Autor i wydawca "Rozwiązłej" zrobili wiele, żeby zmylić czytelnika. Tytuł i zdjęcie na okładce sugerują rzecz o mocnym zabarwieniu erotycznym, z kolei sam Kamiński cytowany w blurbie stwierdza, że lubi myśleć o swojej powieści jako religijnej. Litości! Wytrzymałość klienta na bzdurną promocję ma swoje granice, postuluję o więcej szacunku dla czytelnika. Zwłaszcza że za książkę musi zapłacić grubo ponad 40 złotych.
Nie przeczę, sięgałam po nią sceptycznie, pierwsze spotkanie zakończyło się po ok. 100 stronach. Coś, co zapowiadało się na niezłą powieść obyczajową o trudnym związku kobiety blisko czterdziestoletniej z dużo młodszym mężczyzną, nagle rozprysło się na szereg dodatkowych wątków. Tu jakieś klimaty akademickie i filozoficzne, tam sytuacje przypominające zbiegi okoliczności rodem z brazylijskich seriali - no nie, to nie dla mnie. Książka poszła w kąt i chyba tylko niedowierzanie pochlebnym recenzjom kazało mi ją stamtąd wydobyć. Po pominięciu kilkunastu stron okazało się, że całość nabrała spójności i od historii trudno się oderwać. Pójście w stronę powieści detektywistycznej było niezłym posunięciem Kamińskiego.
Największym atutem "Rozwiązłej" jest dla mnie styl i odmalowanie realiów poszczególnych czasów i miejsc. Że jest ich za dużo, to już inna sprawa. Oto bowiem główna bohaterka, wychowanka domów dziecka, decyduje się po latach odszukać rodziców. Trop prowadzi od mazurskiej wsi (tytułowa Rozwiązła) przez Warszawę aż na Podlasie, kamieniami milowymi na tej wyboistej drodze poszukiwań jest druga wojna światowa i wydarzenia marcowe 1968 r. Jakby atrakcji wciąż było mało, autor przenosi czytelnika ze studia filmowego do klasztoru zahaczając o uniwersytet i kilka innych barwnych miejsc. Książka śmiało mogłaby się obejść bez szeregu epizodycznych postaci, nie do końca przekonały mnie także wywody historiozoficzne. Zapewne miały podkreślić finał, który ze względu na wyraźne przesłanie (żeby nie powiedzieć: morał) stanowił dla mnie wyjątkowo nieprzyjemny zgrzyt.
Przy wszystkich tych mankamentach "Rozwiązła" jest świetnym portretem człowieka bez korzeni: osoby wolnej od rodzinnych zobowiązań, płynącej przez życie bez określonego celu. Kamiński ma dobrą rękę do opisywania i realiów, i postaci - jego bohaterowie są niezbyt sympatyczni, za to prawdziwi, i co równie istotne, "niedopowiedziani". Podsumowując: lektura ciekawa i nie najgorsza, bardzo dobrze rokuje na przyszłość.
__________________________________________________________
Jarosław Kamiński "Rozwiązła", Wydawnictwo WAB, Warszawa, 2012
__________________________________________________________
środa, 30 maja 2012
poniedziałek, 28 maja 2012
Nie taki Norwid straszny
... jak go w podręcznikach malują. Od jakiegoś czasu obiecywałam sobie, że sięgnę po tego autora i sprawdzę, jak brzmi po latach, czytany bez szkolnego przymusu. Zanim zdążyłam poszperać w bibliotece, dotarłam do Teatru Narodowego, gdzie Michał Zadara wystawił "Aktora". We współczesnej scenerii, ale z zachowaniem oryginalnego tekstu. Początkowo wierszowane kwestie stawiają opór, kłócą się z widokiem modnej kawiarni i świetnie ubranych bohaterów, na szczęście to wrażenie szybko mija, widz zostaje wciągnięty w historię.
