Do której recenzji nie zajrzę, tam same achy i ochy, bezkrytyczne zachwyty. Przyznaję, tematy nadzwyczaj ciekawe, ale według mnie bardziej to zasługa opisywanego kraju niż Hugo-Badera - dawne republiki radzieckie chyba nigdy nie przestaną zaskakiwać cudzoziemców. Mnie natomiast zaskakuje fakt, że reporterowi bez większych problemów udało się dotrzeć w zakazane miejsca i rozmawiać z niedostępnymi dla innych osobami. Zastanawiam się, ile w tych reportażach jest fikcji literackiej?
Czytam, że Hugo-Bader ma doskonały, a nawet wyśmienity styl. Dla mnie jest przeciętny. Autor zasypuje czytelnika mnóstwem imion i nazw własnych, których nadmiar wprowadza momentami niepotrzebny bałagan. Wyraźnie stara się być oryginalny, ale ta wypracowana "oryginalność" wydaje się sztuczna i bez polotu. I tak na przykład powtarzany wielokrotnie cytat z Babla ("oplata mnie jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich spojrzeń") przyprawił mnie za którymś razem o zgrzytanie zębami. Nie, nie dla mnie taki styl. Podobnie jak zdjęcia robione kalekom albo chorym dzieciakom z sierocińca.
Z lektury zapamiętam przede wszystkim trzy reportaże, głównie ze względu na walory poznawcze: "Księgę powrotu z niewoli sowieckiej" o losach Tatarów na ziemiach d. Imperium Rosyjskiego, "Zjednoczony Emirat Radziecki" o Gazpromie oraz "Magazyn pomocy naukowych" o skutkach prób jądrowych w Kazachstanie. Teksty ze zbioru Hugo-Badera powstawały w latach 1993-2001, co oznacza, że większość poruszanych w nich tematów straciła nieco na świeżości. Być może dlatego obraz wyłaniający się z tych reportaży nie jest zaskakujący, potwierdza jedynie stare prawdy o wszechobecnym nadużywaniu władzy i braku szacunku dla jednostki.
Na zakończenie cytat z wypowiedzi gen. Dubnika:
(...) jeśli tylko raz zrobi się z człowieka niewolnika, to taki ktoś nigdy nie będzie demokratą. On już nigdy nawet wartościowym obywatelem nie będzie. Ot, widzicie, dlaczego w Rosji wszystko takie zasrane, zarzygane, praca nie jest szanowana, niczego przyzwoicie zrobić nie potrafią. Niewolnicy nie potrafią pracować, bo ich to nie interesuje. [str. 59]
Smutne, ale prawdziwe.
______________________________________________________________________________
Jacek Hugo-Bader "W rajskiej dolinie wśród zielska", Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 2002
______________________________________________________________________________
O, no proszę. Pod wpływem tych wszystkich zachwytów czaiłem się na obie książki Hugo-Badera, tym bardziej muszę sobie wyrobić własne zdanie. Może wydanie "Czarnego" zostało jakoś podrasowane?
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, choć gdzieś czytałam opinię, że aktualizacji w nowym wydaniu zabrakło. A niektóre teksty - np. ten o Gazpromie - aż się proszą o krótkie uzupełnienie.
OdpowiedzUsuńCzekam zatem na Twoje wrażenia;)
Chwilę to jeszcze potrwa, muszę chyba poczekać do Gwiazdki aż jakiś Mikołaj potrząśnie workiem z prezentami:)
OdpowiedzUsuńLiczę, że przy okazji majowych Targów Książki merlin.pl sypnie promocjami - tak było przez kilka ostatnich lat;)
OdpowiedzUsuńNie wiem tylko, czy przy okazji targów mnie ktoś sypnie groszem, niestety:P Ale może zacznę już sobie spisywać listę prezentów urodzinowych, o!
