środa, 30 października 2019

W kuchni z Sofiją Andruchowycz

Och, wszystko naraz. Jak dobrze by byto nie zawracać sobie teraz głowy świątecznym przyjęciem. Ale Adela się nie zgodziła: nie, potraw z restauracji nie chce, niech jej panowie właściciele nie obiecują złotych gór, bo ona sama wie, kto jej wszystko najlepiej przygotuje.

No to może kiedy skupię się na jadłospisie, zdołam trochę dojść do siebie. Tak więc:
- sałata zielona po francusku (pamiętać o sztuczce z chlebem i czosnkiem)
- sałata z surowych jabłek i śledzi
- pomidory „au gratin"
- sałata z surowych grzybów
- trufle w maderze
- ozór wędzony
- tartynki na ciepło (pieczeń, smażona cebula, ser szwajcarski, siekane sardele, dwa żółtka i piana z dwóch białek)
- zupa neapolitańska z parmezanu
- kalafiory pod beszamelem
- kartofle faszerowane
- suflet z ryb
- rozbratel po wiedeńsku
- kotlety angielskie à la Nelson
- szynka pieczona w cieście
- paszteciki z raków
- szodon mleczny, waniliowy
- legumina czekoladowa
- tort Sachera
- mediolański torcik jabłkowy
- lody cytrynowe
- orszada
- malinowy napój witaminowy

Siedziałam przy stole w salonie i w skupieniu spisywałam pomysły kulinarne na arkuszu papieru. Ostry wiatr szybko pędził po niebie kłębki szarych chmur. Nagle przypadkowy blady promyk wypadł zza któregoś obłoczka i przeszedł przez sufit z kolorowego szkła, by wyrysować przede mną czyjś cień.
Sofija Andruchowycz, Felix Austria, przeł. Katarzyna Kotyńska, Wołowiec 2016, s. 245



Z tego obfitego jadłospisu wybieram zupę neapolitańską – nieskomplikowaną i szybką w wykonaniu, idealną na chłodne dni. Lucyna Ćwierczakiewiczowa w książce 365 obiadów pisała, że to wyborna zupa i taką podają w najwytworniejszych restauracjach francuskich i włoskich. Skoro tak, oto przepis:

Składniki:
1,25 l bulionu
1 łyżka masła
1 łyżka mąki
10 dag sera żółtego (parmezan)
1-2 żółtka
1/2 szklanki śmietany
koper
sól
makaron włoski

Sposób przygotowania:
Masło stopić, dodać mąkę i mieszając zrobić białą zasmażkę. Rozprowadzić małą ilością zimnego bulionu, dodać pozostały płyn i zagotować. Ser utrzeć na tarce i mieszając dodawać do bulionu. Żółtka rozbić ze śmietaną, zaparzyć wrzącym rosołem i nie przerywając mieszania połączyć z zupą. Dodać drobno pokrojony szczypior, przyprawić do smaku solą. Podawać z oddzielnie ugotowanym makaronem włoskim.


czwartek, 24 października 2019

Felix Austria

Felix Austria to książka o marzycielach: rzeźbiarz Petro chce ożywić marmur, jego żona marzy o dziecku, batiuszka Josyf o zbawieniu swoich wiernych, z kolei młody Welwele fantazjuje o podróży do Nowego Świata i oglądaniu krągłości Ziemi. A narratorka, Stefania Czorneńko, roi sobie, że swoją panią, której służy wiernie od lat, będzie miała zawsze dla siebie na wyłączność. 


Marzenia i iluzje wydają się być główną siłą sprawczą w powieści – popychają bohaterów do postępków tyleż chwalebnych, co niefortunnych. Tymczasem w Stanisławowie, gdzie osadzona została akcja, dzieją się rzeczy niepokojące: z cerkwi i synagog giną cenne przedmioty, przez okolicę przetaczają się powodzie. Zupełnie odmiennych emocji dostarczają mieszkańcom widoczne na każdym kroku cuda techniki czyli automobile, lampy elektryczne, telefony i aparaty fotograficzne. Cóż, mamy rok 1900, rok poniekąd graniczny.