źródło zdjęć
Komediodramat Norwida dotyczy pieniędzy: oto arystokrata stracił na giełdzie majątek, guwerner wygrał fortunę na loterii, ktoś wżenił się w bogatą rodzinę w zamian za tytuł szlachecki, ktoś inny zerwał zaręczyny z nagle zubożałą hrabianką. Przetasowania trwają, toczą się małe dramaty, upokorzeni robią dobrą minę do złej gry. Ale to nie jedyny wymiar "teatru", jaki może sugerować tytuł sztuki. Hrabia bankrut dostaje bowiem propozycję wystąpienia w inscenizacji "Hamleta", co dla arystokraty nie jest przecież powodem do dumy. "Być albo nie być" jest zmuszony przećwiczyć także w życiu. W efekcie pojęcie teatralności staje się nadzwyczaj pojemne.
źródło zdjęć
"Aktor" nie jest odkrywczy, nie stawia fundamentalnych pytań, ilustruje jedynie pewną sytuację. Ożywcze jest natomiast podejście reżysera do Romantyka, któremu udało się stworzyć spektakl dynamiczny, barwny i zabawny. Owszem, sam tekst dramatu nie wpada łatwo w ucho, trudno się skupić na dłuższych, szybko wypowiadanych kwestiach, zapewne lepiej przeczytać utwór przed wizytą w teatrze. Wszelkie braki wynagrodziła mi rewelacyjna scenografia Roberta Rumasa, podziwiana w czterech, bardzo różnych odsłonach ze sceny obrotowej (tym razem widzowie zajmowali to miejsce). Finał sztuki czyli oglądanie ostatniego aktu "Hamleta" zza kulis był dla mnie prawdziwą wisienką na torcie.
************************************************
Cyprian Kamil Norwid "Aktor"
premiera 4 lutego 2010
Teatr Narodowy w Warszawie, scena przy Wierzbowej
reżyseria Michał Zadara
scenografia Robert Rumas
kostiumy Julia Kornacka
muzyka Dominik Strychalski
reżyseria światła Artur Sienicki
praca nad słowem Grażyna Matyszkiewicz
obsada: Anna Chodakowska, Wiktoria Gorodeckaja, Aleksandra Justa, Patrycja Soliman, Ewa Wiśniewska, Marek Barbasiewicz, Bartłomiej Bobrowski, Oskar Hamerski, Arkadiusz Janiczek, Waldemar Kownacki, Modest Ruciński, Mateusz Rusin, Wojciech Solarz, Paweł Tołwiński, gościnnie Adam Molak, Szymon Nowak, Kamil Przystał, Przemysław Wyszyński
więcej informacji i zdjęć na stronie Teatru
Komediodramat Norwida dotyczy pieniędzy: oto arystokrata stracił na giełdzie majątek, guwerner wygrał fortunę na loterii, ktoś wżenił się w bogatą rodzinę w zamian za tytuł szlachecki, ktoś inny zerwał zaręczyny z nagle zubożałą hrabianką. Przetasowania trwają, toczą się małe dramaty, upokorzeni robią dobrą minę do złej gry. Ale to nie jedyny wymiar "teatru", jaki może sugerować tytuł sztuki. Hrabia bankrut dostaje bowiem propozycję wystąpienia w inscenizacji "Hamleta", co dla arystokraty nie jest przecież powodem do dumy. "Być albo nie być" jest zmuszony przećwiczyć także w życiu. W efekcie pojęcie teatralności staje się nadzwyczaj pojemne.
"Aktor" nie jest odkrywczy, nie stawia fundamentalnych pytań, ilustruje jedynie pewną sytuację. Ożywcze jest natomiast podejście reżysera do Romantyka, któremu udało się stworzyć spektakl dynamiczny, barwny i zabawny. Owszem, sam tekst dramatu nie wpada łatwo w ucho, trudno się skupić na dłuższych, szybko wypowiadanych kwestiach, zapewne lepiej przeczytać utwór przed wizytą w teatrze. Wszelkie braki wynagrodziła mi rewelacyjna scenografia Roberta Rumasa, podziwiana w czterech, bardzo różnych odsłonach ze sceny obrotowej (tym razem widzowie zajmowali to miejsce). Finał sztuki czyli oglądanie ostatniego aktu "Hamleta" zza kulis był dla mnie prawdziwą wisienką na torcie.
