściwie nie ma, ponieważ sprawa śmierci młodego geja została zamknięta, badający okoliczności tym bardziej nie prowadzi dochodzenia, a prawdę odkrywa niemal przypadkiem. Mimo że jest policjantem, i mimo że zmarłym jest młodszy brat, Zielony działa bez większej determinacji i planu. Przeciętniak, w pracy z premedytacją służalczy i niewidzialny, prywatnie przegrany trzydziestotrzylatek. Dla porządku dodam, że akcja powieści toczy się również wbrew wymogom dobrego kryminału: powolnie, chwilami nawet zbyt powolnie.
piątek, 15 listopada 2024
Drugie śniadanie à la Felicia Berliner
W zwykłym miejscu przed głównym wejściem na kampus stoi stoisko z jedzeniem, którego zapach drwi z Rajzli. Codziennie zwalnia lekko, by poczuć zapach nieco podobny do pastrami, ale bogatszy, bardziej pikantny, marzenie o półbagietce przed chwilą wyjętej z piekarnika, aromat tak mocny, że wypełnia jej nos i gardło.
Dziś staje w kolejce za innymi studentami w dżinsach i bluzach z logo Cohen College. Kiedy dociera do małego okienka, wskazuje smażące się kawałki mięsa.
– Jaja na bekonie? – pyta mężczyzna.
– Jaja na bekonie – powtarza Rajzla, mając nadzieję, że nie mówi z akcentem jidysz.
piątek, 8 listopada 2024
Szmuc czyli brud
W bibliotece, sama w niewielkim boksie do nauki, w końcu zdejmuje gruby polar – to nieważne, że widać sweterek z dekoltem, bo nikt jej tu nie widzi – i ponownie czyta esej. Musi dowiedzieć się w internecie, czym jest rezerwat Indian Spokane i szkoła katolicka, ale już rozumie, co znaczy być dzieckiem, które chce się uczyć, gdy dorośli nie chcą, żeby się uczyło. Nie chcą, żeby uczyło się za dużo. I co to znaczy, że mimo to się uczy.
piątek, 1 listopada 2024
Nie zobaczę, nie usłyszę
Nie wierzę, że ją znów zobaczę. Nie zobaczę, nie usłyszę, nie dotknę, nie obejmę, nie posłucham, nie pośmieję się z nią; nigdy więcej nie będę czekać na odgłos jej kroków, nie uśmiechnę się na dźwięk otwieranych drzwi, nie przycisnę jej ciała do swojego, nie przylgnę ciałem do jej ciała. Nie wierzę też, że spotkamy się kiedyś w jakiejś niematerialnej postaci. Wierzę, że śmierć to śmierć. Niektórzy myślą, że żal to jakby agresywna, choć uzasadniona forma użalania się nad sobą; inni — że to jedynie własne odbicie w oczach śmierci; jeszcze inni mówią, że szkoda im tych, co przeżyli, bo to oni doświadczają żalu, podczas gdy utracona ukochana osoba już nie cierpi. Takie metody radzenia sobie z żalem polegają na umniejszaniu go — a tym samym na umniejszaniu śmierci. To prawda, że część mojego żalu dotyczy mnie samego — zobaczcie, co straciłem, zobaczcie, jak moje życie straciło na wartości — ale w większym stopniu, znacznie większym, i tak było od początku, dotyczy jej: zobaczcie, co ona straciła, teraz, kiedy straciła życie. Swoje ciało, swojego ducha, swoją promienną ciekawość życia. Czasem wydaje się, że najwięcej straciło życie, zostało naprawdę osierocone, bo nie jest już obiektem tej jej promiennej ciekawości.
Julian
Barnes, Wymiary życia,
przeł. Dominika Lewandowska, Warszawa 2019, s. 103
czwartek, 24 października 2024
poniedziałek, 14 października 2024
Czempionki
Czempionki początkowo wprawiają w konsternację – historie, jakich w literaturze było tysiące (zaręczyny, seksizm w miejscu pracy, przemoc w rodzinie), rozpoczynają się 14 lutego, imiona dziewięciu bohaterek brzmią nieco pretensjonalnie, z kolei dialogi przypominają sztuczne rozmowy z tasiemcowych seriali. Po kilku rozdziałach zamysł autorki na szczęście się klaruje.
piątek, 4 października 2024
Dwie małpy Bruegla
Wisława Szymborska
Tak wygląda mój wielki maturalny sen:
siedzą w oknie dwie małpy przykute łańcuchem,
za oknem fruwa niebo
i kąpie się morze.
