poniedziałek, 25 listopada 2019

Ford. Reżyser

Czytając książkę o Aleksandrze Fordzie, nie mogłam uniknąć porównywania go z Michałem Waszyńskim (pisałam o nim TU), reżyserem filmowym z tego samego pokolenia. Mieli podobny start, tymczasem ich kariery potoczyły się całkowicie różnymi ścieżkami: Waszyński stawiał na ilość i kasowość produkcji, Forda interesowała jakość i tematyka społeczna. Podczas wojny obaj znaleźli się w ZSRR, pierwszy z Armią Andersa trafił później do Włoch, gdzie osiadł na stałe, drugi powrócił do Polski z wojskiem Berlinga i niemal od razu zaczął budować od podstaw przedsiębiorstwo Film Polski (jako przedwojenny komunista miał fory u nowej władzy). 


Obydwaj panowie są dzisiaj raczej zapomniani, młodsi widzowie być może kojarzą jeszcze Forda dzięki powtórkom „Krzyżaków” w telewizji. Miał na swoim koncie znacznie lepsze dokonania np. „Ulicę Graniczną” czy „Piątkę z ulicy Barskiej”, czas jednak zrobił swoje i trudno się je dzisiaj ogląda. Ford (właśc. Mosze Lifszyc) był figurą arcyciekawą: utalentowany reżyser i scenarzysta, wymyślał nie tylko filmy, ale i własny życiorys do tego stopnia, że nawet dla znajomych stanowił zagadkę. Współtworzył pierwszy w Polsce zespół filmowy, był wykładowcą w łódzkiej Szkole Filmowej (uczył m.in. Wajdę i Polańskiego). Chętnie korzystał z politycznych wpływów, lubił luksusowe auta i ubrania. W środowisku uchodził za satrapę, zawistnika i pożeracza kobiecych serc. Postać barwna, karierę brutalnie złamała mu polityka – na fali antysemickiej nagonki w 1968 r. został pozbawiony wszelkich funkcji w środowisku filmowym i zmuszony do opuszczenia kraju.

Michał Danielewicz opowiada o swoim bohaterze zajmująco i nie trzeba być fanem kinematografii, żeby się wciągnąć w lekturę. Szczególnie interesujące są rozdziały o życiu Forda na emigracji, rzucające światło na samobójstwo reżysera. Irytują za to pierwsze rozdziały, w których autor niepotrzebnie fabularyzuje wydarzenia z życia Lifszyców, co wypada niestety naiwnie. Poważniejszy zarzut to brak przypisów – jeśli pisze się o ekranizacji powieści, należałoby podać nazwisko pisarza. Szkoda też, że przy omówieniu dwóch żydowskich filmów Forda tj. „Sabra” oraz „Mir kumen” po macoszemu potraktowane zostało kino jidysz, w latach 30-tych XX w. bujnie rozwijające się w Polsce. Poza tymi mankamentami na szczęście nie jest źle.

____________________________________________________________________
Michał Danielewicz, Ford. Reżyser, Wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2019


wtorek, 19 listopada 2019

Muzeum

Ewa Lipska

Na kolacji w muzeum. Półmiski z lodem.
Ostrygi. Cytryny. Melon. Dzbanek z Delft.
Kieliszek białego wina.

Coraz rzadziej rywalizuję z pięknem
mówi stary poeta i podnosi muszlę do ust.
Potem wstaje i odchodzi do swojego
przeznaczenia.

Resztka życia
ma coś z miłości.
Chce naraz
wszystko.


(Miłość w trybie awaryjnym, 2019)

środa, 13 listopada 2019

Obowiązkowa normalność

O Dziewczynie z konbini* dyskutuje się najczęściej w kontekście społecznego nieprzystosowania oraz inności. Faktycznie o tym ta książka opowiada: niezamężna i bezdzietna Keiko wykonująca z oddaniem mało ambitną pracę ekspedientki jest solą w oku znajomych, którzy żyją w stadle i w dostatku. Nie chodzi nawet o jej nieprzydatność dla społeczeństwa, bardziej razi i niepokoi jej odstawanie od normy.