************************************************
Cyprian Kamil Norwid "Aktor"
premiera 4 lutego 2010
Teatr Narodowy w Warszawie, scena przy Wierzbowej
reżyseria Michał Zadara
scenografia Robert Rumas
kostiumy Julia Kornacka
muzyka Dominik Strychalski
reżyseria światła Artur Sienicki
praca nad słowem Grażyna Matyszkiewicz
obsada: Anna Chodakowska, Wiktoria Gorodeckaja, Aleksandra Justa, Patrycja Soliman, Ewa Wiśniewska, Marek Barbasiewicz, Bartłomiej Bobrowski, Oskar Hamerski, Arkadiusz Janiczek, Waldemar Kownacki, Modest Ruciński, Mateusz Rusin, Wojciech Solarz, Paweł Tołwiński, gościnnie Adam Molak, Szymon Nowak, Kamil Przystał, Przemysław Wyszyński
więcej informacji i zdjęć na stronie Teatru
piątek, 25 maja 2012
Przekład alternatywny
Monolog Hamleta
Wersja Nowa, Skomponowana Alfabetycznie,
A Przez To Skuteczniejsza Mnetnotechnicznie
(Do Użytku w Teatrach Polskich,
które z powodu Trudności Budżetowych
zrezygnowały z etatu Suflera)
Adamowi Poprawie
z podziękowaniem za inspirację
oraz pierwszą linijkę
Akces? Absencja? Ach, amok antytez!
Być byle biernym, bezmyślnym bydlęciem,
Celem cynicznych ciosów Czasu — czy
Dać dowód dużo dojrzalszej dzielności:
Elektryzować etykę energią,
Forsować fosy fatalnej Fortuny?
Gdyby grób gasił gorycz — gdzieżby glątwa
Hakiem histerii, harpunem hańbiącej
I idiotycznej ironii istnienia
Jątrzyła jaźń! Jest jednakowoż jeden
Kruczek: ktoś kima, kryty kołdrą? — koszmar
Liżący ludzkie lica lodem leku
Łatwo łachudrę łudzi, łomem lupie!
Marzenia można miewać milsze (miejmy
Nadzieje); niemniej, nikczemnej niedoli
Oczekujemy, otchłani okropieństw;
Paraliż przeczuć powstrzymuje przed
Ryzykiem. Rycząc „Rozbój!”, rżnąłbyś ręcznie
Sadło sobkostwa, szlachtował sztyletem
Świnie—świat, śnił! Śmiech świadomości: „Śmierć
To teren trupich tajemnic, ty tchórzu:
Uparciuch umie, umierając, utknąć
W wąskim wąwozie, wleźć weń; wyjść wszelako
Zeń zamierzając, zauważa zwykle
(Żałosny żłób), że żegnać życie — żal”.
cytat z:
_________________________________________________________________
Stanisław Barańczak "Pegaz zdębiał", Wyd.Prószyński i S-ka, Warszawa, 2008
_________________________________________________________________
wtorek, 22 maja 2012
Afrykańska Szeherezada
Pisać, by cię zapamiętać. By każdą zapisaną linijką wspominać ciebie, ratować - jak Eurydykę - przed śmiercią. Jakiemu innemu celowi mogłoby służyć pisanie? Co innego mogłoby nas do pisania przymusić? Co - oprócz tej nienaturalnej potrzeby? Zaklinanie śmierci, jak to czyniła Szeherezada? Nic. Może tylko jedna sprawa góruje nad wszystkim. Tylko ta jedna. Mieć i przechowywać. Dopóki nie zniknie niepostrzeżenie. Zanim zapomnę. [str. 18]
Takiego zadania podejmuje się 78-letni Chris Minnaar czuwający u łóżka pogrążonej w śpiączce przyjaciółki. Kobiety dużo od niego młodszej, być może jedynej niespełnionej - spośród dziesiątek innych -miłości starego pisarza. Opowieść o znajomości z Rachel wywołuje wspomnienia o wcześniejszych związkach, a tych było w życiu Chrisa wiele. Kochał swoje wybranki namiętnie, każda zapisała się trwale w jego pamięci. Opowiadając o kochankach z jednej strony oddaje im hołd, z drugiej - na wzór legendarnej arabskiej księżniczki - odwleka nieubłagany koniec.