Zdaję z historii ludzi.
Jąkam się i brnę.
Małpa wpatrzona we mnie, ironicznie słucha,
druga niby to drzemie -
a kiedy po pytaniu nastaje milczenie,
podpowiada mi
cichym brząkaniem łańcucha.
(Wołanie yeti, 1957)
czwartek, 26 września 2024
Skóra jest elastyczną powłoką
Tak, skóra jest elastyczną powłoką, która otacza ciało. Powłoką, którą można nacinać, aby stłumić lęk i podniecenie, niekiedy po to, by je wzmagać. Powłoką, którą można wiązać, smagać, przypalać, oblewać moczem, kaleczyć, w skrócie: dręczyć na wiele sposobów. Jeśli jesteś trzynastolatkiem zafiksowanym na sporo starszym od ciebie mężczyźnie, a więc jesteś niedojrzały i nie rozumiesz swojego pożądania, być może potrafisz jedynie poddać się emocjom i w imię opacznie pojmowanej miłości zgodzić na dyktowane warunki.
piątek, 20 września 2024
Czekaj na dzień jesienny
już trochę zmęczone, na kurz w powietrzu,
na pogodę bladego dnia.
porysowane jak dłonie starego człowieka,
na kasztany i żołędzie,
w ogrodzie a dym z ogniska będzie miał
upojny smak nieosiągalnej mądrości.
na zawieszenie broni wśród obłoków,
na milczenie drzew,
i pogodzisz się z myślą, że co straciłeś,
straciłeś na zawsze.
tęsknił za tymi, których kochałeś
i których już nie ma.
na godzinę bez wątpliwości i bólu.
czwartek, 12 września 2024
Nocne małe co nieco à la Calligarich
Znała miasto nocą jak własną kieszeń. Kwadrans później otwieraliśmy już drzwi piekarni schowanej w podwórku w okolicach Pałacu Sprawiedliwości i wkraczaliśmy do białego piekła mąki i harujących ludzi. Jedni brali do ręki miękkie ciasto i rzucali je na stół, jakby chcąc ukarać za uległość, a inni kroili je na kawałki, żeby potem włożyć do pieca. Kobiety w białych chustkach na włosach mieszały krem w misach.
– Ach, jesteś, księżniczko – powiedziała jedna z nich. – Czego sobie dziś życzysz?
Arianna wskazała różne rodzaje croissantów, a kobieta z życzliwą miną napełniła papierową torebkę. Dziewczyna wzięła ją obiema rękami – torebka była ciepła i przyjemna w dotyku – co jednak nie przeszkodziło jej ukraść dodatkowo jednej magdalenki i dać mi kuksańca, kiedy wychodząc, życzyłem dobrej nocy.
– Po co mówisz dobranoc? – zapytała, gdy wyszliśmy na podwórze. – Oni tam pracują od wielu godzin! – Westchnęła. – Zawsze mam wyrzuty sumienia, gdy tu przychodzę, ale o tej porze zrobiłabym wszystko dla ciepłego croissanta. A ty nie?
Croissanty były gorące, aromatyczne i nie miały nic wspólnego ze smętnymi drożdżówkami w barze, które inni mieszkańcy miasta już za kilka godzin urzędniczym zwyczajem mieli zamoczyć w kawach cappuccino.
– Brak ubezpieczenia ma nawet dobre strony – skomentowałem, ale dziewczyna była zupełnie nieobecna i przeżuwała magdalenkę, w medytacyjnym rytmie kołysząc stopą nad podwórkowym brukiem. – Szukasz wystającej płyty chodnikowej? – spytałem.
Mój popis znajomości Prousta zrobił na niej wrażenie.
– To byłoby zbędne – odparła, patrząc na mnie z ciekawością. – Magdalenki nie są już takie jak kiedyś.
– Nic już nie jest takie jak kiedyś. [...]