OdpowiedzUsuńO, pierwsza recenzja bez zachwycania się Baderem! To jest ta książka, o którą mnie koleżanka ciągle męczy. "Pożyczę ci, dobra?" , "Pożyczyć ci już?" - tak mnie ciągle nagabuje ;) Czytałam jego Białą gorączkę w sumie o tym samym temacie, ale wrażenia miałam bardzo pozytywne, ta lektura wzbudziła we mnie sporo refleksji. Jedyne co mnie denerwowało w jego stylu, to taki zabieg częsty u reportażystów: najpierw o kimś pisze jakieś wyrywkowe zdania, bez kontekstu, a po pierwszym akapicie dopiero przedstawia tę osobę czytelnikowi. Np. Pochylona głowa nad szachami. Zmarszczki w kącikach oczu. Papierosowy dym snuje się po pokoju... To właśnie Zenek Kapusta, szachowy mistrz. Żyje w Dolnej Wólce od 5 roku życia.
OdpowiedzUsuńTo oczywiście wymyślone przeze mnie, ale obrazuje o co mi chodzi ;) Właśnie takie wstawki po pewnym czasie mnie nużą, są takie...oczywiste już.
zacofany.w.lekturze -->
OdpowiedzUsuńListy prezentowe to b. dobry wynalazek, o tak;)
kornwalia -->
Tu jest trochę inny chwyt - na początku pisze się o osobie X, która za chwilę znika i pojawia się dopiero po kilku stronach. I to również nuży:)
Masz rację - reportaże Hugo-Badera zmuszają do refleksji. Ale śledząc prasę, telewizję itp. czytelnik o wielu zjawiskach już wie, więc akurat TE teksty nie odkrywają Ameryki. O podobnych problemach pisała też np. Kurczab-Redlich.
Niemniej będę śledzić nowe reportaże Hugo-Badera w GW, może mnie olśni;)
@Czytanki.Anki: bardzo dobry, nie jest się narażonym na kolejną piżamkę lub bamboszki:D Dlatego od pewnego czasu mam zawsze w zanadrzu gotowy spis, żeby rzucić osobie, która pyta, co chciałbym dostać:)
OdpowiedzUsuńzacofany, no ja właśnie wpadłam ostatnio na pomysł listy urodzinowej:-) tworzę ją od dłuższego czasu w ksiegarniwarszawa i mam nadzieję, że po urodzinach zostanie najwyżej kilka pozycji
OdpowiedzUsuńTylko jak ja zrobię imprezę na taki tłum ludzi???:-)
@Dea: wstęp na imprezę dla tych, którzy przyjdą z prezentem w każdej ręce:) Ewentualnie możesz robić przyjęcie w odcinkach: co dwie godziny zmiana gości:P
OdpowiedzUsuńLista listą, przyjęcie przyjęciem, ale kiedy później czytać te książki? Śmiem twierdzić, że te wyczekane i dozowane lepiej smakują;)
OdpowiedzUsuń@Czytanki.Anki: ale jak już je masz, to nikt Ci nie broni ich sobie dozować:) Zawsze mam wrażenie, że jak się szybko nie zakręcę, to nakład się natychmiast wyczerpie, a ja zostanę z niczym:)
OdpowiedzUsuńMój problem polega na tym, że jeśli od razu nie przeczytam nowej książki, to niestety jej lektura coraz bardziej odsuwa się w czasie;( A te przeczytane "na pniu" smakują mi lepiej;)
OdpowiedzUsuńTo chyba dość typowy problem z tym odsuwaniem się w czasie:P Oczywiście, że najlepiej zacząć lekturę zaraz po zakupie, ale kto może sobie na to pozwolić?:D
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to pytanie retoryczne;))))
OdpowiedzUsuńNa to wygląda:)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, więc jak będę miała możliwość, to przeczytam:). Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńKiedyś gdzieś przeczytałam, że podobno dziennikarze/reporterzy używają terminu "pojechać Baderem", co, jak zrozumiałam, oznacza podkoloryzować fakty, żeby wydawały się bardziej ekscytujące i wstrząsające. Nie mam pojęcia, na ile to prawda. Jeszcze nie przeczytałam żadnej jego książki, ale dobrze wspominam np. relacje z wyprawy do Chin z Gazety Wyborczej.
