poniedziałek, 30 maja 2011
20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła
W "20 latach..." daje o sobie znać historia i polityka (lustracja, początki kapitalizmu), słychać echa spraw, którymi żyła cała Polska (historia z filmu "Dług", działalność Rydzyka). Pokazano gorące niegdyś tematy, które obecnie straciły na aktualności, ale z pewnością pozostaną znakiem czasów. Są też reportaże o zwykłych ludziach i ich mniej zwykłych przeżyciach (przemyt narkotyków, nielegalne usuwanie ciąży) oraz reportaże o nowych zjawiskach społecznych (budowa dużych centrów handlowych, muzyka Disco Polo).
Mimo że niektóre teksty wydają się zbędne, całość jest interesująca. Mnie najbardziej spodobał się zabawny "Pamiętnik znaleziony na parkiecie" Karola Podgórskiego czyli zapiski początkującego inwestora giełdowego oraz przygnębiający "Wal się, szkoło" Anny Fostakowskiej o kłopotach z uczniami krakowskiej szkoły. Zbiór jak najbardziej godny polecenia, nie tylko miłośnikom literatury faktu.
_________________________________________________________________________________________
"20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła" pomysł, układ i koment. Mariusz Szczygieł Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009
_________________________________________________________________________________________
piątek, 27 maja 2011
Męka kartoflana - Janusz Rudnicki
Najbardziej dostało się Brunonowi Schulzowi, co niektórzy mieli zresztą Rudnickiemu za złe. Bo jak tu spokojnie przejść koło takich enuncjacji:
Mnie nie chodzi o konkordancję, ja uczepiłem się tych nóg, bo ilekroć wkracza Schulz do sfery leżącej pomiędzy nimi, proza jego nabiera rumieńców. Poza tą sferą, wyjąwszy Sierpień, Ulicę Krokodyli, naturalnie Emeryta i parę mniejszych wyjątków, wlecze się ona jak statek do Młocin i przypomina szkolną na nim wycieczkę. Początek jej był zawsze bijatyką o miejsce przy burcie, potem rozczarowanie wzrastało proporcjonalnie do ilości węzłów. Wrażliwych mdliło pod koniec, inni zabawiali się własną śliną, gapiąc się na jej niknące w dali placki. Ze statku wycieczka schodziła na ląd z taką samą ulga, z jaką ląd opuszczała. [str. 143]
Podobnych fragmentów jest w książce więcej. Rudnicki pastwi się nad klasykiem i znęca, ale jednego nie można mu przy tym odmówić: dogłębnej znajomości tematu. Dokładnie analizuje teksty, bada z lewej i prawej, prześwietla kawałek po kawałku. To nie są stwierdzenia gołosłowne, rzucone ot tak sobie, ale opinie kogoś, kto Schulza zna niemal na pamięć. Że nieprawomyślne? To się zdarza, także tuzom literatury.
W "Męce kartoflanej" znalazły się również uwagi autora po lekturze dzienników Nałkowskiej i Dąbrowskiej. Porównał przemyślenia obu pisarek na te same tematy czyli wojny, zwierząt, miłości, znajomych itp. Tu także pozwolił sobie na docinki, i tu także nie sposób odmówić mu trzeźwości umysłu;). Rudnicki rzetelnie (czytaj: nie na kolanach;)) przeczytał notatki pań i ośmielił się wejść z nimi w dyskusję. W końcu nigdzie nie jest powiedziane, że do klasyków trzeba podchodzić bezkrytycznie;).
Książka nie należy do lektur łatwych i przyjemnych, ale jest cenna m.in. ze względu na literackie polemiki Rudnickiego. Dla mnie stanowią erratę do szkolnych lekcji polskiego i świetny materiał do spierania się. No i ten język, ten styl... Teksty wcześniejsze o ponad dekadę od "Śmierci czeskiego psa", zbiór na pewno mniej spójny, niemniej według mnie nie do pogardzenia.
___________________________________________________________________
Janusz Rudnicki "Męka kartoflana", Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 2000
___________________________________________________________________
środa, 25 maja 2011
Insekty a metafizyka
Pchła
Spójrz, pchła: ten widok opór twój pokona —
To, czego pragnę, małe jest jak ona.
Ssała krew z mego, teraz z twego ciała;
Obie krwie nasze w sobie więc zmieszała.
Wcale się wszakże nie obruszysz na to,
Nie nazwiesz grzechem, hańbą, czci utratą;
A jednak insekt, nim go kto rozgniecie,
Krwią napęczniały, użył sobie przecie:
Więcej dokonał niż my na tym świecie.
