Ten nasz szpital przypomina nabity ludźmi statek, kiwający się na wzburzonym oceanie. To taka antyarka załadowana samymi smutnymi i samotnymi kobietami, kobietami o fatalnej kombinacji genów, kobietami przeznaczonymi do wyginięcia. Antyarka nie ratuje i donikąd nie zmierza. Ona tylko wypływa na sam środek oceanu, gdzie być może wymrą w nas, jej pasażerkach, te wirusy świńskiej melancholii, co atakują dusze, mózgi i serca. [s. 89]
Olga Hund napisała krótką, acz poruszającą relację z pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Psy ras drobnych to rzecz o arcytrudnych zmaganiach z depresją i stanami lękowymi i próbie powrotu do tzw. normalnego życia na zewnątrz, które chorym wydaje się piekłem. To również książka o tym, jak niefunkcjonalny jest system opieki zdrowotnej i jak nieudolnie leczy się pacjentów na oddziale zamkniętym.
Co napisawszy, przyznaję się bez bicia, że mimo niewesołej wymowy powieści, podczas lektury niejednokrotnie parskałam śmiechem. Tyle tu absurdalnych sytuacji, że trudno się choćby nie uśmiechnąć, głównie z niedowierzania. Bo na przykład test (sic!) na depresję czyli stara pożółkła odbitka z maszynopisu składa się z zaledwie jednego pytania: Czy masz depresję? Zaznacz odpowiedź Tak/Nie. Obchód lekarski jest równie pobieżny, plastyczne zajęcia terapeutyczne prowadzi salowa, gorszy jest już chyba tylko wieczorek muzyczny z kantatami barokowymi granymi na gitarze.
Autorka ma oko i ucho do kuriozalnych sytuacji, humorem oswaja niewesołą szpitalną rzeczywistość. A w szpitalu jest naprawdę źle i taki jest też stan psychiczny narratorki oraz innych pacjentek: […] większość dziewczyn na oddziałach nie jest aż tak szalona i pamięta, co robili im ojcowie, wujkowie, mężowie, matki, co robił im Kościół, ZUS i rynek pracy. [s.49] Otępiałe od leków kobiety snują się jak tłuste sumy, bez chęci do jakiejkolwiek aktywności. Zamiast bólu i ataków paniki pojawia się bezbrzeżna nuda, zabijana snem, kąpielami i oglądaniem telewizji. Żyć się odechciewa.
Psy ras drobnych są lekturą przygnębiającą, zanurzoną w beznadziei i brzydocie. Nie ma szczęśliwego zakończenia, tu się nawet nie udaje, że główna bohaterka i jej znajome z oddziału wyzdrowieją. To obraz choroby rzadko spotykany w literaturze – prosty i zarazem szczery aż do bólu, zapewne dlatego książka tak mocno daje w kość czytającemu. Mam nadzieję, że Olga szybko nie wróci na te wczasy dla smutnych dzieci.
________________________________________________________
Olga Hund, Psy ras drobnych, Korporacja Ha!art, Kraków 2018