Mam spory kłopot z tą książką. Doceniam przemyślaną koncepcję autora, a więc snucie historii wokół wątku Don Giovanniego i Szeherezady, ba! nawet wojny w Iraku. Ciekawe jest pokazanie przemian społeczno-politycznych w RPA jako tła głównej opowieści; ujmuje sposób, w jaki Brink potrafi pisać o kobietach. A jednak całość nie ma tej siły rażenia co "Tamta strona ciszy" czy choćby "Chwila na wietrze". Śledzenie kolejnych miłości staje się z czasem nużące, podobnie ma się rzecz z dyskusjami na tzw. ważne tematy. Nie do końca przekonuje także postać narratora, który niespecjalnie odpowiada wyobrażeniu mężczyzny w podeszłym wieku.
Bardzo chciałam dotrwać do końca lektury. Odkładałam ją, wracałam do czytania po kilku dniach. Wszystkie Heleny, Melanie, Nicoletty, Avivy i Marleny zdążyły mi się pomieszać, może zresztą był to celowy zabieg autora - najważniejsze jest przecież, j a k poszczególne związki ukształtowały głównego bohatera. Paradoksalnie sumą jego miłości stała się ta ostatnia: niespełniona, a zarazem bodaj najbardziej dojrzała. Książkę zamknęłam z ulgą - czuwanie się zakończyło, wszystkie wątki zostały zgrabnie domknięte. I tylko żal pozostał, że mimo wyraźnych starań autora powieść jest nieudana.
_____________________________________________________________________________________
André Brink Zanim zapomnę, tłum. Hanna Falińska, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa, 2010
_____________________________________________________________________________________
Takiego zadania podejmuje się 78-letni Chris Minnaar czuwający u łóżka pogrążonej w śpiączce przyjaciółki. Kobiety dużo od niego młodszej, być może jedynej niespełnionej - spośród dziesiątek innych -miłości starego pisarza. Opowieść o znajomości z Rachel wywołuje wspomnienia o wcześniejszych związkach, a tych było w życiu Chrisa wiele. Kochał swoje wybranki namiętnie, każda zapisała się trwale w jego pamięci. Opowiadając o kochankach z jednej strony oddaje im hołd, z drugiej - na wzór legendarnej arabskiej księżniczki - odwleka nieubłagany koniec.
Mam spory kłopot z tą książką. Doceniam przemyślaną koncepcję autora, a więc snucie historii wokół wątku Don Giovanniego i Szeherezady, ba! nawet wojny w Iraku. Ciekawe jest pokazanie przemian społeczno-politycznych w RPA jako tła głównej opowieści; ujmuje sposób, w jaki Brink potrafi pisać o kobietach. A jednak całość nie ma tej siły rażenia co "Tamta strona ciszy" czy choćby "Chwila na wietrze". Śledzenie kolejnych miłości staje się z czasem nużące, podobnie ma się rzecz z dyskusjami na tzw. ważne tematy. Nie do końca przekonuje także postać narratora, który niespecjalnie odpowiada wyobrażeniu mężczyzny w podeszłym wieku.
Bardzo chciałam dotrwać do końca lektury. Odkładałam ją, wracałam do czytania po kilku dniach. Wszystkie Heleny, Melanie, Nicoletty, Avivy i Marleny zdążyły mi się pomieszać, może zresztą był to celowy zabieg autora - najważniejsze jest przecież, j a k poszczególne związki ukształtowały głównego bohatera. Paradoksalnie sumą jego miłości stała się ta ostatnia: niespełniona, a zarazem bodaj najbardziej dojrzała. Książkę zamknęłam z ulgą - czuwanie się zakończyło, wszystkie wątki zostały zgrabnie domknięte. I tylko żal pozostał, że mimo wyraźnych starań autora powieść jest nieudana.
_____________________________________________________________________________________
André Brink Zanim zapomnę, tłum. Hanna Falińska, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa, 2010
_____________________________________________________________________________________
piątek, 18 maja 2012
Book proposal
"Book proposal, konspekt książki, to jedna z najważniejszych rzeczy w nastawionej na rynek kulturze literackiej. Book proposal to kamień węgielny, bez niego nie ma książki. Dlatego podręcznik How to Write a Book Proposal powinien być Biblią każdego autora, który chce być pewnym graczem we współczesnym ostro konkurencyjnym przemyśle wydawniczym.