Nie, puść ją; po co życiom trzem nieść zgubę?
Ta pchła nas wiąże więcej niźli ślubem,
Jest mną i tobą, nazwać ją też możem
Ślubną świątynią i małżeńskim łożem;
Mimo twe dąsy, rodziców sprzeciwy,
Już nas otoczył mur czarny i żywy.
Zabij mnie w owej pchle, o to nie stoję;
Lecz będzie w tym i samobójstwo twoje,
I świętokradztwo: zatem przestępstw troje.
Och, a więc jednak, okrutnico miła,
Niewinna krew twój paznokieć splamiła?
I w czymże wina nieszczęsnej istotki?
Że ci upiła kropelkę krwi słodkiej?
Sama wszak widzisz, że nic to nie zmienia:
Nie widać po nas oznak osłabienia.
Więc porzuć trwogę, nie wzbraniaj mi ciała:
O tyle tylko mniej czci będziesz miała,
Ile ci życia śmierć tej pchły zabrała
Przełożył Stanisław Barańczak
********************************
Z poezją Donne'a zetknęłam się na studiach, ale mimo starań naszego wykładowcy była to dla mnie znajomość przelotna. Dopiero po wielu latach, czytając samodzielnie wiersze tego poety, doceniłam jego talent. Słowo "kunszt" jest tu chyba nawet bardziej stosowne, polecam choćby "Na idącą do łóżka". Jak na osobę wychowaną w rodzinie gorliwych katolików, Donne pisał bardzo odważnie. Swoją drogą jego życiorys był równie ciekawy co jego twórczość;).
poniedziałek, 23 maja 2011
Niedziela, która zdarzyła się w środę - Mariusz Szczygieł
To wszystko, a nawet znacznie więcej, w reportażach Szczygła z lat 90-tych jest. Podczas lektury miałam wrażenie, że oglądam zdjęcia z albumu. Zdjęcia, których się wstydzę, bo pokazują mnie w niekorzystnym ujęciu. Tak jest w moim odczuciu z tekstami z "Niedzieli..." - pokazują polskie społeczeństwo, które nieporadnie próbuje dostosować się do nowej rzeczywistości. To nieprawda, że tylko PRL był siermiężny, wczesne lata kapitalizmu w III RP również. Nie znaczy to, że autor naśmiewa się ze swoich bohaterów czy też ich krytykuje. Bynajmniej. Skupił się po prostu na zwykłych obywatelach, którzy mieli mniej szczęścia.
Reportaże czytane pojedynczo są bez zarzutu, smaczku dodają czarno-białe fotografie Witolda Krassowskiego. A jednak całość nie zachwyciła mnie, chwilami byłam wręcz znużona. Książkę wydano w (niewygodnej niestety) formie albumu, powtarzając przy tym teksty Szczygła zamieszczone w antologii "20 lat nowej Polski w reportażach" (czyżby nie było z czego wybierać?). Mam wrażenie, że za wznowieniem tego zbioru stoją głównie względy finansowe. Spodziewałam się czegoś lepszego.
__________________________________________________________________________________
Mariusz Szczygieł "Niedziela, która zdarzyła się w środę", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2011
__________________________________________________________________________________
piątek, 20 maja 2011
Klub czytelniczy (odc. 5) - Nagi sad
Tym razem pytania są następujące:
1. O twórczości Wiesława Myśliwskiego mówi się, że to literatura wybitna. Czy zgadzacie się z tą opinią? Poproszę o uzasadnienie;)
2. Co Waszym zdaniem symbolizuje tytułowy sad?
3. Z czego wynika wyjątkowo silny związek narratora z ojcem? Dlaczego matka wydaje się znacznie mniej ważnym rodzicem?
4. Jak scharakteryzowalibyście narratora biorąc pod uwagę różne role społeczne: syna, nauczyciela, sąsiada?
5. W powieści nie występują nazwy własne, nawet najbliższe narratorowi osoby pozostają nieznane z imienia. Jaki to ma wpływ na odbiór opowiedzianej historii?
6. W rozdziale szóstym kilkakrotnie wspomina się nieszczęście, które dotknęło ojca (nieszczęście, którego sam przecież nie dostrzegał, nie czuł, zamknięty w nim aż po granice przeczucia [str. 170]). Co według Was przytrafiło się ojcu?
