Gdyby nie Adam Ferency, który ze swadą czytał fragmenty Niespłaconych długów w PR2, pewnie w ogóle nie zwróciłabym uwagi na tę książkę, jako że po kryminały sięgam rzadko (okładka też nieszczególnie zachęca). Co prawda obecny na początku humor szybko wyparował, ale na szczęście pozostała grecka sceneria, czyli upalne Ateny AD 2010, i oczywiście intryga.
U Petrosa Markarisa zasadniczą rolę odgrywa kryzys finansowy. W stolicy nie można swobodnie się poruszać, bo jeśli akurat nie trwa protest związkowców przeciw ustawie o ubezpieczeniach społecznych, to demonstrują emeryci pozbawieni świadczeń. Mówi się o plajtujących firmach i zdesperowanych kredytobiorcach, słychać narzekania na restrykcje unijne i kolejne cięcia w państwowym budżecie. Policjanci nie są wyjątkiem – pomstują na zredukowane pensje i zlikwidowane dodatki. Frustracja jest na tyle powszechna, że zabójstwo dwóch szych ze świata finansjery nie spotkało się ze zbytnim współczuciem, przeciwnie, wielu zwykłych zjadaczy chleba uznało je za karę za chciwość.
Warstwa obyczajowa była dla mnie w Niespłaconych długach najbardziej atrakcyjna, bo pokazuje grecki kryzys z perspektywy społeczeństwa, czym media w doniesieniach nie zajmowały się obszernie. Sam wątek kryminalny, a ściślej motywy zbrodni, wydały mi się cokolwiek wydumane, niemniej fabuła wciąga, szczególnie w drugiej połowie. Jest w tym zasługa i głównego bohatera, inspektora Kostasa Charitosa – mężczyzny starej daty, który nie zna się na komputerach ani ekonomii, jest za to powściągliwy i anielsko cierpliwy. Nałogów nie wykazuje żadnych, lubi natomiast kuchnię swojej żony i spokojne wieczory ze słownikiem Dimitrakosa w ręce.
Książka jest pierwszą częścią Trylogii Kryzysu i nieźle rokuje. I mimo że nie znam się na ekonomii i niechętnie o niej czytam, z ciekawości zajrzę do następnego tomu. Choćby dla wędrówki po dusznych i zatłoczonych Atenach, tak wyraźnie odmalowanych w powieści. I sprawdzenia, kto jeszcze padnie ofiarą finansowego krachu w Grecji.
________________________________________________________
Petros Markaris Niespłacone długi, przeł. Przemysław Kordos
Wyd. Noir sur Blanc, Kraków 2018
Dziwię się, widząc u Ciebie kryminał. :) Ten inspektor to chyba chodzący ideał: wieczory spędza w domu, czytuje do poduszki słownik, nigdy nie traci panowania nad sobą...
OdpowiedzUsuńSama się dziwię, ale Ferency już kiedyś sprawił, że nawet Lema przeczytałam.;)
UsuńPo napisaniu tej notki też się zaczęłam zastanawiać nad jego wadami. Żona pewnie powiedziałaby, że jest mało ambitny i nie zależy mu zbytnio na stanie posiadania.;)
Mignęła mi gdzieś ta książka, ale ze wstydem przyznaję, że nie zainteresowałem się nią bliżej, gdy przeczytałem okładce, że to kryminał (takie uprzedzenie nie jest dobre i może prowadzić do rozminięcia się z całkiem wartością lekturą). Mnie także mocno ciekawi tło powieści - w mediach aż huczało o greckim kryzysie i bardzo interesującym doświadczeniem będzie zestawienie obrazu wykreowanego przez dziennikarzy z tym, co proponuje nam autor.
OdpowiedzUsuńTło obyczajowe jest czasem b. ciekawe, dla mnie tak było np. w kryminałach z serii Millennium. I dla takich smaczków mogę czytać kryminały.;) Kryzys grecki i Ateny pokazane z perspektywy ulicy są b. ciekawe, m.in. także z powodu występujących w fabule imigrantów. Przeczytać nie zawadzi.;)
UsuńOkładka rzeczywiście nieco paskudna. Z kryminałami ostatnio mi mocno nie po drodze, ale wątek kryzysowy wydaje się być interesujący. A w dodatku chętnie poznam jakiegoś Greka bardziej sympatycznego od Chrysowalantisa.
OdpowiedzUsuńZapewniam, że Charitos da się lubić.;)
UsuńWłaśnie ten wątek ekonomiczny bardzo mnie zaciekawił, a zaznaczę, że nie jest to moja ulubiona dziedzina.;( Podobnie zresztą jak kryminały.