Gianfranco Calligarich, Ostatnie lato w mieście, tłum. Katarzyna Skórska, Wołowiec 2023, s. 45
środa, 4 września 2024
Ostatnie lato w mieście
Ostatnie lato w mieście to książka wspaniała, przynajmniej dla mnie. Czytałam ją długo, ale z rosnącą satysfakcją – melancholijna historia osadzona w Rzymie wpisała się idealnie w schyłkową aurę wakacji. Powieść przypomniała mi o filmach Felliniego obśmiewających stołeczną śmietankę towarzyską, przy czym Calligarich potraktował temat poważnie.
wtorek, 27 sierpnia 2024
Krokiety à la Bryan Washington
Nie wiadomo gdzie Mitsuko kupuje dziewięć książek kucharskich. Mówi, że zaczniemy od klasyki. Zrobiła się pogodniejsza, odkąd odezwał się do niej syn, i wygląda to trochę tak, jak gdyby Mike naładował ją energią — dlatego wieczorem przygotowuje jego ulubione, jak twierdzi, potrawy: krokiety ziemniaczane korokke z cebulą i sosem w otoczeniu pokrojonych w plasterki pomidorów i sałaty. Najpierw miesza rękami tłuczone kartofle z mieloną wieprzowiną, potem posypuje tę masę solą i pieprzem, formuje maleńkie klopsiki, obtacza je w mące, żółtkach i panierce panko. Patrzę znad bufetu, jak robią się chrupiące, a Mitsuko patrzy, jak ja patrzę.
Jest to jak dotąd najbardziej intymna rzecz, jaką
się ze mną podzieliła, i mówię jej o tym.
Przygląda mi się przez chwilę, a potem rzuca: Nie wygłupiaj się.
Bryan Washington, Upamiętnienie, tłum. Maciej Świerkocki, Warszawa 2022
środa, 21 sierpnia 2024
Upamiętnienie
Upamiętnienie to bardzo dobra rzecz o trudnej miłości, oglądanej w momencie krytycznym, a właściwie schyłkowym. Miłości trudnej, bo naznaczonej uprzedzeniami, różnicami kulturowymi oraz, co chyba najbardziej istotne, różnicami charakterów. Do tego dochodzą napięte lub zerowe relacje z rodzicami, którzy często zawodzili i w zasadzie nadal zawodzą swoje dorosłe już dzieci. Oryginalna mieszanka, inspirowana w dużej części doświadczeniami autora.
piątek, 9 sierpnia 2024
Dziwki w czadorach nie idą do Raju
Ta książka powstała z wściekłości na zakłamane i zbrodnicze społeczeństwo irańskie, ale i z żalu nad zamordowanymi prostytutkami – rodziny nie zgłosiły ich zaginięcia, ani nie odebrały ich ciał. Chahdortt Djavann dokonuje symbolicznej ekshumacji anonimowych ofiar: wymyśla biografie i pozwala przemówić nazwanym już przez siebie bohaterkom.
poniedziałek, 29 lipca 2024
Muzyka zrobi resztę
Musisz wyznaczyć granicę między tym, co rozumiesz, a tym, czego nie rozumiesz. Miedzy banałem a tym drugim. Zrób luki. Nie zagłębiaj się w to. Nie wyjaśniaj wszystkiego. Zostaw dziury. Muzyka zrobi resztę. s. 142
Porada udzielona początkującej tekściarze przez jedną z postaci Małych preludiów jest najwyraźniej literackim mottem Helen Garner – jej powieść bazuje na lukach i niedopowiedzeniach. Pisze wyjątkowo lapidarnie, nie cackając się z czytelnikiem. Często zmienia scenerię, bohaterowie mówią niespecjalnie dużo, poznajemy ich po drobnych gestach, niewypowiedzianych myślach lub uwagach innych osób. I trzeba przyznać, że jest to znakomity sposób, by o rzeczach dobrze znanych, czyli rodzinie w momencie rozpadu, opowiedzieć niebanalnie.
piątek, 19 lipca 2024
Waliszewski
Julia Hartwig
klasnę:
niech będzie Waliszewski permanentny,
niech trwa!
Mają być te zielenie jasne, które sobie błękitem płuczą gardło
jak gdyby cytra grała, ma być mitologiczna toaleta,
psy będą nosić w pyskach balony,
dzieci siusiać w werbenach tęczowo.