- Tak, tak - mruczy w słuchawkę redaktor. - Otrzymałem pani rękopis, ale nie zamierzam niczego zrobić, zanim nie przyśle mi pani book proposalu.
Co to jest book proposal? Streszczenie książki, wyciąg, krótko ujęta zawartość. Który book proposal jest udany? Ten, który sprowokuje redaktora, żeby przekazał rękopis do przeczytania lektorom wydawnictwa. Który book proposal jest naprawdę udany? Ten, który sprowokuje redaktora do podpisania umowy na książkę, zanim jeszcze książka została zaczęta.
Udany book proposal musi mieć w sobie hook, haczyk, przynętę, lepik. Tak przynajmniej twierdzi autor wspomnianej Biblii. Trzeba mieć hook, powiada, który przyszpili uwagę redaktora i odsunie, jeśli wręcz nie uniemożliwi, lot proposalu do kosza na śmieci.
- Nijak nie mogę znaleźć tego hooka - skarży się Ellen. Moja koleżanka zupełnie zarzuciła pracę nad książką, już od miesięcy pisze doskonały book proposal. - Szybciej bym napisała powieść niż dwie stroniczki streszczenia.
- Wyobraź sobie, że piszesz ofertę do informatora matrymonialnego, może łatwiej ci pójdzie - pocieszam ją głupio.
Udany book proposal powinien następnie odpowiedzieć na pytanie, dla jakiego typu czytelników przyszła książka jest przeznaczona. O ile sprawy z przynętą są dla mnie w jakimś sensie jasne, o tyle nie potrafię wyobrazić sobie z wyprzedzeniem swoich czytelników...
- Wyobraź sobie, że twoim czytelnikiem będzie Arnold Schwarzenegger, może łatwiej ci pójdzie - mówi Ellen.
Dziewiętnasty wiek, Francja, młoda ładna kobieta, wydana za mąż za prowincjonalnego lekarza, marzy o miłości. Rozdarta między nudnym mężem a jednym i potem drugim kochankiem, przytłoczona długami, które rosną z dnia na dzień, młoda kobieta popełnia samobójstwo. Książka skierowana jest do szeroko rozumianego kobiecego audytorium. - W porządku - powiada redaktor. - Proszę tylko zmienić dziewiętnasty wiek na dwudziesty i dodać jeszcze kilku kochanków. Niech pani też wymyśli rozrywkę dla męża, niech się okaże, że jest gejem. I proszę wyrzucić to samobójstwo na końcu! Jest absolutnie nieprzekonujące.
Dziewiętnasty wiek, Rosja, mężatka z wysokich sfer zakochuje się, zostawia męża i syna, żyje wyrzucona poza nawias społeczeństwa z uwielbianym kochankiem, a gdy ten ją zostawia, idąc na wojnę, rzuca się pod pociąg. Książka skierowana jest do szeroko rozumianego kobiecego audytorium.
- Wspaniale - powiada redaktor. - Dwie siostry, jedna żyje w sowieckiej Rosji, wydana za porucznika KGB, zakochuje się w dysydencie. Druga udaje się na emigrację i wychodzi za nudnego lekarza żyjącego na francuskiej prowincji. Lata dziewięćdziesiąte, siostry się spotykają. Pojawiają się flashbacki, dwa odmienne żywoty, dwa kobiece losy. Iluzje i rozczarowania Wschodu i Zachodu po upadku komunizmu. Tytuł: Dwie siostry... Niech pani pisze!" [str. 25]
Więcej w książce:
_________________________________________________________________________________________
Dubravka Ugrešić "Czytanie wzbronione", tłum. Dorota Jovanka Ćirlić, Wyd. Świat Literacki, Izabelin, 2004
_________________________________________________________________________________________
wtorek, 15 maja 2012
Notatki na krawędzi stołu (i życia)
Jest noc, poetka Anna Andrianowa przy kuchennym stole spisuje w szkolnym zeszycie swoje gorzkie żale. Że zniedołężniałą matkę musiała oddać do szpitala psychiatrycznego. Że ukochany syn siedzi w więzieniu za innych, albo dla odmiany ucieka przed kryminalistami. Że córka jest w kolejnej ciąży z nieznanym ojcem i nie pojawia się w domu. Że wnuczek Tima przebywający pod opieką babci nie dojada i trzeba się wpraszać do znajomych na porcję zupy. Że za spotkania autorskie płacą marne grosze, a żyć przecież trzeba. Z zapisków wyziera nędza i rozpacz.
