Czytając Dziewczynę, kobietę, inną niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że wszystkie drogi prowadzą do Londynu. Tu przecinają się bowiem pogmatwane losy kilkudziesięciu postaci powiązanych z dramaturżką Amą – niegdyś radykalną antysystemową buntowniczką, dziś reżyserką feministycznej sztuki na scenie narodowej. Premiera spektaklu stanowi klamrę powieści, a zarazem pretekst do opowiedzenia o przemianach społecznych i obyczajowych, jakie zaszły w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatniego półwiecza.
Bernardine Evaristo postawiła na mnogość i różnorodność, stąd też podczas lektury ma się poczucie przebywania w wielkim, ruchliwym i pełnym zgiełku
mieście, w którym – w sensie metaforycznym – łatwo się zgubić, a trudno odnaleźć. Lawirujemy pomiędzy obszernymi historiami kilkunastu bohaterek o różnym pochodzeniu
etnicznym i klasowym, mówiących różnymi odmianami angielskiego (czego zbyt
dobrze w polskiej wersji nie słychać niestety) i reprezentujących różne tożsamości
płciowe. Ten nadmiar wszystkiego dobitnie pokazuje rozmiary wszelkiego rodzaju
dyskryminacji, w szczególności wciąż obecnego rasizmu, tyle że niespecjalnie
porusza.
Dziewczyna,
kobieta, inna zapewne inaczej odbierana jest na rodzimym
brytyjskim gruncie, skoro w 2019 roku zdobyła nagrodę Bookera, dla mnie to
jedynie obyczajowa powieść środka, trochę lepsza od czytadła. Fakt, że zdania
rozpoczynają się małą literą i nie kończą kropką, nie dodał książce głębi, zasugerował
raczej dążenie autorki do oryginalności. Gdyby nie wątek teatralny, celne uwagi
dotyczące mód i trendów społecznych oraz sarkazm, chyba nie doczytałabym
książki do końca, ale cieszę się, że w ogóle ukazała się w Polsce.
____________________________________________________________________________
Fenomen Bookera jest dla mnie jednym z tych równie niezrozumiałych, jak fenomen Nike. Szczególnie jak widzę na instagramie te celebracje, wspólne czytanie wszystkich nominowanych, totalizatory i ogólną fiestę. Chociaż w sumie lepiej fiesta niż uroczyste nabożeństwa przy okazji Nike u nas :D
OdpowiedzUsuńMnie akurat podoba się to gremialne czytanie nominowanych, widać, że ludzie kochają literaturę. I wierzą krytykom.;( Nike mocno się zdewaluowała, w ogóle te nasze konkursy literackie są chyba mało miarodajne.
UsuńJa im nie żałuję, niech mają swoje święto (ciekawe, że Noblem się tak nie ekscytują, o Pulitzerze nie wspomnę). O naszych nagrodach nie będę się wypowiadał, bo mnie w końcu ktoś pozwie :P Ale nie będą miarodajne, skoro nagradzani w jednych konkursach są jurorami w innych i tak się nagradzają w swoim gronie. Ostatnio wybuchła mikrokontrowersja (mikro, bo nie wyszła poza tłumacką bańkę), że tłumaczki literatury stanowią przytłaczającą większość, a nominacje do Gdyni znowu dostali prawie sami faceci.
UsuńKolesiostwo u nas ma się dobrze, niestety. A festiwali i konkursów literackich ponoć coraz więcej.;)
UsuńA skład jurorów w Gdyni trochę się zmienił?;) Kilka lat temu były protesty, że brakuje w nim kobiet.
Jakoś trzeba zagospodarowywać unijne środki na kulturę :P Nie śledziłem składu jury, ale sądząc po decyzjach, raczej nic się nie zmieniło.
UsuńHm, może lepiej byłoby zainwestować te środki w warsztaty dla krytyków literackich.;)
UsuńTych, co są równocześnie autorami i jurorami, a czasem i wydawcami? To chyba lepiej byłoby zainwestować w zaoranie dotychczasowej krytyki :D
UsuńFakt, łatwiej byłoby zaorać i posadzić nowe.;)
UsuńTo teraz już tylko trzeba wniosek do Unii złożyć.
UsuńI zgrabny tytuł przedsięwzięcia znaleźć.
UsuńPoszerzanie kompetencji krytycznych wśród odbiorców literatury.
UsuńDobry!;)
UsuńWIdzę, że aż dwa komentarze wspominają o relacji Booker Prize z Unią Europejską.
UsuńPrzypomnę więc, że Wielka Brytania wypisała się z EU już kilka lat temu.
Osobiście, z racji zamieszkania, jestem zdany na literaturę pisaną w języku angielskim więc obserwuję co się dzieje z nagrodą. W większości przypadków zgadam się z wynikami.
Jest mowa o Unii, ale nie dotyczy Bookera, tylko polskich nagród i krytyków.;(
UsuńTo ciekawe, bo jakiś czas temu czytałem "Morze, morze" Murdoch, za które autorka także została uhonorowana Bookerem i odniosłem podobne wrażenia, jak Ty po lekturze Evaristo. Solidnie, ale bez większych fajerwerków.
OdpowiedzUsuńZaskakujesz mnie, bo wydawało mi się, że Murdoch poniżej pewnego poziomu nie schodzi.
UsuńInna rzecz, że wiele z dawnych książek nagrodzonych Bookerów dzisiaj pewnie nie otrzymałoby tej nagrody, i odwrotnie.
Zniechęcają mnie te zdania zaczynające się małą literą, nie lubię dziwactw literackich. Jeśli chodzi o nagrody, teraz czytam czytać „Jak powietrze” Ady d’Adamo. Książka otrzymała Nagrodę Stregi, tymczasem ja nie czuję się zachwycona, mam wrażenie, że autorka pisała pod gust krytyków, starała się być oryginalna. No nic, może kiedy doczytam do końca, zmienię zdanie. :) A „Morze, morze” Murdoch przeogromnie mi się podobało.
UsuńMałe litery u Evaristo nie przeszkadzają, zwłaszcza że każde zdanie zaczyna się od nowej linii. Co to miało jednak znaczyć, nie wiem.;(
UsuńO, a miałam czytać d'Adamo, bo to literatura włoska, której wciąż mi mało. Są na szczęście jeszcze inne książki i z tego kręgu.
Tak mi się wydawało, że kiedyś chwaliłaś Murdoch.;)
"Trochę lepsza od czytadła" wystarczy mi za (anty)rekomendację ;)
OdpowiedzUsuńTo tylko moje subiektywne odczucie, może warto chociaż przejrzeć?:)
Usuń