Dość szybko da się jednak zauważyć, że samej Keiko również zależy na normalności, aczkolwiek zupełnie inaczej pojmowanej. Dla dziewczyny jest nią bowiem tytułowe konbini czyli działający bez przerwy, niezawodny, idealnie normalny świat. W sklepie czuje się na miejscu, ponieważ z podręcznika nauczyła się, co, kiedy i jak robić, a więc potrafi zachować się jak człowiek (sic!). Tylko bycie trybikiem w sklepie zapewnia dziewczynie poczucie normalności. Siłą rzeczy pomiędzy Keiko a postronnymi dochodzi do napięć, wszak normalność dla większości może mieć wyłącznie jeden wymiar.

Powieściowy mikrokosmos skurczony do rozświetlonego pudełka ma sporo powabu, mimo że owo pudełko emituje przecież zimne światło. Na atrakcyjności książki Muraty zaważyła perspektywa osoby tak nieuprzywilejowanej jak ekspedientka z konbini, na dodatek o specyficznym stylu bycia. Bardzo ciekawa lektura, w sposób nieoczywisty pokazująca obyczajowość we współczesnej Japonii.

*konbini (jap.) - mini-market

____________________________________________________
Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, tłum. Dariusz Latoś
Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019

czwartek, 7 listopada 2019

Przynależeć

W swoim krótkim życiu Carson McCullers zdążyła napisać zaledwie cztery powieści, The Member of the Wedding (1946) była przedostatnią. W Polsce ukazała się w roku 1964 pod tytułem Gość weselny i od tamtej pory nie była wznawiana. Szkoda, bo to naprawdę dobra książka – skromnych rozmiarów, ale intensywna, mięsista. Taka, która z co najmniej kilku powodów będzie i po latach się przypominać.


Akcja powieści rozgrywa się w sierpniu 1944 r. na południu Stanów. Jest upalne lato, trwają wakacje, a główna bohaterka Frankie nie bardzo wie, co ze sobą zrobić: nie chcą jej koleżanki, lekceważy najbliższa rodzina i nawet Czerwony Krzyż odrzuca jej propozycję oddania krwi dla żołnierzy. Dziewczynka musi sama radzić sobie z problemami, tymczasem z racji młodego wieku niewiele jeszcze rozumie. I choć stara się uchodzić za prawie dorosłą (ma 12 lat i aż 10 miesięcy, co stale podkreśla), w rzeczywistości jest wciąż nieporadnym, naiwnym dzieciakiem.

Autorka pierwszorzędnie pokazuje wyobcowanie i narastającą frustrację głównej bohaterki: zgrabnie zmienia ton narracji, umiejętnie operuje symboliką oraz niedopowiedzeniami. I o ile na początku historii chciałoby się mocno przytulić i pocieszyć tę niespokojną chłopczycę, to pod koniec ma się ochotę nią potrząsnąć (dorosłymi zresztą także). Frankie przejawia bowiem coś w rodzaju fiksacji, która nie wróży nic dobrego. Pytanie, czy to tylko (sic) krzyk rozpaczy, burza hormonalna czy też jakieś zaburzenia emocjonalne.

Historia McCullers koncentruje się na kwestii samotności i potrzebie przynależenia, ale warto podkreślić też świetnie nakreślony wątek budzącej się seksualności. Mimo upływu dekad od premiery książki w Stanach, problematyka The Member of the Wedding nie straciła zbytnio na aktualności; obawiam się, że dziewcząt podobnych do Frankie – opuszczonych, zdanych wyłącznie na siebie – znaleźlibyśmy dzisiaj sporo.

____________________________________________________________________
Carson McCullers, The Member of the Wedding, Penguin Modern Classics, 2001