A może sytuacja jest inna? Może Anna jest tylko grafomanką marzącą o talencie i sławie Achmatowej. Może jej bezgraniczne oddanie rodzinie jest źle pojętą miłością. Co, jeśli dzieci uciekają przed nią, a ta w zastępstwie zawłaszczyła sobie wnuczka i wykorzystuje go, aby u innych wzbudzać litość? Może syn jest pospolitym bandytą, a córka jedynie powtarza błędy własnej matki? Bo co Anna właściwie o nich wie - jedynie tyle, co wyciągnie od znajomych, podsłucha w rozmowie czy wyczyta ukradkiem w cudzym pamiętniku. Czytelnik sam musi zdecydować, gdzie leży prawda. Wyłapać niuanse z monologu coraz bardziej rozgorączkowanej kobiety, nie dać się ponieść tej karuzeli uczuć. A karuzela przyspiesza i kręci się jak szalona.
Pietruszewska stworzyła rewelacyjny portret kobiety samotnej i zdesperowanej. Jej bohaterka to rosyjska babuszka, resztkami sił znosząca przeciwności losu i uporczywie, wręcz nachalnie chwytająca się każdej szansy na choćby drobną poprawę. Książka nie wzrusza tanimi chwytami, ale porusza, nie daje spokoju i wciąga w tę drogę przez mękę. Opowieść bez wątpienia wiele zawdzięcza swojej formie i językowi, chętnie obejrzałabym ją jako monodram na scenie.
_______________________________________________________________________
Ludmiła Pietruszewska "Jest noc" tłum. Jerzy Czech, Wyd. Czarne, Wołowiec, 2012
_______________________________________________________________________
A może sytuacja jest inna? Może Anna jest tylko grafomanką marzącą o talencie i sławie Achmatowej. Może jej bezgraniczne oddanie rodzinie jest źle pojętą miłością. Co, jeśli dzieci uciekają przed nią, a ta w zastępstwie zawłaszczyła sobie wnuczka i wykorzystuje go, aby u innych wzbudzać litość? Może syn jest pospolitym bandytą, a córka jedynie powtarza błędy własnej matki? Bo co Anna właściwie o nich wie - jedynie tyle, co wyciągnie od znajomych, podsłucha w rozmowie czy wyczyta ukradkiem w cudzym pamiętniku. Czytelnik sam musi zdecydować, gdzie leży prawda. Wyłapać niuanse z monologu coraz bardziej rozgorączkowanej kobiety, nie dać się ponieść tej karuzeli uczuć. A karuzela przyspiesza i kręci się jak szalona.
Pietruszewska stworzyła rewelacyjny portret kobiety samotnej i zdesperowanej. Jej bohaterka to rosyjska babuszka, resztkami sił znosząca przeciwności losu i uporczywie, wręcz nachalnie chwytająca się każdej szansy na choćby drobną poprawę. Książka nie wzrusza tanimi chwytami, ale porusza, nie daje spokoju i wciąga w tę drogę przez mękę. Opowieść bez wątpienia wiele zawdzięcza swojej formie i językowi, chętnie obejrzałabym ją jako monodram na scenie.
_______________________________________________________________________
Ludmiła Pietruszewska "Jest noc" tłum. Jerzy Czech, Wyd. Czarne, Wołowiec, 2012
_______________________________________________________________________
piątek, 11 maja 2012
Klub czytelniczy (odc. 17) – Córka Agamemnona
„Córka Agamemnona” Ismaila Kadare – choć napisana w roku 1985 - wydana została po raz pierwszy w 2003 r. Jest pierwszą część dyptyk, którego kontynuację stanowi „Następca”.