OdpowiedzUsuńkasandra_85 -->
OdpowiedzUsuńSprawdzić nie zawadzi;)
Lirael -->
"Pojechać Baderem" - pierwsze słyszę, ale dziękuję Ci bardzo za ostrzeżenie. Moje sceptyczne podejście do lektury wzmagały uwagi zapisane ołówkiem na marginesie bibliotecznego egzemplarza przez poprzedniego czytelnika;)))
~ Ania
OdpowiedzUsuńCzasem takie uwagi na marginesie pozostawione przez innych czytelników bywają ciekawsze niż sama książka.:)
Wiem, że Bader jeździ po Polsce z bibliotecznymi spotkaniami autorskimi. Trzeba trzymać rękę na pulsie - może rozwikłamy tajemnicę tego złośliwego terminu uknutego przez konkurencję. :)
Zgadzam się;) Na pewno takie uwagi dają do myślenia.
OdpowiedzUsuńW sieci znalazłam taki wywiad a propos Twojej uwagi:
http://www.press.pl/press/pokaz.php?id=2021&o_ext_item=149
Chyba rzeczywiście coś jest na rzeczy;(
~ Ania
OdpowiedzUsuńJa przeczytałam to określenie w jakimś innym tekście, na pewno nie wypowiadał się tam sam Bader (swoją drogą bardzo "dyplomatycznie" to tłumaczy!:), ale sens jest dokładnie taki sam.
Mnie się ostatnio trafił poprzedni biblioteczny czytelnik sadysta. :( Wyrwał piętnaście stron z "Półbrata" Christensena na którego polowałam kilka lat, więc gdy tylko go ujrzałam wśród pozycji zwróconych, złapałam bez zastanowienia, a ten ubytek odkryłam dopiero w domu. :(
Swoją drogą ciekawe, co zawierał ten newralgiczny fragment.
Dyplomatycznie, oj bardzo!;)
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoje rozczarowanie co do brakujących stron, zwłaszcza w przypadku wyczekanej książki. Nie dość, że powieść właściwie niedostępna, to na dodatek przez kogoś "okaleczona". Nie rozumiem tego.
~ Ania
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo tych brakujących stron książka okaże się warta wieloletnich poszukiwań. :)
Oby;)
OdpowiedzUsuńNo ja też słyszałam od jednej nieźle zorientowanej w takich kwestiach osoby, że Hugo-Bader nieco nagina rzeczywistosć. A tutaj przeczytałam, że w środowisku mówią na niego "Hugo-Bajer": http://www.travelbit.pl/forum/viewtopic.php?p=126036#p126036
OdpowiedzUsuńTeż mnie intryguje, jak to jest w rzeczywistości.
~ E.milia
OdpowiedzUsuń"Hugo-Bajer"? :D Niezbyt korzystny epitet dla reportera.
Z drugiej jednak strony przypuszczam, że Bader jest obiektem sporej zawiści ze strony tzw. środowiska. Książka, którą zrecenzowała Ania, była przez kilka lat niedostępnym białym krukiem. Ludzie lubią czytać jego teksty, a to dla konkurencji może być trudne do przełknięcia.
--> E.milia
OdpowiedzUsuńPo tych rewelacjach o bajerowaniu nie chciało mi się nawet dokończyć reportażu Hugo-Badera w DF(; Wolę nie myśleć, ilu innych reporterów również mocno ubarwia rzeczywistość podczas pisania.