A bardzo grube panie, bielutkie, w biustonoszach,
Wypną się na ten pejzaż morski
we śnie błogim, wsród łagodnych chrapań.
Wiersze wybrane (2010)
poniedziałek, 8 lipca 2024
Przyjaciółki
Marjorie, Grace i Chloe z pewnością nie są przyjaciółkami od serca, tak naprawdę chyba nawet się nie lubią. A jednak łącząca je więź okazała się trwalsza niż niejedno małżeństwo, trwają bowiem przy sobie już od ponad trzydziestu lat. Przypadek pchnął dziewczynki ku sobie w 1940 roku podczas ewakuacji na wieś, wspólne dorastanie pokazało, że bardzo się od siebie różnią, z kolei dorosłe życie dowiodło, że mimo wzajemnych animozji zerwać ze sobą nie mogą.
sobota, 22 czerwca 2024
Dwa razy czerwiec
W powieści Martína Kohana trwają Mistrzostwa
Świata w Piłce Nożnej 1978 roku. Rozgrywki są na rękę rządzącej od dwóch lat juncie,
ponieważ skutecznie odwracają uwagę Argentyńczyków od panującego w kraju terroru.
W więzieniu w Buenos Aires słychać jęki i wrzaski torturowanych, tymczasem z
pobliskiego stadionu dobiegają radosne okrzyki kibiców. Lud dostał swoje
igrzyska, co więcej, lud się zjednoczył, przynajmniej na chwilę.
czwartek, 13 czerwca 2024
Dziewczyna, kobieta, inna
Czytając Dziewczynę, kobietę, inną niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że wszystkie drogi prowadzą do Londynu. Tu przecinają się bowiem pogmatwane losy kilkudziesięciu postaci powiązanych z dramaturżką Amą – niegdyś radykalną antysystemową buntowniczką, dziś reżyserką feministycznej sztuki na scenie narodowej. Premiera spektaklu stanowi klamrę powieści, a zarazem pretekst do opowiedzenia o przemianach społecznych i obyczajowych, jakie zaszły w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatniego półwiecza.
sobota, 1 czerwca 2024
Dzieci
Yazz nigdy nie była strofowana za wyrażanie swojego zdania, ale za przeklinanie już tak, bo należało rozwijać słownictwo
(Yazz, powiedz, że uważasz Marissę za nieprzyjemną albo niesympatyczną, zamiast nazywać ją zaśmierdłą obesraną dupą)i choć nie zawsze dostawała to, czego chciała, to miała na to szanse, jeśli dość przekonująco argumentowała na swoją korzyśćAmma chciała, żeby jej córka stała się wolną, silną feministkąpóźniej wysłała ją na kursy rozwoju osobistego dla dzieci, by wyposażyć ją w pewność siebie i komunikatywność, które pozwalałyby rozkwitać w każdych warunkachwielki błądmamo, oznajmiła czternastoletnia Yazz podczas dyskusji o wyjeździe ze znajomymi na festiwal muzyczny w Reading, zaszkodzisz mojemu rozwojowi, jeśli będziesz mnie hamować w tak istotnym momencie mojej podróży w stronę transformacji w niezależnie myślącą, w pełni wyrażającą siebie dorosłą osobę, na jaką chcesz mnie wychować, no wiesz, czy naprawdę zależy ci, żebym zbuntowała się przeciwko twoim staroświeckim zasadom i uciekła z bezpiecznego domu, a potem zamieszkała na ulicy, gdzie musiałabym zacząć się prostytuować, żeby przetrwać, od czego już prosta droga do uzależnienia od narkotyków, przestępczości, anoreksji i przemocowych związków z dwa razy starszymi ode mnie manipulatorskimi kutasami, aż do przedwczesnej śmieci w jakiejś ćpuńskiej mecie? […]Bernardine Evaristo, Dziewczyna, kobieta, inna, tłum. Aga Zano, Wyd. Poznańskie, 2021
piątek, 17 maja 2024
Lunch à la Kikuko Tsumura
[…]
Przyjęłam
je z wyrazem głębokiej wdzięczności, położyłam jedno inari-zushi na pokrywce
pudełka i ugryzłam kawałek. Było absolutnie fantastyczne. Środek skrywał
nasiona sezamu i delikatny posmak wasali przecinający słodkość głęboko smażonego
tofu.