Pytania na dziś:
1. Jakie są Wasze ogólne wrażenia z lektury? Czy lubicie/czytujecie literaturę z Bałkanów?
2. Pochód pierwszomajowy pozwolił Kadare pokazać m.in. machinacje władzy. Czy coś jeszcze? Jak oceniacie ten pomysł i wykonanie?
3. Jakim człowiekiem wydaje Wam się narrator? (krótka charakterystyka)
4. Relacje narratora z wujem – antagonizm czy symbioza?
5. Na ile ważną postacią jest w powieści Suzana? A inne postaci kobiece?
6. Jak interpretujecie tytuł? O czym według Was jest książka Kadare?
7. Wasze pytania
Zapraszam serdecznie do dyskusji.
wtorek, 8 maja 2012
Opatrzność niech nad nią czuwa
Wszyscy z grubsza wiedzą, kto taki romantyk, główni zainteresowani - nie zawsze. Tak sprawę widzi bohaterka powieści Anity Brookner czyli Kitty Maule, specjalistka od literatury romantycznej, będąca żywym przykładem owego stwierdzenia. W nielicznych przerwach od pracy naukowej stara się zagłuszyć nieznośną samotność lub dla odmiany snuje marzenia o obiekcie swojego zauroczenia. I jakoś nie może dostrzec, że ów obiekt jest mało uchwytny i niespecjalnie odwzajemnia jej uczucia. Bidula nie zauważa nawet, że jej życie zaczyna przypominać literaturę, niestety raczej w żałosnym wydaniu.
Zamiast biegać do wróżki nieszczęsna Kitty powinna wybrać się do psychoterapeuty, który być może podbudowałby jej samoocenę i nauczył realnej oceny rzeczywistości. Przydałoby się również przetrzeć lustro: główna bohaterka dojrzałaby w nim wreszcie młodą, atrakcyjną kobietę wymagającą jedynie bardziej nowoczesnej garderoby. Niestety Kitty Maule to ciężki przypadek. Dziewczyna jakby nie na miejscu: nie do końca "angielska", nie w pełni dorosła, obca także w środowisku zawodowym. Nawet jej staromodny, acz strój podkreśla odstawanie od ogółu. Gdyby jej styl bycia był chociaż oryginalny! Płonne nadzieje - panna Maule jest ciekawa głównie wtedy, gdy zacznie rozprawiać o swoich ulubionych Romantykach.
Książka Brookner jest i romansem, i powieścią akademicką. Krąży wokół konkretnego utworu literackiego ("Adolf" Benjamina Constanta) i ściśle z nim współgra, co w moim odczuciu jest największą zaletą "Opatrzności". Ma w sobie jeszcze coś istotnego: lekkość i humor. Niepokoi mnie kapkę powtórzenie kilku wątków z książki o rok wcześniejszej (A Start in Life) oraz niedociągnięcia w prowadzeniu fabuły. Powieść na szczęście ma dużo do zaoferowania, więc przymykam na to oko.;)
Podziękowania dla maiooffki, która zmobilizowała mnie do wspólnego czytania "Opatrzności".
______________________________________________
Anita Brookner Providence, Triad Grafton, London, 1986
______________________________________________
Zamiast biegać do wróżki nieszczęsna Kitty powinna wybrać się do psychoterapeuty, który być może podbudowałby jej samoocenę i nauczył realnej oceny rzeczywistości. Przydałoby się również przetrzeć lustro: główna bohaterka dojrzałaby w nim wreszcie młodą, atrakcyjną kobietę wymagającą jedynie bardziej nowoczesnej garderoby. Niestety Kitty Maule to ciężki przypadek. Dziewczyna jakby nie na miejscu: nie do końca "angielska", nie w pełni dorosła, obca także w środowisku zawodowym. Nawet jej staromodny, acz strój podkreśla odstawanie od ogółu. Gdyby jej styl bycia był chociaż oryginalny! Płonne nadzieje - panna Maule jest ciekawa głównie wtedy, gdy zacznie rozprawiać o swoich ulubionych Romantykach.