7. "Nagi sad" obfituje w znakomicie napisane sceny. Która z nich szczególnie zapadła Wam w pamięć?
8. Czy lubicie tzw. nurt chłopski w literaturze? Czy są książki z tego gatunku, które cenicie i możecie polecić innym?
9. Miejsce na Wasze pytania;)
Nie trzeba odpowiadać na wszystkie pytania, można zadawać także własne.
****
Zapraszam do dyskusji - każdy może wziąć udział. Dołączyć można w dowolnej chwili;)
środa, 18 maja 2011
Mój Giovanni - James Baldwin
Czytam te paryską historię i nie opuszcza mnie myśl, że w ciągu ostatnich 60 lat normy obyczajowe przeszły prawdziwą rewolucję. Kiedy Baldwin złożył książkę u wydawcy, usłyszał, że powinien ją zniszczyć, ponieważ w przeciwnym razie straci czytelników. Czarny pisarz wymyślił sobie bowiem białych bohaterów, na dodatek homoseksualnych. W roku 1956 to mogło stanowić problem, a jednak "Mój Giovanni" się ukazał, i co więcej, zdobył uznanie.
Dzisiaj żaden skandal obyczajowy nie wchodziłby raczej w grę, pozostaje za to piękna i tragiczna opowieść o miłości. Także o lojalności i odpowiedzialności w związku. O kłopotach z tożsamością. Bo chyba tylko tak można tłumaczyć brak zdecydowania u Davida, który nie potrafi się zdeklarować: Hella czy Giovanni. Kwestia zasadnicza, choćby dlatego, że znacząco wpłynie na losy co najmniej trzech osób. Trudno wczuć się w psychikę narratora, tchórzliwego i kłamliwego, jako że jego posunięć nie da się wytłumaczyć wyłącznie strachem.
Siła tej książki, oprócz fabuły, leży w oryginalnie prowadzonej narracji i tworzeniu sugestywnych obrazków z Paryża, miasta wspaniałego w mniemaniu bohaterów, a zarazem okrutnego. Baldwin zaprezentował swoją love story z wyczuciem, i z uczuciem; całość robi tym większe wrażenie, że od pierwszych stron znamy tragiczny finał. Powieść zdecydowanie godna polecenia.
__________________________________________________________________
James Baldwin "Mój Giovanni", tłum. Andrzej Selerowicz, PIW, Warszawa 1991
__________________________________________________________________
poniedziałek, 16 maja 2011
Nokturny - Kazuo Ishiguro
Jesteś gotowy? Średnia patelnia. Pewnie stoi na kuchence. Wlej do niej szklankę wody. Dodaj dwie kostki rosołowe, łyżeczkę kminku, łyżeczkę papryki, dwie łyżki octu, garść liści laurowych. Zapisałeś? Teraz wkładasz w to skórzany pantofel albo but, podeszwą do góry, tak żeby nie zanurzyła się w płynie. Żeby uniknąć smrodu palącej się gumy. Potem zapalasz gaz, doprowadzasz płyn do wrzenia i trzymasz na wolnym ogniu. Wkrótce poczujesz zapach. Nie jest jakiś okropny. Oryginalny przepis Tony'ego Bartona przewidywał ślimaki ogrodowe, ale mój zapach jest znacznie subtelniejszy. Dokładnie jak śmierdzący pies. [str. 93]
Czytałam "Nokturny" z rosnącym zaskoczeniem. Czy aby na pewno wyszły spod pióra tego samego autora, który napisał "Okruchy dnia"? Rozdźwięk tak duży, że trudno uwierzyć. Na okładce napisano, że wspólną cechą "Nokturnów" jest ich lekkość i humor. Być może. Dla mnie ich cechą wspólną jest miałkość i sztuczność. Nie chodzi tu nawet o wymyślną fabułę, brakło mi przede wszystkim spójności i przekonujących bohaterów. Powolne tempo i tematyka muzyczna to stanowczo za mało, żeby uznać teksty Ishiguro za dobre. Jednym słowem - rozczarowanie.
____________________________________________________________________________________
Kazuo Ishiguro "Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu", tłum. Lech Jęczmyk, Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa, 2010
____________________________________________________________________________________
sobota, 14 maja 2011
Stara panna - Edith Wharton
Przyznam, że mając w pamięci "Wiek niewinności" spodziewałam się kolejnej historii o hipokryzji i konwenansach, tymczasem Wharton całkowicie mnie zaskoczyła. Owszem, wspomniane wątki są obecne, ale kluczowe wydaje się macierzyństwo - tutaj wyjątkowo trudne, bo skrywane. Historia wciąga nie tylko ze względu na dramatyzm, ale także dzięki świetnie zarysowanym postaciom - główne bohaterki to kobiety z krwi i kości, które przekonują.