Kikuko Tsumura, Lekka praca nie istnieje, tłum. Paweł Szadkowski, Glowbook 2024, str.
233-234
piątek, 10 maja 2024
Lekka praca nie istnieje?
Główna bohaterka powieści Kikuko Tsumury szuka łatwej pracy, która byłaby remedium na zawodowe wypalenie. I taką znajduje, a nawet kilka: monitorowanie mieszkania, opracowywanie reklam, rozwieszanie plakatów w dzielnicy i doglądanie parku. Zajęcia są faktycznie lekkie, oprócz pierwszego dość przyjemne, ale po krótkim czasie okazują się jednak kiepskim wyborem, ponieważ kobieta zbyt mocno angażuje się w wykonywanie obowiązków. O ile sumienność i rzetelność są wskazane, to emocjonalne podejście już nie.
środa, 1 maja 2024
Niech się święci
... 1 Maja! - takie hasło widniało dawno temu na wielu transparentach podczas pochodów pierwszomajowych. U mnie się święci lekturą z pracą w tytule:
czwartek, 25 kwietnia 2024
Szuba à la Agnė Žagrakalytė
W Laekan Klara śpi na wąskiej sofie, która po rozłożeniu wchodzi do kuchni. Madame ma oddzielną sypialnię. Staruszka prawie nie odpoczywa – gotuje, smaży, postukuje noże, kłóci się z uczestnikami teleturniejów, wysyła Klarę po ryby do rybaków z placu św. Katarzyny, po mąkę, masło, śmietanę do walońskich mleczarzy. – Kup pomidory i lubczyk, ale u Flamandów, u nikogo innego. – Madame ma dużo zamówień, przygotowane potrawy układa na tacach, które dostawca ostrożnie przewozi na trwającą gdzieś uroczystość, kolację czy bankiet. – Ludzie chcą jeść proste, sycące, rosyjskie dania – wyjaśnia – to jest szuba, znasz ten salades, lubisz? Wiesz, jak jest szwedzki stół, gdzie każdy nakłada sobie ze wspólnego półmiska, ludzie rozkopują warstwy śledzia i buraków, bardzo brzydko to wygląda. Jedzenie musi być podane estetycznie – zżyma się. – Dlatego wypiekam kruche babeczki i w nich układam warstwy. A śledzia zastępuję ikrą, tak jest jeszcze ładniej – triumfuje podczas wygłaszania na dobranoc jednej e swych sławnych kulinarnych pogadanek.
Agnė Žagrakalytė, Klara. Bande desssinée przeł. Zuzanna Mrozik, Lublin 2022
czwartek, 18 kwietnia 2024
Komiksowa Klara
[…] od tamtej pory marzy mi się, że narysuję arcydzieło, bande desssinée, które ludzie będą oglądać, śmiejąc się i płacząc, a ich okrągłe oczy wypełni najpiękniejszy podziw dla mnie.[…]
Bardzo lubię serię Wschodni Express za jej nieoczywiste wybory, świetne przekłady i wyróżniającą się szatę graficzną. Klara. Bande desssinée z pewnością jest właśnie taką nieoczywistą pozycją – litewska pisarka od pierwszych stron mami i zwodzi, poniekąd sygnalizując, że czytelnik wchodzi w jej historię dobrowolnie i na taryfę ulgową liczyć nie powinien.
piątek, 12 kwietnia 2024
W Światowym Dniu Czekolady
Pan Wonka i hinduski książę
– Książę Pondicherry napisał do pana Willy’ego Wonki list – zaczął dziadek Joe – z prośbą, żeby zechciał wybrać się do niego, do Indii, i zbudować mu kolosalny pałac, cały tylko i wyłącznie z czekolady.
– I co, i co, dziadziu, czy pan Wonka go zbudował?