Książka Brookner jest i romansem, i powieścią akademicką. Krąży wokół konkretnego utworu literackiego ("Adolf" Benjamina Constanta) i ściśle z nim współgra, co w moim odczuciu jest największą zaletą "Opatrzności". Ma w sobie jeszcze coś istotnego: lekkość i humor. Niepokoi mnie kapkę powtórzenie kilku wątków z książki o rok wcześniejszej (A Start in Life) oraz niedociągnięcia w prowadzeniu fabuły. Powieść na szczęście ma dużo do zaoferowania, więc przymykam na to oko.;)
Podziękowania dla maiooffki, która zmobilizowała mnie do wspólnego czytania "Opatrzności".
______________________________________________
Anita Brookner Providence, Triad Grafton, London, 1986
______________________________________________
piątek, 4 maja 2012
Wiosną owego roku
Na okładce angielskiego wydania "Wiosną owego roku" krzew bzu tonie w ciemności. Bujne kwiaty sugerują pełnię wiosny, zastanawia jednak dominująca czerń. Sugestywna ilustracja znakomicie oddaje klimat powieści Susan Hill: nie o urokach wiosennego przebudzenia będzie tutaj mowa, ale o śmierci. Tej nagłej, w pełnym rozkwicie życia, a może nawet jeszcze nie, bo cóż to jest dwadzieścia pięć lat.
Główna bohaterka Ruth Bryce traci męża w wypadku. Cios wyjątkowo dotkliwy, jako że młodzi byli małżeństwem zaledwie od roku. Książka jest zapisem zmagania się ze stratą, krok po kroku śledzi próby pogodzenia się z nową rzeczywistością. Młoda wdowa wybiera samotną drogę, poniekąd zawłaszczając sobie śmierć męża. A przecież miał rodziców, rodzeństwo, znajomych. Hill świetnie pokazuje, jak niejednoznaczna może być żałoba i jak różnie przeżywana. W przypadku Ruth sprawę komplikuje jej skłonność do życia na uboczu odbierana przez niektórych jako duma. Sprawa kłopotliwa, jeśli się mieszka w małej społeczności wiejskiej.
Największą zaletą książki Hill jest psychologia postaci oraz pokazanie człowieka w ścisłym związku z przyrodą. Niespieszna akcja świetnie odzwierciedla kolejne etapy żałoby Ruth i chyba dlatego nagłe przyspieszenie na ostatnich stronach wydaje się niepotrzebne. Efekciarstwo w tego rodzaju powieściach jest zbędne, wystarczy umiarkowane tempo. Tak czy owak, książka zdecydowanie godna polecenia. Jak zaznaczono na okładce - oparta na doświadczeniach własnych Hill.
_______________________________________________________________________________
Susan Hill "Wiosną owego roku" tłum. Ryszarda Grzybowska, Wyd. Czytelnik, Warszawa, 1979
_______________________________________________________________________________
Główna bohaterka Ruth Bryce traci męża w wypadku. Cios wyjątkowo dotkliwy, jako że młodzi byli małżeństwem zaledwie od roku. Książka jest zapisem zmagania się ze stratą, krok po kroku śledzi próby pogodzenia się z nową rzeczywistością. Młoda wdowa wybiera samotną drogę, poniekąd zawłaszczając sobie śmierć męża. A przecież miał rodziców, rodzeństwo, znajomych. Hill świetnie pokazuje, jak niejednoznaczna może być żałoba i jak różnie przeżywana. W przypadku Ruth sprawę komplikuje jej skłonność do życia na uboczu odbierana przez niektórych jako duma. Sprawa kłopotliwa, jeśli się mieszka w małej społeczności wiejskiej.
Największą zaletą książki Hill jest psychologia postaci oraz pokazanie człowieka w ścisłym związku z przyrodą. Niespieszna akcja świetnie odzwierciedla kolejne etapy żałoby Ruth i chyba dlatego nagłe przyspieszenie na ostatnich stronach wydaje się niepotrzebne. Efekciarstwo w tego rodzaju powieściach jest zbędne, wystarczy umiarkowane tempo. Tak czy owak, książka zdecydowanie godna polecenia. Jak zaznaczono na okładce - oparta na doświadczeniach własnych Hill.
_______________________________________________________________________________
Susan Hill "Wiosną owego roku" tłum. Ryszarda Grzybowska, Wyd. Czytelnik, Warszawa, 1979
_______________________________________________________________________________
Subskrybuj:
Posty (Atom)