Mimo widocznych tu i ówdzie starych chałup i zabłoconych ulic Stanisławów  jawi się jako twór bajkowy: migotliwy, nieco tajemniczy, może nawet mistyczny. Przyjemnie jest się zanurzyć w tym wielokulturowym światku zamieszkanym przez arcyciekawe figury i wsłuchać w opowieść Stefci, sieroty po Rusińskich biedakach. Opowiadać potrafi jak mało kto, bo z racji swojego zajęcia dużo widzi i słyszy, choć częstokroć błędnie ocenia sytuację. Ta wielbicielka magii stała się ostatecznie dla siebie samej iluzjonistką, która tworzy złudzenie, i publicznością, która ochoczo poddaje się hipnozie [278].

Sofija Andruchowycz stworzyła fantastyczną historię o zawiedzionej miłości, o potędze złudzeń i o ludziach pięknych duchem. Jej Felix Austria to zarazem pean na cześć rodzinnego miasta (obecnie Iwano-Frankiwska) – zapewne na potrzeby literatury ubarwionego w opisie, ale jakże atrakcyjnego. Książkę czytałam dwukrotnie i dwukrotnie czar Stanisławowa zadziałał.

_________________________________________________________
Sofija Andruchowycz, Felix Austria, przeł. Katarzyna Kotyńska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016.

piątek, 18 października 2019

Dwie wieże

Tytułowy dom z dwiema wieżami to szpital psychiatryczny w Kościanie: tu przed wojną i po wojnie z oddaniem pracował ojciec Macieja Zaremby Bielawskiego, dr Oskar Bielawski, obecnie patron instytucji; tu również mieszkał wraz z żoną i dziećmi do 1957 r. Miejsce dla reportera ważne z kilku powodów, niemniej po skończeniu lektury pomyślałam, że tytuł jest w istocie dwuznaczny. Jeśli interpretować dom jako rodzinę, wieże będą symbolizować rodziców Zaremby Bielawskiego: dwie silne osobowości pochodzące z różnych środowisk i pokoleń, o skrajnie różnych doświadczeniach:

Kiedy los styka ich ze sobą, oboje są niedobitkami. Ona należy do tych dwóch promili skazańców, które ocalały i jeszcze nie uciekły z Polski. Jego sort jest równie rzadki. Przypada ich jeden na tysiąc Polaków, którzy nie musieli wybierać między własnym życiem a cudzym, nie widzieli, jak rodak wydaje sąsiada, nie patrzyli bezsilnie na bestialstwa — nie musieli nawet oddychać tym samym powietrzem co tamci. On przybywa z kapsuły czasu Oflag, jedynego miejsca, gdzie można było przeżyć katastrofę z nietkniętym poczuciem godności


Śledząc losy rodziców, Zaremba Bielawski próbuje zobaczyć historyczny kontekst swojego prawdopodobieństwa, dociec, dlaczego w ogóle istnieje (dość powiedzieć, że do ocalenia Lili i jej matki przyczyniło się 36 osób, tyle przynajmniej odnotowała). Próbuje też zrozumieć okoliczności, które bezsprzecznie miały wpływ na rozpad jego domu: niedobranie rodziców, zaszłości w ich życiu osobistym, czy raczej kontekst polityczny. Warto wspomnieć, że najpierw w latach 50. ojca odsunięto od dyrektorowania, potem zwolniono z pracy, matka po Marcu’68 zdecydowała się wyjechać z dziećmi do Szwecji.

Pisanie Domu z dwiema wieżami było dla reportera rodzajem terapii – pokutą za lata spokoju, jakiego nie zaznał dziadek Izaak szykanowany przez antysemitów, a zarazem zadośćuczynieniem wobec ojca, którego w trudnym okresie młodziutki wówczas Zaremba Bielawski potraktował obcesowo. Książka gorzka, momentami podszyta złością, gdzie indziej żalem. Dla mnie to wyjątkowo cenna lekcja historii, ponieważ przynosi szereg nowych, niejednokrotnie zaskakujących faktów.