– Tak jest, zbudował. A co to był za pałac! Miał sto pokoi, a wszyściuteńko zrobione było z czekolady deserowej albo mlecznej. Cegły były z czekolady i cement, na którym się trzymały, był z czekolady, i okna były z czekolady, i wszystkie ściany i sufity też były z czekolady, i tak samo dywany, obrazy, meble, łóżka. A kiedy się odkręciło kurki w łazience, to też leciała czekolada! Gdy pałac był już gotowy, pan Wonka powiedział do księcia Pondicherry: „Ostrzegam pana, ekscelencjo, że ta budowla długo nie przetrwa, więc radzę już zabrać się do jedzenia”. „Bzdura! – wykrzyknął książę. – Nie mam najmniejszego zamiaru zjadać swojego pałacu! Nie zamierzam nawet uszczknąć balustrady przy schodach ani polizać którejś ściany! Ja mam zamiar w tym pałacu zamieszkać!”. Ale pan Wonka miał oczywiście rację, bo już niebawem nadszedł bardzo gorący dzień, słońce zaczęło prażyć i pałac zaczął się rozpuszczać, a następnie powolutku wsiąkł w ziemię. No i ten szurnięty książę, który akurat drzemał sobie w swojej sypialni, obudził się, pływając w wielkim, lepkim czekoladowym jeziorze.[…]
___________________________________________________________________________
wtorek, 26 marca 2024
Mamuśki
Wzrastająca popularność powieści graficznych stanowi dla mnie fenomen, którego nie rozumiem. W dzieciństwie spędziłam wiele przyjemnych chwil czytając o przygodach Koziołka Matołka, Tytusa oraz Kajko i Kokosza, ale żeby czytać żeby czytać komiksy w wieku mocno dojrzałym? Nie do przyjęcia.;) Okładka i opis Mamusiek zrobiły jednak swoje, w końcu opowiastka o Koreankach 55+ może być interesująca.
poniedziałek, 18 marca 2024
Zakazany brulion
Źle zrobiłam kupując ten brulion, bardzo źle. [s. 7]
Gruby zeszyt w czarnej, lśniącej okładce od chwili zakupu ma w sobie aurę czegoś zakazanego – nabyty pod wpływem impulsu, nielegalnie (w niedzielę w trafice), dla czterdziestotrzyletniej Walerii staje się ciągłym wyrzutem sumienia. Kobieta z jednej strony nie lubi nic ukrywać przed rodziną, z drugiej strony chce, aby jej osobiste zapiski pozostały tajemnicą, mimo że nie zawierają zdrożnych treści.
piątek, 8 marca 2024
Wszystkie chwyty dozwolone
Anna Świrszczyńska
Chwytam się różnych rzeczy,
śniegu, drzew, niepotrzebnych telefonów,
czułości dziecka, wyjazdów,
wierszy Różewicza,
snu, jabłek, porannej gimnastyki,
rozmów o błogich własnościach witamin,
wystaw awangardowej sztuki,
spacerów na kopiec Kościuszki, polityki,
muzyki Pandereckiego,
żywiołowych katastrof w obcych krajach,
rozkoszy moralności i rozkoszy niemoralności,
plotek, zimnego tuszu, zagranicznych żurnali,
nauki włoskiego języka,
sympatii dla psów, kalendarza.
Chwytam się wszystkiego,
żeby się nie zapaść
w przepaść.
(Jestem gotowa, 2022)
piątek, 1 marca 2024
Czmych
Do czerwca 1982 r. państwo Fruba byli zwykłym inteligenckim małżeństwem, jakby wzięte z wczesnych filmów Kieślowskiego lub Zanussiego: adepci historii sztuki raczej nie spełniający się w zawodzie z powodu odgórnych ograniczeń, wraz z trzyletnią córką wiedli spokojne, ale pełne braków życie w stolicy. Sytuacja zmienia się, gdy głowa domu, czyli ojciec autorki, postanawia nie wrócić z podróży służbowej i pozostać w Niemczech.
