Słowa jednego z rozmówców Magdaleny Grzebałkowskiej: Szczęście w 1945 roku miał ten, kto przeżył tamten rok mogłyby posłużyć za motto do jej książki „1945. Wojna i pokój”. Nie jest przecież prawdą, że 9 maja 1945 r. jak za dotknięciem magicznej różdżki na ziemie polskie powrócił ład i harmonia. Przeciwnie, czasy pokoju bywały nadal bardzo niebezpieczne. Dla wielu wojna jeszcze trwała (choć dla niektórych skończyła się już w 1944 r.), a w miejsce starych problemów pojawiły się nowe.
Nieczęsto mówi się o gehennie Polaków przesiedlanych na Ziemie Odzyskane lub tych mieszkających na pograniczu polsko-ukraińskim, rzadko mówi się o zagospodarowywaniu poniemieckich miast i wsi czy o zakrojonym na szeroką skalę szabrownictwie. Dawnego okupanta zastąpił nowy, który nagminnie i niemal całkowicie bezkarnie nadużywał władzy. Dodajmy do tego wszechobecny chaos, brak żywności i środków finansowych, często także brak choćby namiastki mieszkań, i otrzymamy zarys powojennej rzeczywistości. To wszystko daje pełniejsze wyobrażenie o okresie powojennym, który często przez propagandę był przedstawiany jako czas ogólnej szczęśliwości.
Grzebałkowska podparła się archiwalnymi wspomnieniami oraz wywiadami, które przeprowadziła osobiście. Warto zaznaczyć, że o świadków wydarzeń było trudno – po pierwsze, jest ich już niewielu, po drugie, wiele osób odmawiało rozmowy, niektórzy wycofali się po wstępnej zgodzie. Mimo to powstała bardzo ciekawa praca, dość barwna ze względu na przekrojowość i różnorodność zebranego materiału. Są tu historie przejmujące jak np. chłopca uciekającego z rodziną z Prus Wschodnich lub Kaszuba-dezertera z Wehrmachtu, są też bulwersujące jak np. ta o 20-letnim komendancie obozu przesiedleńczego w Łambinowicach. Najbardziej zapadł mi w pamięć rozdział o pierwszym prezydencie Wrocławia, Bolesławie Drobnerze oraz o otwockim sierocińcu dla żydowskich dzieci.
Obrazu codzienności 1945 r. dopełniają zamieszczone na początku każdego z 12 rozdziałów ogłoszenia drobne z prasy. Powtarzają się prośby o zwrot zguby lub o informacje o zaginionych, powtarzają się również oferty oddania dziecka „za swoje” lub przyjęcia pod opiekę sieroty. Urzędy zachęcają do zbiórki pieniędzy na rzecz odbudowy stolicy, informują o zaciemnieniu, dystrybucji kartek żywnościowych lub planowanych ekshumacjach. Daje się jednak zauważyć, że życie powoli wracało do normy: działalność wznawiały teatry, kluby sportowe i biblioteki, poszukiwano pracowników, odradzał się handel. W tych – wydawałoby się – ubogich czasach można było wybrać się na odczyt Sztaudyngera, polecieć samolotem do Bydgoszczy, zrobić „wieczną ondulację” i pójść na bal sylwestrowy. Zaradność i energia mieszkańców była godna podziwu.
Grzebałkowska opowiada o 1945 r. zajmująco i w przystępny sposób, dbając przy tym o atrakcyjność opowieści kierowanej ewidentnie do szerokiego kręgu odbiorców. Mnie z czasem zaczęła drażnić fabularyzacja i niepotrzebna dramatyzacja opisywanych wydarzeń, nie odpowiadała mi także obecność autorki i jej rodziny w tle reportaży. Pewne zastrzeżenia budzi wybór niektórych tekstów, ale ostatecznie plusy biorą górę – „1945. Wojnę i pokój” będę polecać.
______________________________________________________________________________
Magdalena Grzebałkowska, 1945. Wojna i pokój, Wydawnictwo Agora S.A., Warszawa 2015