________________________________________________
Maciej Zaremba Bielawski, Dom z dwiema wieżami
przeł. Mariusz Kalinowski, Karakter, Kraków 2018

poniedziałek, 14 października 2019

Dobry nauczyciel

W Dniu Edukacji Narodowej przypomniała mi się opinia Jerzego Pilcha, dyplomowanego polonisty:
Ewelina Pietrowiak: Jakie cechy powinien mieć dobry nauczyciel języka polskiego?

Jerzy Pilch: Powinien mieć świadomość tego, że wszyscy „lekturowi" pisarze polscy, od Kochanowskiego poczynając, na Mickiewiczu kończąc, pisali swoje najlepsze utwory, gdy byli młodzi. To znaczy, powinien uświadomić uczniowi, że Adam Mickiewicz pisał Ballady i romanse, gdy był raptem pięć lat od niego starszy. Że literatura jest bliżej młodego człowieka, niż on sobie to wyobraża, że doświadczenie pisarza naprawdę może być ich — uczniów — doświadczeniem. Trzeba przybliżać materię życia literackiego, powody podjęcia się konkretnych tematów, a nie brać goły tekst i dzielić: tu o ojczyźnie, tu o patriotyzmie, a na pojutrze na pamięć.

EP: Dobry polonista powinien zachęcać do osobistego czytania literatury?

JP: Tak. Do nawiązywania kontaktu z ulubionymi książkami. Powinien też umieć powiedzieć, które książki w spisie lektur są dobre, które mniej; dobremu autorowi powinien umieć też łatkę przypiąć, marnemu dać słowo pociechy.

Inne ochoty. Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak. Część 2, Wyd. Literackie, Kraków 2017, s. 107

wtorek, 8 października 2019

Niewidzialna ręka

Z racji wieku nie miałam szans, żeby oglądać program Niewidzialna ręka w telewizji, niemniej samo określenie słyszałam niejednokrotnie. Akcja zainicjowana przez tygodnik „Świat Młodych" była na tyle popularna, że stała się legendą: tysiące dzieci anonimowo pomagały potrzebującym, zostawiając na koniec charakterystyczny emblemat z odciskiem dłoni. Działania były subtelnie sterowane, ale bazowały na dobrej woli i zaradności uczestników. Chwyciło.


Maciej Wasielewski opisuje ten fenomen społeczny, starając się przy okazji zrozumieć jego „sprawcę” czyli Macieja Zimińskiego – swojego dawnego wykładowcę na wydziale dziennikarstwa, później przyjaciela. Idealistę, który wierzył, że świat można kształtować, i który w miarę możliwości starał się go zmieniać. Postać niejednoznaczna, w kontakcie osobistym zapewne trudna, toteż wcale nie dziwię się Wasielewskiemu, że z Zimińskim się zmagał, ale też – niekiedy bardzo nieporadnie – próbował kontynuować dzieło swojego mistrza. Rozmawiał z kilkoma uczestnikami dawnej Niewidzialnej ręki, przeprowadził eksperymenty i uporczywie drążył temat.

Książka jest w istocie relacją z tego drążenia – żmudnego projektu, który trwał blisko dekadę. Autor sporo pisze też o sobie: o pracy reportera i związanymi z nią dylematami, o kryzysie i o poczuciu misji. Nie jest to modelowy reportaż, raczej miszmasz, będący owocem ważnej dla Wasielewskiego znajomości. Dobrze się stało, że akcja Niewidzialna ręka została przypomniana – o bezinteresownych przedsięwzięciach zawsze warto pisać.

Na koniec przytoczony w książce fragment z Badań nad naturą i przyczynami bogactwa narodów Adama Smitha:
[Każdy] myśli tylko o swym własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego wcale nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi. Mając na celu swój własny interes, człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście. Nigdy nie zdarzyło mi się widzieć, aby wiele dobrego zdziałali ludzie, którzy udawali, iż handlują dla dobra społecznego.
__________________________________________________________________
Maciej Wasielewski, Niewidzialna ręka, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2019