wtorek, 20 lutego 2024
Jak zbity pies
20
lutego 1958
Jak
przeglądam za sobą wszystkie moje imieniny, chyba nie znajdę równie samotnych
jak dziś. Nawet w 1936 roku (dwadzieścia dwa lata temu!) jakoś coś się zrobiło,
córki mi przyniosły klasyczne rysunki i było jakoś lżej. Nie wzdycham do tego, co było cztery lata temu, to było niepotrzebne
i zbyt „pyszne". Prawdziwy pisarz nigdy by na to nie pozwolił. Wtedy
zresztą nie byłem jeszcze prawdziwym pisarzem i powiedziałem prawdę, że jeszcze
nic nie napisałem. Dopiero od pierwszego tomu Sławy i chwały zaczyna się moje prawdziwe pisarstwo. Ale tu nie
chodzi o sprawy pisarskie. Nigdy po ludzku nie było mi w ten dzień tak smutno
jak dzisiaj. Może właśnie w 1937 roku tylko. Ale mam te same troski co wtedy i
jeszcze trochę więcej. […]
Znowu ten okropny dzień: urodzin. Po mojej koszmarnej wizycie w Bydgoszczy czuję się jak zbity pies. Wszystko razem przerażające – jak to pisałem przed rokiem. I nie wiem, co jest gorsze, czy zeszłoroczna samotność, czy tegoroczna „uroczystość”, gdzie mi się nic nie chce, tylko płakać. Nie miałem żadnej wiadomości od mojego wyjazdu z Bydgoszczy, a przecież tam to wszystko źle wyglądało [...]. Miałem zupełnie zdawkowy telegram z życzeniami. [...]
20 lutego 1960
Umieć, jak Jurek, pożegnać się z życiem.
Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1956-1963, Wyd. Czytelnik, 2010
czwartek, 15 lutego 2024
Amerykańskie singielki
W Dniu Singla przypomniał mi się fragment z Graj jak się da Joan Didion:
Obserwowała je w domach towarowych, rozpoznawała je bezbłędnie. O siódmej wieczorem w sobotę stały w kolejce do kasy, czytając horoskopy w „Harper's Bazaar", a w wózkach miały jeden kotlet jagnięcy, ze dwie puszki jedzenia dla kotów i niedzielną gazetę, wczesne wydanie z oddzielnym dodatkiem z komiksami. Czasem bywały bardzo piękne, nosiły spódnice przepisowej długości i okulary słoneczne w przepisowym odcieniu, tylko usta miały lekko ściągnięte jakimś smutkiem, no i stały tak sobie z kotletem jagnięcym, kocim jedzeniem i poranną gazetą. Żeby nie dać nic po sobie poznać, Maria zawsze robiła duże zakupy, całe litry soku grapefruitowego, kilogramy zielonego sosu chili, suszonej soczewicy, makaronu w kształcie liter alfabetu, rigatoni, pataty w puszkach, dziesięciokilogramowe pudła proszku do prania. Znała wszelkie oznaki samotnej, nie pracującej kobiety, toteż nie kupowała pasty do zębów w małych tubkach, nigdy nie wrzucała gazety do wózka z zakupami. Dom w Beverly Hills tonął w powodzi cukru, płatków kukurydzianych, mrożonych befsztyków i cebuli. Maria jadła twarożek.
Joan Didion, Graj jak się da; przeł. Anna Kołyszko, Kraków 1986, s. 97
Na szczęście od czasu premiery książki (1970 r.) wiele się zmieniło i single nie muszą się ukrywać.;)
piątek, 9 lutego 2024
Indyk à la Andrea Bajani
Czasami brałaś się do pieczenia indyka. Zawsze się przypalał. Wracałaś z jakiejś podróży, oznajmiałaś Wieczorem przyrządzę ci gigantycznego indyka, po czym patrzyłaś na tatę i natychmiast się poprawiałaś Przyrządzę wam gigantycznego indyka. Im dłużej cię nie było, tym częściej po powrocie zabierałaś się do gotowania i mówiłaś Precz z mojego królestwa, pozwólcie mi działać. Ale nie wiedziałaś, gdzie co leży, słyszałem, jak otwierasz i zamykasz szafki i szuflady, przeklinasz wszystko wokół, upuszczasz rzeczy na podłogę. Aż w końcu pojawiał się tato, zawsze wchodził do kuchni dokładnie w tym momencie, kiedy już go miałaś zawołać, uprzedzał cię o sekundę lub dwie, jakby całkiem przypadkiem znalazł się pod ręką. Kiedy z niej wychodził, robiło się spokojniej, zaczynałaś śpiewać, odkręcałaś krany i włączałaś gaz. Tato przechodził obok mnie i porozumiewawczo puszczał do mnie oko, znak naszej wspólnoty w czynieniu cię szczęśliwą. Co chwila wychodziłaś z kuchni, kręciłaś się po domu przepasana fartuchem, żebyśmy cię widzieli. Potem wracałaś do garów i walczyłaś z brytfankami i drewnianymi widelcami, trochę bawiłaś się garnkami, a trochę, grałaś rolę żony i matki.