--> Lirael
Na szczęście jest coraz więcej dobrych piszących reporterów, a co więcej, okazuje się, że można pisać nie tylko o Rosji i Czechach, ale też o Turcji, Wyspach Owczych itp. i jest to b. ciekawe. Osobiście najbardziej lubię teksty o Polsce B, a nawet C i D;)
~ Ania
OdpowiedzUsuńTe Wyspy Owcze też mam już upatrzone! :)
Mnie również bardzo cieszy obecność nowych rejonów w reportażach. Zgadzam się z Tobą, że Polska to skarbnica ciekawych tematów, a im dalsza literka alfabetu, tym bardziej intrygująco. :)
Zgadzam się z Tobą. Po lekturze "Reporterów bez fikcji" Wójcińskiej mój apetyt na reportaże z Polski gwałtownie wzrósł;)
OdpowiedzUsuńMoże trzeba to czytać jako fikcję,tak jak Kapuścińskiego i 'Taxi. Opowieści z kursów po Kairze'.Zresztą ja chyba wszystko tak czytam;p
OdpowiedzUsuńMoże;) Po tzw. literaturze faktu oczekuję jednak czegoś innego, fikcji w końcu dookoła sporo, i to na pewno znacznie lepszej jakości;)
OdpowiedzUsuńKoloryzowanie? Bajer? Zapraszam do lektury Kapuścińskiego! To jest dopiero jazda! Niestety tzw. lit. faktu ma ograniczone możliwości zainteresowania, więc kolorowanie, synteza postaci, dopowiadanie niepowiedzianego, nagminne cytaty jako legitymizacja dla postawionych tez to jedyne triki które pozwalają na przykucie uwagi czytelnika. Niewątpliwie Bader to potrafi. Czy to jest fair? Jak najbardziej! To jest literatura a nie protokół zeznań. Czytanie to ma być rozrywka a nie kara! Czy to skrzywia obraz rzeczywistości? Oczywiście ale jakie to ma znaczenie dla tego kto i tak po lekturze np. dzienników kołymskich nie sięgnie wstecz np. do cytowanego i wywoływanego Szałamowa lub nie zanurzy się we współczesnej lit. faktu dot. tego tematu? Ten kto to zrobi być może dostrzeże zabiegi autora, ten który na tym poprzestanie zapamięta kolor ale nie kształt. No chyba że cierpi na zespół sawanta.
OdpowiedzUsuńKiedyś w epoce słusznie minionej, zdaje się w stanie wojennym jeszcze, TVP kupiła Szoguna. Zwyczaj ówczesnej TV był taki, że władza miała naród za głupi i przed emisją niektórych filmów redaktor tłumaczył ludziom co mają myśleć. Ponieważ mądrzy ludzie wykorzystywali ten czas na zrobienie sobie herbaty i kanapek (bo reklam nie było) to dla podniesienia poziomu zapraszano czasami gości o charyzmie powyżej szanownego redaktora-tłumacza. Przed emisją Szoguna do pogadanki zaproszono ambasadora Japonii, by wyjaśnił gawiedzi dlaczego amerykański Szogun jest do bani. Ku zaskoczeniu red-tlu ambasador powiedział, że widział i uważa że jest ok. Na to red-tlu nie był przygotowany ale zaczął sypać przykładami świadczącymi o tym że historia nie trzyma się realiów epoki, krzywi obraz Japonii, japończyków, zwyczajów etc.,z czym jak w dobrym szmoncesie ambasador Japonii się zgodził. Na pełne zdumienie red-tlu wyjaśnił, że jeśli ktoś dzięki Szogunowi zainteresuje się Japonią szybko uzupełni wiedzę i wyprostuje obraz. Jeśli nie to nie ma to znaczenia. Film jest dobry po przyciąga uwagę ludzi którzy może nigdy nie zainteresowaliby się Japonią.
Osobiście uwielbiam reportaże ale nie uczę się ich na pamięć. Czasami są przedmiotem dosyć długich studiów jak w przypadku Jagielskiego gdzie przeplata się i czas i przestrzeń, więc by nie uronić na czas lektury żadnego zdania trzeba na przykład wydrukować sobie na wielkoformatowej drukarce mapę Afganistanu (ku przerażeniu kolegów z pracy).
Baderowi bliżej w umiejętności narracji do Kapuścińskiego a czasami czułem w rytmie jego narracji snuje Stasiuka. Co do nadużywania cytatu z Babela to pamiętaj, że jest to zbiór reportaży i taki trik nadaje wspólny mianownik opowiadaniom z którymi czytelnik ma do czynienia od reportażu do reportażu. Dla mnie świetna sprawa, która utkwiła mi mocno w pamięci. Wątpisz czy autor był tam gdzie pisze. Bez potwierdzonych online koordynat GPS nie podchodź do reportaży. A na poważnie jeśli był i opisał to ok. Jeśli nie był i nie opisałby to by nie było tego tematu. Jeśli nie był a opisał to jakie ma to znaczenie dla kogoś kto czerpie przyjemność z lektury. Natomiast jeśli ktoś chce na podstawie tych informacji pisać rozprawę naukową to nie jest w pełni władz umysłowych. To tak jakby pisać historię etiopii na podstawie Cesarza :)