To, JAK pisze Wharton zasługuje zresztą na szczególną uwagę. Uderza przede wszystkim dbałość o szczegóły - opisy wnętrz i strojów to istna kopalnia wiedzy dla scenografów i historyków sztuki. Równie udany jest opis nowojorskiej klasy wyższej z połowy XIX wieku - ironicznie, ale raczej celnie autorka pokazała obyczajowość sfery, którą sama znała przecież z autopsji. Niektóre zdania to małe cacka: dowcipne, a zarazem wycyzelowane. Oto próbka:
He belonged to the cautious generation of New York gentleman who revered Hamilton and served Jefferson, who longed to lay out New York like Washington, and who laid it out instead like a gridiron, lest they should be thought "undemocratic" by people they secretly looked down upon. Shopkeepers to the marrow, they put in their windows the wares there was most demand for, keeping their private opinions for the back-shop, where through lack of use, they gradually lost substance and colour.
Dla mnie rewelacja.
_______________________________________________________________________
Edith Wharton 'The Old Maid' w http://gutenberg.net.au/ebooks03/0300371.txt
_______________________________________________________________________
poniedziałek, 9 maja 2011
Czerwcowe spotkanie Klubu Czytelniczego
Dyskusję rozpoczynamy w piątek 17 czerwca 2011 r., a kontynuujemy w zależności od Waszych chęci, bez ograniczeń czasowych;)
Nie trzeba się rejestrować ani prowadzić własnego bloga - kto ma ochotę, ten czyta i komentuje;) Więcej o zasadach dyskusji tutaj.
Zapraszam serdecznie;)
piątek, 6 maja 2011
W rajskiej dolinie wśród zielska - Jacek Hugo-Bader
Czytam, że Hugo-Bader ma doskonały, a nawet wyśmienity styl. Dla mnie jest przeciętny. Autor zasypuje czytelnika mnóstwem imion i nazw własnych, których nadmiar wprowadza momentami niepotrzebny bałagan. Wyraźnie stara się być oryginalny, ale ta wypracowana "oryginalność" wydaje się sztuczna i bez polotu. I tak na przykład powtarzany wielokrotnie cytat z Babla ("oplata mnie jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich spojrzeń") przyprawił mnie za którymś razem o zgrzytanie zębami. Nie, nie dla mnie taki styl. Podobnie jak zdjęcia robione kalekom albo chorym dzieciakom z sierocińca.
Z lektury zapamiętam przede wszystkim trzy reportaże, głównie ze względu na walory poznawcze: "Księgę powrotu z niewoli sowieckiej" o losach Tatarów na ziemiach d. Imperium Rosyjskiego, "Zjednoczony Emirat Radziecki" o Gazpromie oraz "Magazyn pomocy naukowych" o skutkach prób jądrowych w Kazachstanie. Teksty ze zbioru Hugo-Badera powstawały w latach 1993-2001, co oznacza, że większość poruszanych w nich tematów straciła nieco na świeżości. Być może dlatego obraz wyłaniający się z tych reportaży nie jest zaskakujący, potwierdza jedynie stare prawdy o wszechobecnym nadużywaniu władzy i braku szacunku dla jednostki.
Na zakończenie cytat z wypowiedzi gen. Dubnika:
(...) jeśli tylko raz zrobi się z człowieka niewolnika, to taki ktoś nigdy nie będzie demokratą. On już nigdy nawet wartościowym obywatelem nie będzie. Ot, widzicie, dlaczego w Rosji wszystko takie zasrane, zarzygane, praca nie jest szanowana, niczego przyzwoicie zrobić nie potrafią. Niewolnicy nie potrafią pracować, bo ich to nie interesuje. [str. 59]
Smutne, ale prawdziwe.
______________________________________________________________________________
Jacek Hugo-Bader "W rajskiej dolinie wśród zielska", Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 2002
______________________________________________________________________________
wtorek, 3 maja 2011
Marzy mi się
W naszej literaturze też znalazłoby się wielu kandydatów na okładkę: Pan Tadeusz, Matka Joanna od Aniołów, Trędowata, Panna Nikt, Pilot Pirx... Tytułowych bohaterów/bohaterek jest sporo, myślę, że wszystkie gusta dałoby się zaspokoić;)