środa, 31 stycznia 2024
Niemy lament
Jeśli zachowasz pamięć o grzechu to jeden wielki lament. Beznamiętny monolog kierowany do zmarłej matki podszyty jest żalem porzuconego dziecka, żalem nie zawsze okazywanym, ale mimo upływu lat nadal żywym. Bo Lula, choć nie była matką wzorową, podobnie jak nie była w oczach rodziny wzorową córką, siostrą i żoną, dla Lorenza była matką wspaniałą. Taką, z którą jako kilkulatek chodził do biura, prowadził samochód i, co bardziej istotne, dzielił intymne sekrety.
poniedziałek, 22 stycznia 2024
Nadodrzańska gawęda
Ja poniemieckie ziemie przyłączone do Polski po wojnie rzadziej nazywam Ziemiami Odzyskanymi, a częściej Polską odrzańską czy Odrzanią – nawet jeśli miasta takie jak Olsztyn czy Gdańsk wcale nad żadną Odrą nie leżą.
Odrzania jest dla Zbigniewa Rokity pojęciem prywatnym, i co więcej, umownym, tak jak umownym byłoby nazwanie jego książki reportażem. To raczej luźna gawęda o terenach ważnych dla autora ze względów rodzinnych, połączenie wspomnień z rozmowami. Wielka szkoda, że sentyment wziął górę nad solidną pracą.
niedziela, 14 stycznia 2024
Dziewięćdziesiątka
W roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym ósmym, w lutym, wysiadłem na lotnisku Orly z samolotu, który wystartował z Warszawy. Miałem przy sobie osiem dolarów; miałem dwadzieścia cztery lata; byłem autorem wydanego tomu opowiadań oraz dwóch książek, których wydać mi nie chciano. Byłem także laureatem Nagrody Wydawców, którą otrzymałem na kilka tygodni przed wyjazdem z Warszawy. I jeszcze jedno: zostałem uznany za człowieka skończonego i stwierdzone zostało ponad wszelką wątpliwość, że niczego już nigdy nie napiszę. Jak powiedziałem, miałem dwadzieścia cztery lata – ci, którzy pogrzebali mnie szybko z wprawą zawodowych grabarzy, byli ludźmi starszymi ode mnie o lat trzydzieści lub więcej. Adolf Rudnicki napisał kiedyś, że najmodniejszym kierunkiem w literaturze polskiej jest miażdżenie i niszczenie. Ten sam Adolf Rudnicki, kiedy wydrukowałem swoje pierwsze opowiadanie, zapytał mnie: „Czy pańscy koledzy mówią już, że pan się skończył?”. „Dlaczego?” – zapytałem. „Bo ja” – powiedział Rudnicki – „kiedy napisałem Szczury, moją pierwszą książkę, spotkałem Karola Irzykowskiego i Irzykowski spytał: «Czy pańscy koledzy mówią już, że pan się skończył?»”.
Marek Hłasko, Piękni dwudziestoletni, Czytelnik, 1989
wtorek, 9 stycznia 2024
30.1.80: Śnieg IV
starego typu, w którym okna całkiem czyste
nie są nigdy, z zasady; i należy mieć
miejsce siedzące z dermy pociętej żyletką
przez chuligana, z nudów; i należy lekko
mrużyć oczy, by twarze stłoczone, bezkrwiste
(mgliście znane, z widzenia) pokrywały wszystek
szarawy obszar szyby jak lustrzana śniedź;
i trzeba jechać w tłoku; i trzeba daleko,
na drugi koniec mózgu, ten, który ma przystęp
bezwiedny i swobodny do świata, danego
raz na zawsze; i z łaski; i przy sobie mieć
w tym autobusie to, co najbardziej dolega,
ludzką woń, asymetrię, odroczoną śmierć
(wsuwany – z góry, z wolna – do kieszonek serc
paszport z trwałą ważnością, ale w czasie przyszłym),
także kaszel, gderanie, łokieć, nikły śmiech –
dopiero wtedy można znieść ten ból puszysty,
tę biel przeszywającą, ten zbyt czysty śnieg